top of page

Piotr Sobolczyk - Powrót siulpeta


Nasturcja Podolak, ilustracja


„Siulpet” Białoszewskiego z wiersza o tym samym tytule od początku wzbudzał zaciekawienie. Poeta stosował neologizmy, co różnie wówczas oceniano, ale na ogół były one rozszyfrowywalne. Dla jednych „siulpet” stał się więc w chwili publikacji i lata później poręcznym przykładem dziwactw nowoczesnej poezji. Szczególnie strukturaliści (Janusz Sławiński, Aleksandra Okopień-Sławińska, Edward Balcerzan, Stanisław Barańczak) chcieli odgadnąć czy rozszyfrować ten neologizm. Z jednej strony przyczyną jest to, że z perspektywy s y s t e m u językowego, pełnego konstrukcji i opozycji, wystąpienie takiej d z i u r y  systemowej i semantycznej jest skandalem, a nieomal niemożliwością[1]. Z drugiej natomiast strony wiersz Białoszewskiego jest tak skonstruowany, że wyjąwszy kilka użytych w nim wyrażeń, w tym oczywiście „siulpet”, wydaje się on coś komunikować, chcieć coś zakomunikować, sugerując, że jeśli musi wysłużyć się kodem czy unikiem, to tak zwana logika poetycka ma po temu dobre powody. I tak jakieś dwadzieścia lat po powstaniu wiersza Białoszewski zanotował w Tajnym dzienniku, że przy okazji swojej wizyty u Aleksandry i Janusza Sławińskich był pytany o znaczenie tego słowa:

 

Sławińska spytała mnie, co to znaczy mniej więcej „siulpet”, ale nie umiałem jej wytłumaczyć. Powiedziała, że można wyczuć nastrój tego słowa. Oraz: I znów o tych słowach. Sławińska – Słowa „siulpet” w prozie by pan jednak chyba nie użył? – Nie. W poezji słowa więcej znaczą, jest ich mniej, jak pączki w luźnym maśle, ma się od nich większe wymagania[2]

 

To ciekawe, że Białoszewski z a p i s u j e, że nie u m i e tego wytłumaczyć. Ponieważ używa tego słowa w swoim dzienniku, to chyba nie jest tak, że nie c h c i a ł tego wytłumaczyć. Nie znaczy to też, że tego nie wie. To by mogło wskazywać na kierunek nieidący ku czytaniu tego neologizmu jako „rozwiązaniu rebusu”. Z podobnym poczuciem niejakiej bezradności konkludowali Barańczak i Balcerzan. Ten pierwszy uznał ów neologizm za rodzaj tabu językowego, za którym stoi coś nieprzyjemnego, może śmierć czy choroba[3]. Ten drugi komentował siulpet jako jeden z przykładów „zablokowanych sensów”, dodając uroczą formułę: Raj dla dekonstrukcjonisty? Raczej piekło. Dekonstruuje się konstrukcje. A tu trzeba zrekonstruować dekonstrukcję[4]. A osobną sprawą jest rozkosz rozwiązywania rebusów, nad którymi tylu się głowiło (a teraz ja właśnie pierwszy oto objawię...). Bez wątpienia taka właśnie, libidynalna, a nie systemowo-naukowa motywacja przyświecała Barańczakowi, gdy pisał swój doktorat o dziwacznych formach językowych u Białoszewskiego.

 

Kiedy zacząłem przerabiać i update'ować swój szkic Neologizmy Białoszewskiego, pisany w 2004 i opublikowany rok później, równo dwadzieścia lat po napisaniu – w ramach prac nad książką autorską Tajne przez Białoszewskie, gromadzącą moje różne szkice o tym pisarzu z ostatnich dwóch dekad – z niejakim żenującym zaskoczeniem zauważyłem, że jako jeden z przykładów przywołałem wówczas wiersz siulpet. Z zaskoczeniem, bo o tym zapomniałem, a może nawet to wyparłem; „ależ” – pomyślałem – „przecież ja tego wiersza nigdy nie rozumiałem!”. W istocie, to co wówczas napisałem, potwierdza, że nic nie rozumiałem. Zrazu poprawiłem tylko styl i przypisy i miałem już przejść do dalszych akapitów, ale pomyślałem, że przeczytam ten wiersz jeszcze raz, a nuż dopiszę cokolwiek więcej, choćby jedno zdanie. I oto po jakichś 25 latach czytania tego wiersza jako właśnie takiej „dziury”...

 

Ale spójrzmy najprzód na sam wiersz:

 

            siulpet

 

            Słońce świeci

                        nie siulpeci

 

            idzie   siulpet

 

            dziś niesiulpet

            jutro jeszcze nieś

            pojutrze jużsiulpet

 

            siulpet polega na a

 

            sanatoriumlas

            dziś niesiulpetlas

            pojutrze dostanę a

            będę jasiulpet

            Otwock jak Ośmok

 

            siulpet ma

            ciepłą miękką mokrą mordę a[5]

 

           

Oto, co napisałem w 2004 roku.

 

Stosując metodę analogii, powiemy, że kojarzy się z „pulpet” (doszukiwalibyśmy się neologizmu kontaminacyjnego), ale niczego to nie wyjaśnia, ponieważ co miałoby znaczyć „słońce świeci nie siulpeci”? Może więc chodzi o jakiś rodzaj „peta”, papierosa (słońce się „pali”, papierosa też można, choć nie jak się ma chorobę płuc...)? Ale okazuje się, że właściwości określanej jako „siulpet” można nabrać („dziś niesiulpet (...) pojutrze jużsiulpet”) i zmienić się w „jasiulpet”.  Jeśli tak, to może „siulpet” powstało z „śp” wypełnionego samogłoskami i spółgłoskami „l” i „t” na podobieństwo rzeczownika? Może chodzi o aluzję do onomatopei „siu!”, odgłos przy wyrzucaniu czegoś? Lub o odległą aluzję do „siepacz, siepać” (mordować)? Bądź coś związanego z „siłą” („siul” – jak „sił”)?

 

Tu uzupełnię, że cały czas mi wówczas krążyło po głowie skojarzenie z francuskim „s'il te plaît / s'il vous  plaît”, tu domniemanie ściągniętym, ale wstydziłem się je zapisać, szczególnie że niczego nie wyjaśniało. To znaczy, nic, co wówczas w tym temacie napisałem (i myślałem), niczego nie wyjaśniało.

 

Odtąd to, co napisałem w lutym 2024.

 

A może nie należy wcale grzebać w semantyce tego słowa, bo może być zupełnie arbitralne – a zamiast tego uznać, iż ten przypadek podlega raczej pod kategorię neologizmów kodowanych, gdzie kontekst całości wyjaśnia zasadę metonimicznych przesunięć, arbitralnych przesunięć, „prywatnych” przesunięć (zamiast mówić „gruźlica” użyję innego słowa itp.). Taka hipoteza jest możliwa tylko jeśli się rozumie sanatoryjny kontekst wiersza oraz wie skądinąd (tj. spoza wiersza, no chyba, że wie, iż wzmiankowany w wierszu Otwock posiadał placówki[6] specjalizujące się w gruźlicy), że było to sanatorium dla chorych na gruźlicę, oraz że Białoszewski sam był gruźlikiem. I tak, jeśli przyjąć, że „siulpet” oznacza osobę chorą, która jest pacjentem „sanatoriumlasu” i to o krótkotrwałych rokowaniach (wszystko tu rozgrywa się w kategoriach dni: „dziś”, „jutro”, „pojutrze”), to „idzie siulpet” może oznaczać: przybywa gruźlik, aby zostać pacjentem. Albo też podmiot, niebędący jeszcze sam pacjentem (siulpetem), obserwuje na razie z zewnątrz chodzących pacjentów (po sanatorium i „sanatoriumlasie”)[7]. „Słońce świeci/ nie siulpeci” oznacza w konceptualnym skrócie, że słońce nie zwiastuje dziś śmierci na gruźlicę (a w skrócie: słońce nie ma gruźlicy), rodzaj „dziecięcej” magii zaklinającej czy wróżebnej; albo: dochodzę do sanatorium i słońce, które świeci dla mnie dziś, cywila, nie jest „słońcem dla siulpeta” (pacjenta, zamkniętego). „Siulpet” zostaje pacjentem i teraz odliczane są dni do jego wypisu – lub mocniej, śmierci: „dziś niesiulpet” – dziś nie wyjdzie/umrze (bo słońce świeci); „jutro jeszcze nieś” (tu dodatkowy neologizm z kategorii omówionych wyżej, haplograficzny, „nieś” od „nie ś.p.”, jak i „jeszcze [go] niesie”); „pojutrze jużsiulpet” – dostanie wypis/umrze. Zasada: zamiast wymawiać złowieszcze słowo „gruźlik”, „pacjent”, „chory” – wszystkie te znaczenia kondensują się w jednym magicznym słowie – mówić z przesunięciem obejmuje teraz wyjaśnienie: „siulpet polega na a”. „A” mogłoby oznaczać po prostu „gruźlicę” (w znaczeniu wówczas: bycie [tutaj] pacjentem jest zależne od chorowania na gruźlicę), ale prędzej oznacza jakąś równie „magiczną” substancję, lekarstwo[8], a więc „pacjent polega, tj. liczy na a”, na jego zadziałanie. Być może nawet „przesunięcie” w tym wypadku nie jest aż tak arbitralne, jeśli uznać, że chodzi o kwas aminosalicylowy czy jakieś jego pochodne, stąd „a”; choć może również chodzić o stosowany już wówczas od kilku lat izoniazyd. I tak: „pojutrze dostanę a” i dzięki temu zostanę tutaj pacjentem („będę jasiulpet”). Skoro tak, to rozumiemy, iż wiersz ten jest pisany z perspektywy przyszłego pacjenta sanatorium dopiero w chwili jego przyjęcia (dlatego też – z jego perspektywy – „sanatoriumlas / dziś niesulpetlas”, czyli  dlań sanatorium na razie jest zwykłym lasem, nie „siulpetlasem”,  siulpet oznacza więc kondycję pacjenta). Co zaś oznacza deformacja „Otwock jak Ośmok”? Brak czasownika nie pozwala nam wyznaczyć czasu (teraźniejszy czy przyszły). Czy „jak dostanę a Otwock będzie [wyglądał, jawił się?] jak Ośmok”? Czy też „teraz zanim zostałem pacjentem Otwock [za moimi plecami wygląda] jak Ośmok”? Czy lek a ma właściwości halucynogenne (kwas aminosalicylowy ich nie ma, raczej skutki uboczne dotyczą układu trawiennego), czy też porzucenie dotychczasowego, zwykłego świata i konieczność wejścia w nowy „świat zamknięty”, świat sanatoriumlasu, powoduje, że zwykły Otwock się z nerwicy czy stresu deformuje? Wreszcie, co jest „ośmok” – skrót od „ośmiobok” lub „ośmiokąt”? A może Ośrodek Miejski Kultury – bądź Otwocka Spółdzielnia Mieszkaniowa (które mijał, kierując się ku sanatorium na dłużej, a może, myślał, zawsze), jakoś tak? Ostateczna definicja syntetyzująca relację „siulpetu” do „a” zaś jest cokolwiek uspokajająca za sprawą dwóch kojących epitetów: „siulpet ma ciepłą miękką mokrą mordę a”. Podążając tropem mojego wyjaśnienia, rozumiemy to tak, że pacjent, który dostał lek, odzyskuje dobrą temperaturę (gruźlica, jak wiadomo, wiąże się z wychłodzeniem – płuc co prawda, nie mordy), a „mokra” pewnie jest od flegmy (wykrztuszeń). „Morda” może być „miękka”, bo wymęczona kaszlem, ale też w opozycji do „suchej” (konotującej zresztą „suchoty”), a więc „zdrowa” (w ogóle czy „morda” nie konotuje od razu bardziej okrągłego aniżeli trójkątnego z zapadniętymi policzkami kształtu twarzy?), zaprzeczająca towarzyszącej gruźlicy bladości. Skojarzenie z psem (chyba raczej niż z krową...) zaś stąd, że pies oddycha, mając cały czas otwartą szczękę i język na wierzchu, tak zapewne też gruźlik – ale ku zdrowiu, jak zdrowy jest pies, który tak oddycha. Ewentualnie jednak, w innym nieco kierunku, być może „a” wywołuje skutki uboczne, niejako „rozmiękczające” – mordę, może i umysł, otumaniające, co też może sugerować, że człowiek po „a”, bądź też od samego wrzucenia w rolę „pacjenta – cierpliwca” i „obywatela liczydło”[9] zmienia się w „siulpet”. Tu możemy zaryzykować mimo wszystko powrót do domysłów semantycznych: „siul” – „śnięcie” + „uległy”? Albo: „si[ostrom]ul[egły]pet[ent]”? („Pet” może też być skompresowanym „p[acj]e[n]t”). Istotne jest to, że chociaż jednoznacznie nie możemy ustalić, co ten neologizm miałby desygnować[10], możemy się tego domyślić dzięki kontekstowi. I dalej, istotne jest to, że wiersz stosuje werbalną magię zaklęć; jeśli nie wymówię faktycznego słowa, to może mnie ominie, a dodatkowo rzucę na nie zaklęcie („a”). Istotne, że Białoszewski napisał szereg wierszy „niekodowanych” o sanatorium i o gruźlicy, a nawet trupach (pochówek!  zaśmiardnie się! pochówek! / [...] przekrzyk dr. med. / B), ale ich nie włączył do Mylnych wzruszeń[11].

 

Teraz cała ta konstrukcja jednak wymaga rekonsyderacji, albo i rekontekstualizacji, w wierszu zzmartwieńsiulpet - miłosnym:

           

            zzmartwieńsiulpet

 

            leżę od niechcenia mi się wierzyć leżyć

            z tobą na stałe w nocy na dzień wstałe

            twoje nieswoje wtedy dokarmelam

            chociaż dzielamz tobą za

            bardzo niedzielam[12]

 

Trudno powiedzieć, czy „zmartwienie” kochanka wynika z tego, że ma zostać „siulpetem”, to znaczy pacjentem, aby wyleczyć gruźlicę i czy powątpiewa w tę kurację, gdy powiada „leżę od niechcenia mi się wierzyć leżyć”. Abulia, tak, oczywiście; ale czy miłosna, czy jednak mamy uznać, że ostatnie słowo - neologizm paronomazyjny - jest za „leczyć”? Leżę z tobą i jest mi dobrze, ale powinienem leżeć w sanatorium i się leczyć (aby w przyszłości nadal z tobą móc leżeć)?[13]   

 

Ale co tam „siulpet”! Gdy po 25 latach czytania po nagłym oświeceniu tak wydaje się już prosty. A jego znaczenie dawało się odczuć kontekstowo – podobnie jak „berg” Gombrowicza. Białoszewski przełamał wiele granic komunikatywności, choć niektóre najradykalniejsze eksperymenty jednak zostawił w szufladzie. W cię nie z mniej więcej 1961 r. mamy nie jeden „siulpet” (oraz ewentualnie jakieś tajemne „a”), a cały własny kod dwóch kochanków, którego nijak nie można wytłumaczyć kontekstem, choć można go osadzić w konsytuacji, to znaczy zrozumieć albo jako miłosne przekomarzanie się kochanków, albo ich poważniejszą sprzeczkę:

 

            - plompert :

            - plompert

 

            chcesz:

            - njumpt

                  ?

            - njumpt

 

            chcesz żebym się pomylił :

            - zcóu

                ?

            - to się pomylam :

            - zcóu ą h

           

            - co? - zdziw się

            tylko że się nie oozdziwisz

            bo cię nie plompert, nie njumpt

            niezcóu ą h csz[14]

 

To mogłaby być jedna z kodowanych „pornografii”, a więc neologizmy użyte byłyby tu w funkcji eufemistycznej[15] – w końcu chodzi o jakieś czynności wykonywane wspólnie, tylko uzgadniane jest „chcenie”, okazuje się też, że w czynności „plompert” i „njumpt” jedna strona jest aktywna a druga pasywna („cię nie plompert”, rozumiemy, że ja cię nie). „Plombować”? Ale to tylko przy założeniu, że kodowane jest jakieś, powiedzmy, „posuwać”. Ale „pert”? A „njmupt”? Rozbijać, jak „siulpet”?, „nie – ja – mu [mnie u ?] – [coś na p, zakładam, że czasownik] – t(y)”? A przecież owa sprzeczka może dotyczyć równie dobrze preferencji kulinarnych – czyli, znając Mirona możliwości w tym zakresie, ryż czy makaron... O ile w wypadku „siulpetu” pozostałem na pograniczu stwierdzenia, że albo używa słowa magicznie i jego semantyka nie ma znaczenia, albo w końcu podałem jakąś hipotezę „siostrom uległego petenta”. Tu – wątpię w możliwości dociekań semantycznych. Dziura. Poczekajmy może jednak ćwierć wieku...



 

[1] Potwierdza to jedna z nielicznych prób „poetyki neologizmu” opracowana na strukturalistycznym gruncie przez Michaela Riffaterre’a pod koniec lat 70. Neologizm zawsze musi być rozpatrywany względem systemu jako sieci różnych opozycji. Riffaterre'owi to działało, bo, jako romanista, posługiwał się przykładami z poezji francuskiej, gdzie akurat orgii neologizmów, zwłaszcza takich jak u Białoszewskiego i wszystkich pokoleń polskich lingwistów, nie ma. Riffaterre o „siulpecie” mógłby powiedzieć tylko tyle, że należy go rozpatrywać na tle klasy rzeczowników zakończonych na „-et” i tam szukać potencjalnej opozycyjnej pary. A to może być i „kuplet”, co ma jakiś sens od biedy, jak i „suflet”, „pulpet”, „klozet”, „poczet”, „meczet”, „petent”, „priorytet”, „piruet”... Wystarczy przejrzeć index a tergo słownika języka polskiego. W naszym wypadku teoria ta działa głównie jako „zapchajdziura”, daje poczucie, że jakoś obezwładniliśmy , zneutralizowaliśmy tę asensowną wyrwę, choć do niczego nie doszliśmy. Por.  M. Riffaterre, Poétique du néologisme, [w:] La production du texte, Paris 1979. Przybliżyłem i krytycznie skomentowałem tę propozycję, dążąc ku nowej (niestrukturalistycznej) poetyce neologizmów w szkicu Neologizmy Białoszewskiego, „Przestrzenie Teorii” 2005 nr 5, s. 75–91.

[2] M. Białoszewski, Tajny dziennik, Kraków 2012, s. 399 i 400.

[3] S. Barańczak, Język poetycki Mirona Białoszewskiego, Wrocław 1974, s. 71.

[4] E. Balcerzan, Niewyrażalne czy nie wyrażone?, „Teksty Drugie” 1997 nr 3, s. 11–12.

[5] M. Białoszewski, Utwory zebrane, t. I, Warszawa 2015, s. 309.   

[6] Samo słowo „sanatorium” nie ma aż tak złowieszczych konotacji w polskiej kulturze, może konotować także placówki rehabilitacyjne, gdzie zdrowie jest „podreperowywane”.

[7] Na historycznych fotografiach widać, że do sanatorium dochodziło się drogą od ul. Reymonta pośród lasu. Por. też wcześniejszy wiersz o nim W stanie leżenia sanatorium w lesie, I, s. 216. Tu „sanatorium” leży w lesie, tak jakby las sam był sanatorium/szpitalem dla ludzkiego sanatorium/szpitala, bo to ludzkie jest „chore” (skoro musi leżeć). Sanatorium w sanatorium. To dodatkowo objaśnia „sanatoriumlas”.

[8] Podobnie uważał Balcerzan, op. cit., s. 11–12.

[9] Parafrazuję tytuły dwóch wierszy „sanatoryjnych”, też otwockich, ale z Rachunku zachciankowego: I, s. 214 i 215.

[10] Balcerzan (op. cit., s. 14) stwierdzał nawet: Być może „siulpet" oraz duże A Białoszewskiego pochodzą z rzeczywistego, otwockiego slangu sanatoryjnego? Tyle że edytorzy ustalili później na podstawie rękopisu, że nie jest to „duże A”, a pogrubione a...

[11] Chodzi przede wszystkim o wiersze -może pan doktór? (XIII, s. 123-124) oraz naoddzielnie trzeciego i czwartego jednej dr med. (XIII, s. 124–125).

[12] Białoszewski, Utwory zebrane, t. I, s. 318. Kilka uwag o tym wierszu i jego usytuowaniu wobec korpusu tekstów niepublikowanych z tego okresu w moim szkicu Odhermetyzowywanie pornografii?, [w:] „MiroFor” 2020, nr 1, red. A. Karpowicz, P. Sobolczyk, Gdańsk 2020, s. 139–140.

[13] W tej sytuacji należałoby uznać, że zzmartwieńsiulpet przedstawia sytuację wcześniejszą niż wiersz siulpet, tj. ten pierwszy rozważanie pójścia do sanatorium, zaś ten drugi pierwsze obserwacje czy myśli (lęki) w chwili przyjazdu do sanatorium. Tyle że w architekturze tomu Mylne wzruszenia akurat siulpet jest pierwszy a zzmartwieńsiulpet opublikowany parę stron dalej... Oczywiście, można też uznać, że poeta, układając książkę, kierował się inną logiką, „tomikową”, nie chronologiczną, tj. zzmartwieńsiulpet został umieszczony w ciągu wierszy erotycznych i „pornograficznych”.  

[14] M. Białoszewski, Utwory zebrane, t. XIII, Warszawa 2017, s. 183.

[15] Odsyłam raz jeszcze do szkicu Odhermetyzowywanie pornografii?, gdzie podjąłem liczne próby odcyfrowania takich erotycznych kodów.

bottom of page