kefir, MidJourney___a_dinosaur_dancing_in_the_club_techno_acid_psychodelic
Miał żółwi chód, ale zwinność ruchów typowego ssaka. Wyłaniał się zza rogu powoli, w segmentach. Segment pierwszy: ręka w płaszczu trzymająca smycz. Na smyczy też coś było, coś uwiązane, jamnik może albo jakiś inny labrador, Feliks nie znał się zbyt dobrze na psach, znacznie lepiej na piwach, ale coś było na rzeczy, co więcej uwiązane na pewno, bo naciąg smyczy całkiem, całkiem, ale właściwie to nieistotne. Więc najpierw wyłonił się segment pierwszy: ręka w beżowym prochowcu, potem przez chwilę, jakby nie było nic dalej, jakby sama rękę wyszła i Feliks patrzył, czy aby na pewno za nią coś kroczy, ale jednak kroczyło, bo po pewnej chwili za ręką podążyła noga (segment drugi, chwilowe zatrzymanie), nieważne lewa czy prawa, właściwie to i ta, i ta, zależy z której strony się patrzy, bez wskazania strony, wskazanie, czy noga była prawa, czy lewa uważnemu i logicznemu obserwatorowi i tak by nic nie dało.
Feliks był uważnym obserwatorem. Dostrzegł rękę ze smyczą, nogę i jeszcze korpus. I znów obraz się zatrzymał. Wtedy doszedł głos. „Poczekaj Puszek, poczekaj, nie ciągnij”. Głos był niski, pluszowy baryton, który mógł zapowiadać mężczyznę, właściwie po płaszczu i bucie na nodze można się było spodziewać mężczyzny, choć czasem różnie bywa – Feliks jako prawnik nabył na studiach wiele sceptycyzmu i unikał jednoznacznych sądów, lepiej zawsze dodać asekuracyjne „moim zdaniem” i sprowadzić fakt do opinii, albo jeszcze lepiej „należy stwierdzić” i umieścić fakt w sferze oczekiwań, choć przecież się już wydarzył, ale może niekoniecznie tak, jakbyśmy chcieli. Albo co gorsza, jak chcieliby inni. Należało być ostrożnym. Głos był efektem jednorazowym, bo jak nagle zabrzmiał, tak nagle zamilkł, ale wystarczył, żeby skierować uwagę obserwatora na koniec smyczy. Na końcu było czarne i kudłate. Chyba jednak ani jamnik, ani labrador, może pudel?
Wtedy ukazał się trzeci segment. I tu zaskoczenie. Trzeci segment wyłonił się szybko. Druga noga, drugą ręka i nawet głowa też była. I twarz. Na głowie czapka, na twarzy maseczka. Twarz miała w sobie coś z aligatora (stopień ussakowienia znowu się obniżył) i kogoś Feliksowi przypominała. Feliks nie miał może wybitnej pamięci do nazwisk, za to do twarzy miał wyśmienitą, bo zwykle każda mu się z czymś kojarzyła. Oprócz skojarzeń oczywistych typu kobieta pekińczyk, kobieta wyżeł, mężczyzna goryl czy nietoperz, w głowie Feliksa czasem pojawiały się skojarzania z przedmiotami, człowiek o twarzy filiżanki bądź rozlanego mleka, roztopionego masła (między masłem a mlekiem była pewna różnica, tak w konsystencji jak i w kolorze), o twarzy sitka i klawiszowym uzębieniu prosto z fortepianu. To pomagało skojarzyć twarz z osobą, osobę z funkcją, ale w tym wypadku się nie udało – aligator nie miał żadnych powiązań. Kolejne segmenty się już nie wyłoniły – ostatnia ręka nie trzymała niczego ani nikogo, więc łańcuszek został przerwany, a obraz przed oczami Feliksa przestał się zacinać i znowu płynął.
Feliks pewnie nie zwróciłby uwagi, tylko poszedł dalej, gdyby nie zatrzymał go jednak baryton „Ojej, to chyba nie jest przypadek, właśnie o panu myślałem”. Na ulicy nie było innych osób, a mężczyzna miał na twarzy maskę, więc Feliksowi trudno było ustalić, czy na pewno baryton wydobywa się właśnie z aligatora, co więcej nie wiedział również, czy słowa były skierowane do niego, wysilił się jednak na pośpieszną weryfikację, omiótł wzrokiem jeden, drugi chodnik i jezdnię, przed sobą, za sobą i z boku, na wszelki wypadek spojrzał też w górę – nad Feliksem były balkony i jakieś rusztowania, może baryton krzyczał z góry albo w górę, nigdy nie wiadomo, weryfikacja była sprawna i zakończyła się na pudlu, w sumie on też mógłby się odezwać, taki głęboki baryton nawet pasowałby do tego skudlonego zwierzęcia, ale jednak wszystko wskazywało na to, że to aligator posługiwał się barytonem, w dodatku pod maską się chyba uśmiechnął, bo oczy zrobiły się skośne, a baryton odezwał się „panie Feliksie, przez te maseczki to człowiek już nikogo poznać nie może. To nie przypadek, że wprowadzają taki kuriozalny obowiązek, w sytuacji gdy ani nic nam nie grozi, ani przed niczym nas to nie zabezpiecza”.
Czy nie groziło, Feliks nie był tego taki pewny, bo aligator zrezygnował z żółwiego chodu i nagle przyspieszył, w momencie znalazł się w pobliżu Feliksa, a rękaw prochowca złapał rękę Feliksa w kurtce przeciwdeszczowej i mocno trzymał w łokciu. Nie dało się uciec. Aligator kontynuował „właśnie miałem się wybrać do pana, do kancelarii, bo mam jedną sprawę, zawiłą, teraz chyba nie dam rady wyjaśnić, może tylko po krótce nakreślę” Feliks przełknął ślinę, niepotrzebnie skupił się na segmentach trzeba było płynnie ominąć faceta „bo właśnie, to co mnie spotkało, to naprawdę coś zupełnie niespodziewanego i to nie przypadek, że akurat spotykam pana wtedy, gdy chciałbym ubiegać się o odszkodowanie, to po prostu zrządzenie!” „Odszkodowanie?” zapytał Feliks. „Tak odszkodowanie, tylko jeszcze za bardzo nie wiem, od kogo i tu potrzebna byłaby mi pana pomoc, żeby to ustalić, bo widzi pan zauważyłem ostatnio różne zbiegi okoliczności, które nad wyraz niekorzystnie wpływają na moje samopoczucie. Mówiąc bez ogródek, czuję się źle, spadek sił, zachwiania równowagi, sam pan widział, jak chodzę, jakby ktoś mój chód pokroił na części i wypuszczał partiami, najpierw jedna, potem druga” „w segmentach?” „Tak! Właśnie wyjął mi pan to ust, w segmentach! Dlatego dobrze, że pana spotykam, to na pewno nie przypadek, tylko zrządzenie losu, tak miało być. Nic nigdy nie dzieje się bez powodu, więc po prostu to pan jest tym, który mi pomoże. Bo byłem już u kilku” aligator zawiesił głos. Być może przypadek segmentował nie tylko jego chód, pomyślał Feliks i zapytał „kilku?” „tak, wierzyć się nie chcę, kilku, może kilkunastu” „lekarzy?” „nie, nie lekarzy, moja niemoc nie jest medycznego rodzaju, u kilku prawników” „albo kilkunastu” dodał Feliks z rezygnacją, to dobrze nie wróżyło. Łokieć Feliksa nadal tkwił w szponach aligatora, Feliks spróbował pociągnąć, uścisk nie zelżał, łokieć nie wysunął się ani o milimetr, a mężczyzna kontynuował „przecież to oczywiste, że nie potrzebuję lekarza, tak jestem ostatnio niedysponowany, ale przyczyną nie jest moje zdrowie, tylko to co się dzieje za ścianą mojego mieszkania.”
Nawijka toczyła się wartko, Feliks zdążył się wtrącić w krótkiej przerwie na oddech, wyglądało, że jednak będzie musiał wysłuchać aligatora. Może lepiej tu niż w pracy. W sumie wszystko jedno, i tak ten człowiek by mu nie odpuścił „tak, tak, nie mogę spać i nie wiem, co zrobić, jak się do tego zabrać. Od pewnego czasu, za ścianą w salonie słychać głosy. Najpierw normalny harmider, jak to w mieszkaniu, ale potem, coraz krzykliwsze, drastyczniejsze, aż w końcu, ja aż obawiam się tego powiedzieć, jakby gwałcili. Wie Pan, ktoś za ścianą bardzo cierpi, ja już sam nie wiem, jak pomóc, nie mogę spać, nie przestaję słuchać. Śpię teraz już tylko na sofie, a nie w łóżku, domyśla się pan jakie to niewygodnie, ale nic to, jak mawiał Mały Rycerz, nic to, zamontowałem urządzenie nasłuchowe, specjalne kupiłem na aukcji w Internecie, nawet działa, więc słucham i słucham, i jest coraz gorzej, coraz głośniej, coraz straszniej, ostatnio nawet nie musiałem go włączać i tak słyszałem, a przy czymś takim nie da się spać, nie da się funkcjonować” „a zgłosił pan to może na policję?” „Zgłosiłem, oczywiście, ale to nie był dobry pomysł, bo przyszli.” „Przyszli?” „No tak, podali się za policjantów, ale wiedziałem, że to nie byli oni, no bo czy to nie przypadek, że przyszyli wieczorem? I akurat wtedy nic nie było słychać. Musieli usłyszeć, że dzwonię na policję, bo dzwoniłem z salonu, a jeśli słychać w jedną stronę to i w drugą, więc usłyszeli i przyszli, ale nie ze mną takie numery. Wiedziałem, że to nie przypadek, że nie był to zwykły zbieg okoliczności, tylko celowo zaplanowana akcja i nie otworzyłem! Ha! Byłem sprytniejszy. Zaszyłem się cichutko oddychałem, tak cichuteńko, żeby niczego nie mogli się domyśleć, żeby pomyśleli, że mnie w ogóle nie ma. I zacząłem uważać na każdy krok, na każdy ruch, niemalże na każdy oddech, od kilku dni nie śpię, żeby nie chrapać, śmieci gromadzę na środku pokoju, na wypadek gdyby weszli, oddycham płytko i z tego wszystkiego jestem taki niedotleniony, więc dzisiaj postanowiłem się dotlenić, i wyszedłem, i czy to nie przypadek, że spotykam pana i pan mi pomoże, bo pan zna się na odszkodowaniach, prawda?” „Ale myślę, że mimo wszystko byłoby lepiej to omówić u mnie w biurze.” „Tak, tak w biurze, wszystko powiem, wszystko dokładnie, to jutro o 12.00?” „Dobrze, sam pan rozumie, po prostu musimy zrobić notatki, skąd dobiegają głosy, kto tam mieszka, kiedy pan je słyszy?” „Oczywiście, przygotuję się i wszystko powiem. A kiedy je słyszę? To najlepiej od razu panu powiem, po co na jutro zostawiać. Cały czas, panie Feliksie, cały czas słyszę, nawet teraz!” Aligator zwolnił uścisk i dodał „Do widzenia!”, a potem odszedł, a za nim tym razem oddalił się i segment czwarty – ściana wyjęta wprost z przeciętnego salonu. Feliks pomyślał, że aligator miał rację. To nie mógł być przypadek.