top of page

Kamil Zając - zestaw pięciu wierszy


kamm, MidJourney__fish_weird_speed_party_cartoon




HIPERINFLACJA Na początku lat osiemdziesiątych byłego stulecia, minionego tysiąclecia, dwuletni wówczas sąsiad zjadł wypłatę ojca maczając banknoty w słoiczku z musztardą. Został zdemaskowany podczas konsumpcji ostatniego. CYFRYZACJA ZŁOTEGO Szedłem bulwarem nad fosą, przed nocą. Muskany przez promienie sierpniowego słońca. Wśród świeżo opadłych liści dostrzegłem portret

Mieszka I na banknocie dziesięciozłotowym. Zaskoczony podniosłem. Chuchnąłem księciu u w lico. Na rewersie srebrny denar zadrukowany na brązowo. Miły szelest prostowanego papierka. Przebitki jesieni. Za kilka lat taka scena może być już niemożliwa. UKROP DEWELOPERKI Panowie, żar leje się z nieba. Taka spiekota w mieście to piekło. Każdego dewelopera, przekupnego urzędnika i innych cwaniaków spod znaku bezmyślnej chciwości i niepohamowanej chcicy szybkiego nachapania się powinno wystawić w pełnym słońcu na kilka godziny przymusowego spędzenia czasu wyłącznie w towarzystwie betonu i masy bitumicznej. Po czym zaprowadzić w cień i zapytać o rolę i znaczenie drzew i roślinności w tkance miejskiej i życiu przyszłych pokoleń. PRZEŁADOWANE KONTENEROWCE KONTENTU GRZĘZNĄ NA MIELIŹNIE SENSU Nie wierz w żadne deklaracje i dogmaty. Liczą się wyłącznie surowce i rafinaty. Perturbacje i konsekwencje. Ruscy do gazu! Wojen nie wygrywa się szybko i od razu. Fikcyjne embarga. Bańki i banki zachodu. Gazociągi, rurociągi nieustannie pompują prawdę do waszych portfeli i serc. Wszyscy reagują

nikt nie zrezygnuje z własnego komfortu i ciepełka. Rosja na eksporcie ropy zarabia miliard dolarów dziennie. Niemcy nie wyłączą ogrzewania by ratować życie Ukraińców. Świat nie wierzy łzom, świat nie daje wiary przelanej krwi. Przed ekranami zachłanni w bodźce skandują: nudno mi mi mi. ADRIAN Z ADRIATYKU (...)idzie o ślepą, upartą afirmację doczesnego świata (…) jako jedynego w którym życie jest możliwe,

jedynego zgodnego z naszą naturą. Pozbawiałem krewetki pancerzyków. Oswobadzałem przepełnione białkiem ciałka. Misternie ściągałem chitynowe odnóżki i ogonki. Precyzyjnie nacinałem tuszki, by wyjąć jelitka wypełnione gówienkami. Benedyktyńska robota. Byłem niebywale spokojny, śmiertelnie cierpliwy. Z zaciekawieniem zerkałem na ich głębinowe, czarne oczy. N ie było w nich cienia wstydu i cierpienia, mimo że defekują otworem gębowym.


bottom of page