top of page

Joanna Tracz - EBE EBE LOVE LOVE LOVE 

  • zakladmagazyn
  • 4 lip
  • 5 minut(y) czytania

W połowie życia, na losu zakręcie, żyłem sobie ze sportowym zacięciem.

Zwykle w ciemnym lesie załatwiałem sprawy, po lewej stronie od miasta Warszawy. 

Z dala od ludzi, bez głosu i cicho, bo nie wiadomo, jakie w gąszczach licho. 

Aż – nie wiem kiedy – mocno w noc zbłądziłem i mą ukochaną Beatrycz utraciłem.


Można pójść na skrót, unik zrobić mały, ale ona z prostej drogi zeszła i wpadła w kanały. 

Odtąd mi przepadła i nie wiem gdzie ona, w ciemnym labiryncie ścieków uwięziona. 

Bywa, że zadzwoni, wtedy mówi: siema i śle mi serdeczne pozdrowienia z podziemia. 

Krzyczę jej: gdzie jesteś, daj mi jakieś dane, ale ta tylko milczy i zaraz piiip piiip, połączenie zostało przerwane. 

Gdy ja oddzwaniam nigdy nie odbiera, a w moim sercu rozpacz wielka wzbiera. 

Szukam jej codziennie, w studzienki zaglądam, krzyczę KOCHAM CIĘ BEATRYCZ, odpowiedzi żądam. 


Jednak na nic wszystko, czas mi zejść w kanały, żeby w nich odnaleźć mój skarbek wspaniały. 

Miłość mnie prowadzi, uczucie prawdziwe, wierzę, że w wędrówce pomoże straszliwej. 

Ściany mają uszy, a oczy kanały, szczury mają noże, a ja w czerni cały. 

Niosę na swych plecach wielką moc uczucia, ciężar win i grzechów, szczyptę mateusza. 

Schodzę po drabinie, słyszę plusk kalosza, strój na ryby dobry, warto było grosza. 

Nie mam mapy, planu, mam tylko te wolę, że gdy pójdę i pójdę, to znajdę niedolę.

Wołam: Beatryczu! Ebe Ebe zwana! Przyszedłem po ciebie, gdzieś Ty się podziała?! 

Echo siedzi w kącie i mi odpowiada, spode łba, znudzona, uda swe przekłada.

Pytam, czy widziała Beatrycz mą słodką, piękną, gładką i na pewno wiotką. 

Ta siedzi i milczy, pewnie mi zazdrości, że mnie taki spotkał rzadki dar miłości. 


Idę wśród kanałów, zaglądam w szczeliny, nie ma tutaj Ebe, są tylko gadziny. 

Pełzają i plują, śluzem ociekają, a gdy tylko mogą, w tyłek mnie smyrają. 

Okropnie tu jedzie zgniłym jajem, szczyną, piwnicą i ziemią, nadgnitą padliną. 

Rzygam, w myślach mówię: lepiej się znajdź Ebe, bo nie pociągnę długo w tym ściekowym chlewie. 

Zawinąłem nosa w bandanisko stare, żeby nie czuć piekła i mieć siłę dalej. 

Zdzieram gardło krzycząc Beatrycza imię, głośno, głośno, głośniej niech kanałem płynie.


Aż tu nagle zmiana, świetlistość przede mną, jakby jakiś anioł, black metal gdzieś sczeznął. 

Blask po oczach bije istota się zbliża, patrzę, toż to Ebe, to ona prawdziwa! 

Nie widzę za dużo, oczy muszę mrużyć, w jasności prześlicznej ta zaczyna mówić:

Ja jestem Beatrycz, zwana Ebe, Ebe, po co tu przyszedłeś, czego chcesz dla siebie?


Patrzę na mą słodycz, capi od niej dziko, ale jest tak piękna, że to znika wszystko. 

Brudna, a świetlista, stara, a jak młoda, co to za anielsko szatańska uroda. 

Podchodzę więc bliżej, mówię do niej: Ebe! Ja tu kanałami przyszedłem po ciebie!

Czego chcę mnie pytasz, odpowiedź jest jasna, chcę żebyś wróciła do mnie i do miasta! 

Wielodoby tutaj spędziłaś już liczne, więc się cieszę, że widzę twe oblicze śliczne.

Wyjdźmy z tych kanałów, bądźmy razem przecie nikt cię tak nie kocha, jak ja na tym świecie!

Beatrycz się patrzy, jakby z konia spadła, czego nie rozumiesz Ebusiu ma ładna? 


Rozumiem dziś więcej niż ci się wydaje, oczy musisz mrużyć, tak ma mądrość daje! 

Wpadłam tu w ten kanał nie tak se dla draki, tylko stąd szły do mnie różne takie znaki. 

Tyś w noc ciemną zbłądził, rady ci nie było, mnie już moje życie mocno w dupę piło.

Bohomazy w myślach mi się pojawiały, że znajdę tu więcej niż tamten świat cały.

No i tak ogólnie, nie powiem inaczej, bo ja nawet tutaj jak płaczę to płaczę. 

Ciężary mi z pleców spadły do tych ścieków i nie muszę już brać na depresję leków.

Do radości przyczyn też mam worek cały, bo mnie szczury i część gadzin królową nazwały. 


To rzekłszy spojrzała w moje oczy smutne, wzrok mój miał na pewno znaczenie pokutne. 

Pewnieś głodny z drogi, zaraz ci co zrobię, mam tu nawet kuchenkę gazową przy sobie. 

To mówiąc Beatrycz coś się pokrzątała i cukinię nadzianą farszem mi pod nos podała.  

Moje ulubione! – wykrzyknąłem z nagła, a jej aż z wrażenia twarzyczka pobladła. 

Ale już po chwili uśmiechnął się anioł, a ja sobie jadłem i patrzyłem na nią. 

W głowie obmyślałem dalszych przemów słowa, bo czułem, że nie jest na powrót gotowa. 

Stracić jej nie mogłem to mi było pewne, tylko jak z kanałów wyciągnąć królewnę?

Odchrząknąłem głośno, zacząłem swą mowę, wyjąknąłem zdania, trochę dla mnie nowe. 


Mój ty Beatryczu szedłem tu dni całe, żeby znaleźć ciebie, mą lubą, w kanale. 

Jak już cię znalazłem, nie ma o tym mowy, bym cię znów opuścił, to jest odruch zdrowy. 

Choć podziemne ścieki to nie moja bajka, nie będę marudził jak ta miękka fajka. 

Dla mnie tyś jedyna, najważniejsza, słodka, dla ciebie odmienię swe losy od środka. 

Zostań moją żoną, weźmy ślub w kanale i wiedźmy ze sobą życie doskonałe. 

Klękłem na kolano, chociaż bez pierścionka, ale niech wie, że ja na serio, moja przyszła żonka. 

Patrzę na nią prosto, patrzę bez krępacji, widzę, że nie odmawia mym działaniom racji. 

Trochę się zagrzała, miota się i krząta, patrzy na zagarek, tam za dziesięć piąta. 


Wstań już, wstań mój drogi, bo reumatyzm złapiesz – mówi mi Beatrycz, a ja mówię pacierz. 

Wybacz mi na chwilę, bo mam powinności, o piątej herbatkę i przyjmuję gości. 

Króluję ja tutaj, na całym kanale, ale czy ślub mogę, to ja nie wiem wcale. 

Pójdę spytać szczurów, odwiedzę gadziny – muszę mieć ich zgodę na te oświadczyny. 


Poszła, a ja cały w bladości zostałem, zamarłem jak posąg, oddech zatrzymałem. 

Długie wieki miną zanim ona wróci, a mi stres ten życie o parę lat skróci. 

Patrzę – się wyłania coś z kanału głębi, najpierw szczurów chmara i kilka gołębi. 

Potem osiem gadzin i idzie też ona, w jakieś nowe szaty cała ustrojona. 

Całe to tałatajstwo przede mną się zbiera, a ja nie wiem, co tu robić teraz. 

Spode łba podglądam – oczy jak sztylety, w łapach mają jakby małe pistolety. 

Przebiegam ja wzrokiem po tym ściek szeregu, nie wróżę tej sprawie dobrego przebiegu. 

Wówczas jeden z gadzin bliżej mnie podchodzi i dziwaczną pieśnią w mą stronę zawodzi: 

Kochasz ty Beatrycz, kochasz ty ją szczerze? Popatrz w moje oczy, bo ci nie uwierzę!


Zbieram wszystkie siły i się gapię w ślepia, a gadzina we mnie swój wzrok mocno wlepia. 

Dopomóż mi panie, pomóżcie anieli, bo jak się nie uda to mnie jasny strzeli. 

Jak on po mym wzroku miłość mą odgadnie, to się muszę patrzeć jakoś no max ładnie. 

Minęły minuty, minęły sekundy, nie mogę już strzymać tego wagabundy. 

W końcu koniec walki i gadzina poszła, zebrał wokół szczury, Ebe też tam poszła. 

Kochasz go Beatrycz? – pytają ją szczury, bo cię ponoć kocha, ten tu kundel bury. 

Ebe kątem oka rzuca na mnie strzały, i mówi: kocham, mój ci on jest cały! 

Rzuca się na szyję, całuje mnie czule: w końcu! – wołam, w końcu! Warte były bóle! 

No to ślub robimy, nie ma na co czekać, narzeczeni nie mogą więcej już z tym zwlekać. 

Gadzin teraz księdzem, szczury to świadkowie, czekam, aż mi TAK Beatrycza powie. 


Tak żyjemy sobie długo i szczęśliwie, kochamy się bardzo, kochamy gorliwie. 

W podziemnych kanałach, jak w bajce nie powiem, królowa ma króla i to chwalą sobie. 

Czasem wychodzimy z kanału na ziemię, popatrzeć na słońce czy kupić jedzenie. 

Ale w ściekach lepiej, życie dobrze płynie, mamy se tam siebie, szczury i gadzine. 

Mamy dużo dobra i serca dla ludzi, także proszę wpadać, jakby się kto nudził. 

Ale jak kto peta czasem w kanał wciska, niech lepiej uważa, by nie stracił pyska.

A poza tym miłość, przyjaźń, smród i dobre słowo, tego się nauczyliśmy żyjąc tu ściekowo! 

 

Koniec


—————————————————————————————————————————-


Utwór luźno inspirowany „Boską Komedią” Dantego i twórczością Rogala DDL. 

 

ZAKŁAD
magazyn społeczno-poetycki

Redaktor naczelny:
Kamil Kawalec

Redakcja: 
Agnieszka Wolny-Hamkało
Jakub Skurtys
Malwina Hajduk-Kawalec
Andrzej Graul
Piotr Brencz
Kinga Borto

Projekt animacji i strony internetowej:
Kinga Bartniak

Kontakt:
zaklad.magazyn@gmail.com

  • Instagram
  • Facebook
  • YouTube

Wydawca:
Towarzystwo Aktywnej Komunikacji
Adres: ul. Hermanowska 6A, 54-314 Wrocław
KRS: 0000045825 NIP: 894-25-67-840 REGON: 931998437

ISSN: 2956-7173

logo-tak.png
logo WIK.png

Partner Wydawniczy w ramach Wrocławskiego Programu Wydawniczego: Wrocławski Instytut Kultury

PL_02.png
bottom of page