Narodziny narodu
Pamięci Lawrence’a Ferlinghettiego
i dla Zuty Młodziakówny
Czasem w wieczności, czyli trochę jak u ciebie
w tej twojej Ameryce, u nas też trafi się
jakiś głupi chuj, najczęściej gdzieś koło browaru,
na parkingu fabryki jedwabiu lub w lesie
za zakładem tytoniowym, który tymi bez filtra
rozsławia nasze miasto. Co do naszego miasta,
to od trzystu lat daje radę głównie dzięki
zasypaniu terenów bagnistych, dużej łapówce,
paru wojnom, podźwignięciu trzech mostów,
powtórnemu zasypaniu terenów bagnistych
oraz sporemu napływowi łysiejących ryżych chujów,
zazwyczaj brodatych. Ten na ławce wygląda
na świeżą dostawę, gdyż prezentuje się naprawdę
chujowo, a do laptopa bełkocze zdecydowanie
bardziej chujowo niż jego żona. Nie poddał się
w czasie pandemii. Nadal haruje, zapierdala
i tyra. W wolnej chwili czyta zdalnie bajkę
swojemu przerażonemu dziecku. To jeden z tych,
co zawsze pojawiają się za późno i pochopnie kopią
leżącego. W jego ustach każdy język jest językiem
martwym. Zaraz podejdziemy z Zutą i powiemy mu,
że usiadł na ławce dla ludzi, którzy nie kopią leżącego,
a on zabierze swoją faszystowską dupę i odejdzie
w milczeniu, bo w jego ustach nie będzie już języka.
21 marca 2021