top of page

Jarosław Kapłon - zestaw pięciu wierszy



grafika, Joanna Haudek



data


ta data jest zbyt kosmiczna

jak ruchliwa ulica w Las Vegas

nie ma w niej miejsca

dla spóźnionych ani zawieszonych w czasie

jest za to noc poślubna

z samą Heleną Wankstein

z GTA San Andreas

a śnieg widnieje

wyłącznie w opowieściach wigilijnych

chrzęszcząc pod nogami

kiedy wracam do domu

dzieląc się z tobą

wirtualnym opłatkiem

gdy nagle przychodzi ksiądz po kolędzie

niczym duchowa projekcja

wszystko staje się fikcyjną

jak w książkach Lema

więc patrzę za okno

w miejsce gdzie ptaki są prawdziwe

możliwe jest swobodne

oddychanie realnym powietrzem

próbuję się zatrzymać

mógłbym powiedzieć że śnię

a potem wychodzę z tego snu

do drugiego snu innego pokoju

gdzie wydrapałaś na ścianach okna

jakbyś nie wierzyła

że niewidzialne staje się widzialne



nieważkość


twoja obecność miga w hologramie snu nieufnie wymawiam słowa

zastanawiam się czy po otwarciu oczu rzeczywistość powróci

czy będę wyglądał tak samo obco dla ciebie jak ty dla mnie

czy ciemność rozproszy się sama i w niespokojnym śnie

spełnią przeczucia jak po każdej podróży bo nie jestem świadomy

tej istoty jej zmiennych nastrojów i dziwnych zachowań


wszystko co muszę przyswoić to tabletka po niej krew zwalnia

mechanika myśli nie przyprawia już o zawrót głowy w międzyczasie

świat robi krok do przodu wiadomość wysłana w eter

nigdy nie dociera ulotny obraz jej twarzy rozpływa się w zimnym kosmosie



studnia

z głębokiej studni kosmos widać jak na dłoni

jasna plama światła odbija się w oku

jest w tym jakaś pułapka

to baczne podglądanie się nawzajem

prowadzi do dziwnych skojarzeń

trzeba nauczyć się krzyczeć ratunku


echo ma głos kobiety która nie umarła

jak te potopione koty

miłość przecież nie zna granic

woda krąży w przyrodzie z ust do ust

musi nastąpić jakieś niebo

możliwe że ktoś tam w górze opuści aluminiowe wiadro

które kilkanaście kręgów nad nami

błyszczy niczym księżyc



perseidy


żar z papierosa odsłania mały fragment pokoju

zapamiętuje fotel wduszony w kąt ścian

wszystko inne jest poza jakby nie istniało w pamięci

liczę do pięciu otwieram oczy

wymazując z osobna niespełnione marzenia

cisza zwiastuje burzę papieros dogasa

w płonącym wszechświecie


myśli są jak unoszące się ciepłe opary

poruszam się po omacku wymyślam wszystko od nowa

nie ma imion nie ma twarzy anonimowi ludzie

utleniają się kropla po kropli



istota


nie pamiętam narodzin jedynie korytarz wypełniony światłem

moment oddzielenia się od statku matki

noc pod jaskrawą żarówką a potem słowa

niezrozumiałe sygnały tyle czułości

bo tylko w takiej kolejności mogło zrodzić się życie

najpiękniejsze są jednak oczy

rozległe otoczki gwiazd mgławice przez które przemykam

niczym astronauta w konstelacji bliźniąt

a po chwili wracam do drogi mlecznej

jak czarna dziura wysysam z niej całe gwiezdne systemy

nieznane obiekty hektolitry białej materii

wkrótce zasypiam wyczuwając jej skupione spojrzenie


bottom of page