top of page

Karolina Krasny – Nielotom wkręcili, że jedzie się prosto



OKoncepcja i kierunek artystyczny: M. Tuzinek, obraz wygenerowany przez AI, za pomocą OpenAI DALL·E



Wjeżdżam w cień i nabieram ostrości, moje uda są różowe od słońca, jak wysypka. Klaszczę w kolano, które właśnie jest na górze i tak jest do końca, obie nogi dotykam tak samo, plaśnięciem, które wzięło się z potrzeby, z obietnicy równości.


Uśmiecham się do staruszka, bo jest stary i na rowerze. On robi to samo – zauważam, zanim zdążę go minąć; najpierw jestem szczęśliwa, że zrobiliśmy to oboje, potem już wiem, że jeszcze się nie zestarzał (wstyd, dziewczyński wstyd).


…Mijam mur na którym kiedyś usiadłam. Wtedy nie stał przy trasie do Tyńca, nie był ścianą, był spiętrzeniem chodnika przy hotelu, w którym nigdy nie byłam. Z zewnątrz hotel wygląda jak maszyna, zimna stal, której trzeba zaufać. Cień mojej główki pstryka mnie w pupę (jadę szybciej, od kiedy wszystko zaczęło młodnieć).


Ze strachu? Ktoś kiedyś upadł. Roztrzaskał się na ścieżce, zanim zaczęła być rowerową, to żart, że tak dobrze się tu czuję. Na dole stoi moi przyjaciółka, robi zdjęcie jak macham białym adidaskiem.


Źle się to zestarzało. Nie rozmawiamy. Wstydzę się śpiewać, nawet jeśli znam słowa: otwieram usta i udaje, że podział (słuchany i słuchający) nie istnieje, bez wdechu połykam powietrze, suche muszki. Mijam staruszka, przejeżdżając mu po sandałach.


Podział istnieje, mówili, i boli.


Słyszę krzyk matki. Ze stopy jej syna cieknie krew, skrzep rzemyka i ślina. Kurwa, myślę, nieskończoność tej planety nas zabije. Nie odwracam się i rozpędzam w dół. Mój chłopak nazywa to połykaniem wzniesień.


To było proste. Widzę, jak prawe udo robi się białe. Całuję je więc jak kogoś, kogo bardzo pragnę, aż pięć małych krwiaczków ułoży się w niebo. Będę wierzyć, że da się inaczej. Że nie rozbiłam się pierwszym zakrętem. Nie jak lotka.

bottom of page