top of page

Adam Kaczanowski - Wykończę was wszystkich (5)



Koniec z prawdą, koniec z fikcją


Jeże nie jedzą jabłek i nie noszą swojego żarcia na grzbiecie. Czy to jednak powód, by odrzucić na starcie rysunek z jeżykiem niosącym na grzbiecie jabłko? Czy nie lepiej pójść za tym jeżem dalej? I zapytać, OK, a jeśli ten narysowany jeż akurat je jabłka, to w takim razie jak dobierze się do tego konkretnego, tachanego na pleckach? Jabłko jest dobrze wbite, ale może nasz narysowany jeżyk potrafi rozluźnić swoje igły? Czy wtedy jabłko osunie się na trawnik i będzie mogło zostać zjedzone? A jeśli kolce nie puszczą? Jeżyk może przewrócić się na bok i jakoś tak gwałtownie szarpnąć, spróbować jabłko zrzucić przy wstawaniu? Albo otrzeć się o coś, zahaczyć o gałąź, zrobić fikołka w błoto. A jeśli owoc trzyma się dalej? Najlepiej byłoby mieć dwa jeże, parkę. Oba jabłkożerne. Jeżyk nr 1 zjadłby jabłko bezpośrednio z grzbietu jeżyka nr 2 a potem by się zamieniły rolami. Co mogłoby być lepsze od takiej współpracy, takiego widoku? Lepsze byłyby dwa jeże nie jedzące jabłek, ale za to noszące siebie na grzbiecie, na zmianę. Jeże wbite w siebie grzbietami, wczepione w siebie nawzajem. Raz jeden tupta, drugi jest niesiony, potem zmiana. Wtedy ten drugi, niesiony na grzbiecie jeża jeż, mógłby jabłko trzymać w łapkach. Już nie dla jedzenia, tylko dla sportu, coś jak żonglerka piłką podczas jazdy na rowerze. Posłuchajmy, co ten niejabłkożerny jeżyk niesiony na grzbiecie kolegi, żonglujący jabłkiem jak piłką, ma nam do powiedzenia:


Jeże nie mówią, ale ich największą zaletą jest to, że nie piszą. Bo gorszym od widoku zdesperowanego, głodnego, jabłkożernego jeża próbującego bezskutecznie dobrać się do owocu uwięzionego na własnym grzbiecie, jest widok pisarza żywiącego się złudzeniami, że jego twórczość znaczy więcej, niż gnijący ogryzek wrzucony przez pomyłkę, zamiast do kompostu, do pojemnika na plastiki. Bo największą fikcją tworzoną przez pisarzy są nie fabuły przez nich snute, lecz fantazje i rojenia na własny temat, którymi karmią się ci wiecznie głodni sławy, uznania i uwagi literaci. A widokiem żałośniejszym od rodziny jeży czekającej pod jabłonią aż dojrzałe owoce zaczną spadać na ich grzbiety, jest widok grupki literatów rozmawiających o innych literatach, podgryzających się nawzajem i słodzących sobie na zmianę. Jeżu, jak jak kurwa ich nie znoszę!


Strusie nie chowają głowy w piasek. Czy to jednak jest powód, by odrzucić na starcie taki obrazek? A może jednak lepiej podążyć za nim? Wyobraźmy sobie strusia, który niczego się nie boi, ani lwa, ani ciężarówki z trotylem prowadzonej przez kierowcę narkomana. Struś ten chowa głowę w piasek, bo tak najbardziej lubi spać. Właściwie, w żaden inny sposób nie potrafi zasnąć. Z głową schowaną w piasku może spokojnie kimać, nawet jeśli dookoła biega jak szalony kogut z odciętą głową, wściekle trzepoczący skrzydłami. Posłuchajmy mądrości strusia:


Pisarze to odrażające kreatury. Tacy już są, nic z tym nie zrobimy, nie zmienią się, trzeba na to ich żałosne, obciachowe zachowanie przymknąć oko, odwrócić głowę, udać, że słońce nas razi i niczego nie widzimy, no i czytać te ich książki dalej. Trudno.


bottom of page