top of page

Alicja Dusza - zestaw pięciu wierszy


obraz wygenerowany przez leonardo.ai


danse macabre


z dzikich piękności pokazały mi się dwie zagubione perliczki

syczące łabędzie prowadzące młode przez szuwary

zabawna brązowa kaczka na pomoście

przestraszona przez obcego mężczyznę z papierosem


korona stworzenia jezior

biała czapla o secesyjnej linii

z dziobem wiecznie skierowanym ku górze

występuje dla mnie jak gwiazda burleski

nigdy nie będzie bardziej naga


widzę ją moim szklanym okiem

i nie rozumiem czego nie rozumiem


stopy w piasku petrolowa ważka na ramieniu

ze śmiechem opowiadam jak prawie oblałam młodą polskę

wykładowca twierdził że nie posiadam odpowiedniej wrażliwości

parę lat po tych słowach popełnił samobójstwo

jego nazwisko w indeksie wciąż potwierdza moją niemożność


twoja ręka pnie się przez udo i zaciska na moim gardle

słyszę jak mówisz że jest tu coś nieprzyzwoitego



dlaczego cię kocham


lwie dachy podniebne dzwonnice szeregi kolumn ulice w których trzeba się spotkać

księżycowy żyrandol ze zgubionych pereł smutek syren kamienne łono prześwit nieba nad drzwiami azalie hortensje lawenda

pachnące miasto wilno


nieustanne wskrzeszanie umieranie miłości gzymsy pikują falują drżą ściągają wzrok tych których już nigdy nie zasmakujemy ceglany oranż i biel tynku na nim oparta dłoń chłód kamienia w tych stronach zawsze i tylko parzy książę nie będziesz już szczęśliwy

płonące miasto wilno


złote misericordiae nad całym tobą przypadkowa myśl o przemijaniu zaułek w bramie nieszczęśliwie opatrzonej bluszczem wieże świętych pogoń za kim właściwie kariatydy trzymają śledzionę białe kasetony w pałacu duchów pierwsza i ostatnia chwila powagi nic nad nią

smutne miasto wilno


od jutra do jutra niekończąca pieszczota echo rozmigotanie komór agrestowe wino nielitwo nieojczyzno niemoja

gdybyś umarło dziś czy ktoś powiedziałby że umarłoś za wcześnie



rok skorpiona


kiedy mówiłam że będę twoim planem b nie myślałam że weźmiesz to na serio

dobiegam już lepszych lat i mam rozkosz z trzymania w dłoniach wiklinowych koszy

psich łap i palenia mentoli pod daszkiem podczas deszczu

mam myśli w których trzymam broń oburącz i strzelam do ludzi którzy krzywdzą zwierzęta

mogłabym być psią żołnierką i kocim komando zemstą w którą wierzą wszyscy


patrzę na tę samą ulicę spódnicę i drzewo codziennie przekładam stopy przez ten sam

próg to samo wstawanie zasypianie ale dalej powątpiewam

w rytm ten sam zapach pleśni który dawno przestał być przykry i teraz wita mnie

wierniej niż kawa

te same oczy wpijają we mnie lustrzany wzrok i pytają czy wzięłaś leki ubrałaś majtki posmarowałaś twarz kremem pościeliłaś łóżko


rozkład poetki


moje cyce

jak donice

mają ziemię

zamiast mleka



sierpień w nowiu


chłód twojego dziennika

siennika

języka

który przeniósł mnie przez straty


gruszki i pomarańcze

gorzko smakuję

w wysokiej jakości skali szarości

która cię nie dotyczy


jestem miastem macoch

jestem pustkowiem

jestem mlekiem z łez


krzyżowo parzę skórkę

nacieram solą majerankiem i myślą intymną

piżmem gałązki pomidora


bottom of page