top of page

Bob Dylan - Trochę inne piosenki (tł. Marek Leszkiewicz)



Trochę inne piosenki


Biegnij uciekaj stąd

Szybko

Wyjedź, Jozue

Zmykaj

Stań do swojej bitwy

Rób swoje rzeczy

Zgubiłem okulary

Nie widzę Jerycha

Bo wicher wiąże sploty

Moich włosów

Zdaje się, że nic

Nie jest proste

Dotąd

Nie mogę iść z tobą

Nie powinienem


Na Moście Brooklińskim

Zezował

Stał na krawędzi

Ksiądz się zatrzymał i gadał

A ja się tamtędy włóczyłem

Widziałem wszystko po obu stronach

Od środka i z zewnątrz ściśniętych szyj

Ściśnięte rzeczy

Gliniarze trzymali ludzi z dala

Pani zza moich pleców

Wybuchła mi w pachwinę

„chore, chore, są chore osoby!”

Cyrkowe akrobacje

„mam nadzieję, że odpuści”

Był na drugiej stronie balustrady

Oczy miał szeroko rozognione, oboje

Mokre od potu

Usta rekina

Podwinięte, brudne rękawy

Ręce miał grube tatuowane

Na ręce srebrny zegarek

Widziałem zajączka w słońcu

Bezużytecznie samotny

Nie mogłem stać i się gapić

Nie mogłem stać i się gapić,

Bo w głębi serca


Nagle poczułem i zauważyłem, że

Naprawdę chciałem

Zobaczyć jak skacze.

(tłum. Każdy z nich wie,

Że wszyscy wiedzą i widzą to samo

Wszystko to, co widzą ich łączy.

Mogą gapić się na siebie zaćmieni

Nie muszą mówić, nie muszą czuć się winni

Że nie mają nic do powiedzenia. Codzienna nuda

Przesiąknięta chwilowym szczęściem

Z tego co szukają się skończyła,

Bo znajdują drogę, by przekazać, że gotują pijawki

Gigant wyłazi z gliny. Całe tłumy, pomyślałbym

I ja tam byłem, kaszlałem na to z podniecenia)

I odszedłem

Tak bardzo chciałem zobaczyć jak skacze,

Że musiałem odejść i się schować

W mieście mieście

Ogrodach ulic

Między wszystkimi ludźmi na

Ogrodach ulic

Nogi w szortach na mojej twarzy

„jedz! Jedz!”

Nie potrzebuję innych ubrań

Jak przechodzą ulicą.

Czapki na czaszkach pną się

Po sobie nad osoby

Pudełka na buty suną

Pęknięte płyty chodnika

Wędkarze –

Nagle zostałem zamieniony w

Rybę

Ale czy ktoś

Chce być wędkarzem

W tych czasach?

Sam nie chcę być rybą.


(swingująca Wanda jest

W sercu Nowego Orleanu

Włóczy się przez

Pisane cegłą

przekleństwa

wulgarny lament


w mieście Nowy Jork)


Nie, nie dadzą rady

Odbić od brzegu ich rzeki

Sam się w niej topię

(ciekawe, czy skoczył

Serio, ciekawe, czy skoczył)

Skręcam za róg

Żeby wyjść na brzeg

I wyrwać się z rzeki

Wciąż idę w górę

Ja – zmierzę się

I odkryję,

Że to inna rzeka


(tym razem król rex

Błogosławi mi plastikowymi koralikami

I gwizdkiem Tu-tu!

Kartonowe pierścienie i mienie

Królewski trakt.

St. Claude i Esplanade

Przejdź i ciągnij

Wszystko zniekształcone

Joe b. Stuart

Biały poeta południa

Podtrzymuje mnie

Zmierzamy w stronę hacjendy

Szafa gra i płonie

Melanż rytmów płynie

Wykopali mnie z baru dla czarnych

Uliczny spontan

Hipnotyczne gwiazdy wybuchają

W zabójczej nocy Luizjany

Wszystko jest nabite

Ramię w ramię

Przepych kamieni

Chyba widziałem cię w przelocie wtedy

Przy gubernatorze miedzi

nie mieć)


No dobra, też mogę wyjść z tej rzeki

Na mrocznej ulicy

Gdzie mam wielu przyjaciół

Którzy patrzą na mnie

Jakby coś wiedzieli


Sam nie wiem


Rokko i jego bracia

Mówią, że niektórzy

Są gorsi do powieszenia ode mnie

Nie chcę tego słyszeć

Piłka do koszykówki spada przez

Obręcz

I przypominam sobie, że

Uliczny teatr się zmył


(czy ten koleś już skoczył?)

Mentalne pająki

Rozbiegają się po szóstej alei Manhattanu

Rewolwery colt kaliber 45

Wystają zza ich odwłoków

I po raz pierwszy

W moim życiu

Jestem dumny, że

Nie przebrnąłem w całości

Żadnego literackiego arcydzieła

(i dlaczego chciałem widzieć tę

biedną duszę tak bardzo martwą?)


Po pierwsze dwoje ludzi schodzi się

Ze sobą i chcą żeby im drzwi

Poszerzyć. Po drugie inni

Ludzie widzą co się dzieje i

Przychodzą pomóc z drzwiami

Żeby poszerzyć. Ci co przychodzą

Chociaż nie mają nic więcej niż

„ej, te drzwi trzeba poszerzyć”

Do powiedzenia do tych, którzy byli

Na miejscu przed nimi. Dochodzi do tego,

Że cała rzecz się kręci wokół

Pomysłu, by poszerzyć drzwi – nic więcej.

Po trzecie: jest grupa, która istnieje teraz

I jedyne co trzyma ich w przyjaźni

Jest to, że chcą większych drzwi.

Oczywiście, w końcu drzwi są większe.

Po czwarte,

Po poszerzeniu drzwi,

Grupa musi znaleźć

Coś innego, by trzymało

Ich razem albo


Inaczej cała sprawa większych drzwi

Okaże się

Żenująca


Na czternastej alei

Spotkałem kogoś,

Kogo znam z twarzy

Chce mnie zamieszać

W bójkę

Chcę żebym był na

Jego poziomie

Tak szczerze,

To chce ściągnąć

Mnie tam

Myślę grawitacja

To mój jedyny wróg

Samotność sprzęga

Ręce i ściska cię

z przeciwnymi osobami

każdy musi robić rzeczy

mieć zajęcie

lud pracujący

jest skupiony na

weekendach

ofiary systemu

zapełniają kina

i kto i z którego

sadystycznego towarzystwa pochodzi

co odtąd ma prawo

potępiać innych jako prostaków

których to jest wina

i których naprawdę trzeba winić

za to że jeden człowiek nosi broń

to niemożliwe, że

to on

Niewolnicy nie mają żadnego koloru

I połączenie łańcuchami

Nie buduje żadnego konkretnego prawa

Jak dobrym aktorem musisz być

By zagrać Boga.


(w Grecji, mała starsza pani

Kobieta pracująca

Spojrzała na mnie

Potarła podbródek


I językiem migowym spytała

Jak to możliwe, że jestem nieogolony

„morze jest tutaj bardzo piękne”


Odpowiedziałem

Wskazując na mój podbródek.

I uwierzyła

Nie potrzebowała innego wyjaśnienia

Uderzyłem w struny gitary

Zatańczyła

Zaśmiała się

Jej bandana łopocze

I też uświadomiłem sobie,

Że ona tu umrze

Na brzegu tego morza

Jej śmierć jest pewna gdzie

Moja śmierć jest nieznana

I przyszło mi na myśl, że

Kocham ją)


Mówię z ludźmi codziennie,

Tymi, którzy znajdują się w sytuacjach

Dobre i złe to tylko słowa

Wynalezione przez tych

Którzy są więźniami sytuacji


Na jakim podłożu znajduje się

Grunt do oskarżenia

Ponadto myślę, że

Nie ma

Jednej rzeczy gdziekolwiek

W którymkolwiek miejscu, które ma

Sens. Są tylko łzy

I jest tylko żal.

Nie ma problemów.


Widziałem to, co kochałem

Wyślizgnęło się znikło. I wciąż

Kocham to, co straciłem ale biec

I próbować złapać to byłoby

Wielką chciwością

W życiu więcej nie będę ścigał żywej duszy

Żeby złapać i uwięzić w klatce

Mojej miłości do siebie.


​Nie mogę uwierzyć, że mam

Kogoś nienawidzić

A kiedy tak jest

to jedynie ze strachu

i będę świadomy


Nie znam odpowiedzi, ani prawdy

Dla absolutnie żadnej żywej duszy

I nie będę słuchał nikogo

Kto prawi mi morały

Nie ma czegoś takiego

A ja mam wiele snów


Więc idź Jozue

Stań do swojej bitwy

Ja muszę iść do lasów

Na chwilę

Mam nadzieję, że rozumiesz

Ale jeśli nie

To nieważne

Będę z tobą

Następnym razem

Nie myśl o mnie

Poradzę sobie,

Po prostu idź naprzód, tam

Dokładnie tam

Rób, to co mówisz

Że masz zamiar zrobić

I kto wie

Pewnego dnia

Ktoś może nawet

Napisze

o tobie

piosenkę

***



 

Another side of Bob Dylan (1964)

bottom of page