rzeczywistość zmieniała się jak kalejdoskop a ja nie mogłam z tym nic zrobić
kłamstwa jako zaznaczanie dominacji
drugorzędność wiary mrowienie w palcach
w uszach statyka chodniki w kształtach
kolorach i liniach
tyle o sobie słyszałam dlatego przyznaję
jestem lękiem tak samo jak jestem moim okiem
mam oczy tak samo jak posiadam lęk
o nim słyszałam więcej dlatego powtarzam
wszystko zrobił źle a wy wierzyliście
że wszystko najlepiej nie wiedziałam
co z tym zrobić uciekając z miasta
granice bywają nieostre
nawet pod szkłem
gdy osuwam się w spokojną śmierć kończą się tabletki
jedyne zabijanie jakie mam to samej siebie
defenestracje tylko w cudzym imieniu
intruzywne myśli wyłącznie o rękach
rozciętych od zgięcia w łokciu
po nadgarstki
kiedyś myślałam że słabo o tym mówić
ale potem wróciłam na tumblera i najadłam się mięsa
czytając jak mój ziomek livepostuje samobójstwo
z częściowym powodzeniem
napiłam się strachu nie wiedząc
które rany są do szycia
a które groźby na poważnie
wychodziłam w ubraniach
mokrych od krwi
autopsję zdałam z wyróżnieniem
w środku mnie było tak dużo wnętrza
dysleksja społeczna
po jednym piwku i kilku buszkach czuję się ludzka
rozmawiam z wami jestem normalna łapię
spojrzenia – nareszcie odmawiam
po kilku xanach i jednym piwku nie czuję się
z braku dowodów i konsekwencji
na szczęście co zapomniane to moje
gdy wiersze zyskują sens w sieci innych wierszy
ja siebie tracę wśród ludzi i łykam piksy
palę cudze mówię swoje o smutkach
których nie pozbyłam się z bioder
o śmierci ale w pierwszej osobie
dostaję tylko trochę
a i tak na wyrost