Z Harmony Korine'a
Wymijam starą wannę, ciebie przy zatrzymuję,
maluj w rdzy Anarchię, Argentynę, Comte’a,
skąd Comte? kto wie, ten nagroda,
nagroba..
Mam grudę, czuć glebą, wymiar zwinął się w serce,
minął lędźwie, brzuch był studnią,
ze stóp brokat spadał, stukotał
Z wielu ran cieknie krew, w głowach drzemie trąbka,
złota różdżka, Koltran, Coltran.
wiersz o przyjaźni
dzień zwalił żula z nóg jechały śmieciarki
kula kobiety z twarzą butelki odbyła noc
psukot, homodomo, dzojful,
spływ domkiem golca z nerką gabbera
jak miłosny uścisk zwrotnic
jest zwarciem skrzydeł
ty kogo pióropusz kogo iskry
spin podaje tu noemat
kiedy noeza w parku kisi liście
kiedy w prozie brak przyjaciela
Lato
Żyliśmy w ferworze, walka była psem, triumf kłami,
słowa-karły otwierały drzwi
W środku pokarm skręcał się w tubce, nie gnił,
o jego wartości zaświadczał ten, tamten
Rodzicom stopy puchły, lekarz wskazywał na serce,
choć wolelibyśmy mówić – to sny, mamo,
chytrość marzeń, tato
Zakres Od
Mój autor, wasz tłumacz, powieść to worek,
– przerzucam kocie, widzisz?
Drogowskazy?
Duży haust krwi, King, wejście smoków, tłumacz tumi.
– poezja ma złoty środek, a TWOJE?
MOJE. Ciężar w tył. Garb jest jak świadek. Dni.
W nocy robiło się źle przedmiotowi. Mu.
Zniesienia skąpił. Lądolud wątpił.