top of page

Rozmowa „Zakładu”: z Wojciechem Kopciem (wydawnictwo KONTENT)

  • zakladmagazyn
  • 20 mar
  • 6 minut(y) czytania


ZAKŁAD: Jak wygląda u Was w wydawnictwie współpraca na co dzień? Czy stawiacie na luźne układy, sieć kontaktów, czy raczej macie jasny, hierarchiczny podział ról i obowiązków?


Wojciech Kopeć: Mamy podział obowiązków, inaczej trudno byłoby się połapać w bieżących sprawach. Ale raczej nie nazwałbym go hierarchicznym – ostatecznie wszystkie decyzje podejmujemy wspólnie, demokratycznie, a co parę miesięcy dyskutujemy na nowo o tym, czym kto się zajmuje, dbamy o to, by nikt nie miał za dużo na głowie. Poza tym, praca w wydawnictwie nie jest dla nas pracą etatową, każde z nas ma swoje zawodowe, studenckie czy freelancerskie sprawy, wszyscy robimy KONTENT po godzinach. Przez to często działamy tak, jak nam na to pozwala ilość wolnego czasu i sił, zastępujemy się w swoich obowiązkach, np. na miejskie konsultacje o godzinie 14 pójdzie ktoś, kto nie pracuje od 8 do 16, z kolei książki do recenzentów nie wyśle osoba spoza Krakowa. Ktoś, kto ma wolne weekendy wyręczy drugą osobę w jeszcze czymś innym i tak to mniej więcej działa.


ZAKŁAD: Co w pracy zespołowej bywa najtrudniejsze? Czy da się podejmować decyzje tak, żeby każdy miał na nie wpływ, a jednocześnie nie ugrzęznąć w chaosie?


WK: Niestety większa redakcja to także często dłuższy czas na opiniowanie nadsyłanych propozycji. Staramy się nie podejmować naszych decyzji zbyt pochopnie, dajemy sobie czas, żeby jak najwięcej osób mogło zapoznać się z danym tomem. Zanim podejmiemy ostateczną decyzję, dyskutujemy, głosujemy. Czasem mocno się ze sobą nie zgadzamy – także w innych sprawach dotyczących modelu naszego funkcjonowania, przyszłości  – a najbardziej sporne kwestie rozwiązujemy na wewnętrznych spotkaniach. Oczywiście takie różnice zdań nie ułatwiają KONTENTowi życia, ale – nigdy dość powtarzania – najtrudniejsze w działalności takich małych wydawnictw jest brak systemowego, instytucjonalnego wsparcia i uzależnienie pracy od stypendiów, dotacji itd. 


ZAKŁAD: Czy istnieje jakaś realną alternatywa dla grantozy”? Próbowaliście zakładać zbiórki lub zmieniać swój model wydawniczy na bardziej komercyjny, opłacalny na zasadzie — wydajmy dwa pieniężne hity, by sfinansować dziesięć przedsięwzięć artystycznych?


WK: Ani bardziej komercyjny model, ani oparty na zbiórkach (np. w serwisie patronite), raczej nie miałby zastosowania w przypadku KONTENTu. Po pierwsze – najczęściej wydajemy albo debiutantów, albo autorów z jedną książką na koncie. Nie zamawiamy tomów u poetów (co często ma miejsce w przypadku większych wydawnictw), bazujemy na propozycjach, które dostajemy na skrzynkę mailową, a wszystkie publikowane przez nas książki przechodzą przez podobną drogę – autor(ka) podsyła nam projekt wydawniczy, my oceniamy i wspólnie, jako grono redakcyjne, podejmujemy decyzję. Po drugie – nasze możliwości są dość ograniczone, wolimy wydać mniej (maksymalnie cztery tytuły w ciągu roku), ale za to zaoferować honorarium autorowi, redaktorowi czy graficzce (co wcale nie jest takie oczywiste), opłacić spotkania autorskie. Poza tym, czy istnieje coś takiego jak „pieniężny hit” w przypadku poezji? Kwestia skali, rzecz jasna, ale ciężko mi jest sobie wyobrazić, że poświęcamy większą część naszych funduszy na wydanie takiego „hitu”, i liczyć na to, że się to przedsięwzięcie chociaż zwróci.


Tak czy inaczej, powodzenie modelu komercyjnego, który przywołałeś, nie rozbija się nawet o kwoty, ale sam model naszej działalności. Wolimy wydać parę wartościowych książek autorów nieco mniej „nagrodowych” (mainstreamowych? jeśli istnieje coś takiego jak poeta mainstreamowy) i zapewnić tym książkom odpowiednią ilość uwagi i nakładów finansowych.


Jeśli chodzi o zbiórki – tutaj z kolei kłopotliwy byłby brak finansowej płynności. Można oczywiście próbować dywersyfikować źródła finansowania, ale ostatecznie nie wyobrażam sobie polegać tylko i wyłącznie na tym bardzo kapryśnym modelu. No i jeszcze jedno – dzięki „grantozie” nasze książki są bardzo tanie (bo nie zakładamy zysku po naszej stronie), łatwo dostępne, a działalność patronite’owa przenosi ciężar finansowania z publicznych podmiotów na czytelników. Wolelibyśmy maksymalnie ułatwiać dostęp do naszych książek czytelnikowi, niż tworzyć kolejne ekonomiczne bariery.


ZAKŁAD: Jeszcze jedna sprawa: Mateusz Żaboklicki, wydany przez KONTENT, wygrał MILIONERÓW, jeden z najsłynniejszych teleturniejów. Czy ten fakt miał zauważalny wpływ na sprzedaż książki?


WK: Tak! Z tego, co kojarzę ten wpływ był nawet bardziej zauważalny niż w przypadku nominacji do nagród. Nawet inne książki skorzystały na wygranej Mateusza; widać było duży, całościowy wzrost sprzedaży.


ZAKŁAD: Czy w branży wydawniczej można mówić o „zawodowej solidarności"? Czy wydawnictwa i autorzy faktycznie się wspierają, czy każdy gra przede wszystkim na siebie?


WK: W przypadku naszej poetyckiej niszy chyba trudno mówić o jakiejś zaciekłej rywalizacji na poziomie wydawnictw – bo o co tu rywalizować? Nie zarabiamy na wydawanych przez siebie książkach, nie poświęcamy naszych prywatnych funduszy, chętnie dzielimy się egzemplarzami przy okazji różnych warsztatów, kiermaszów. Myślę, że ostatecznie cieszymy się z dobrych książek, niezależnie od tego, gdzie wychodzą, osoby z naszej redakcji prowadzą spotkania autorom związanym z innymi wydawnictwami, zapraszamy się nawzajem na dyskusje; nie widzę w tym rywalizacji.


ZAKŁAD: A co z rywalizacją nie o kapitał finansowy, a kapitał symboliczny? Zdaje się, że dla niektórych autorek i autorów są wydawnictwa bardziej atrakcyjne” niż inne. Jednocześnie nie można oprzeć się wrażeniu, że istnieją domy wydawnicze, które stawiają na poetyckich pewniaków” czy wręcz tuzy, które z pewnością umocnią ich pozycję w polu. Taka rywalizacja nie istnieje?


WK: Tak jak pisałem wcześniej – wydajemy książki autorów, którzy raczej rozpoczynają swoją działalność wydawniczą (na marginesie, nawet trudno jest mi sobie wyobrazić wydanie przez nas dziesiątej książki uznanego, wielokrotnie nagrodzonego poety, tak bardzo odbiegałoby to od naszej praktyki). Co do kapitału symbolicznego – był taki czas, że zdecydowaną większość nominacji zgarniał duet WBPiCAK-Biuro Literackie, ale to już trochę się zmieniło.  Oczywiście nadal obydwie oficyny mają „swoich” autorów, których kolejne książki bywają takimi niemal pewniakami (dodałbym do tego grona prężnie rozwijające się Warstwy), ale za tą rozpoznawalnością niekoniecznie idzie większa liczba recenzji czy żywsze zainteresowanie środowiska. O ile więc mamy większe wydawnictwa bazujące na uznanych już autorach, mających często już jakąś fanbazę, o tyle nie jestem w stu procentach przekonany, że debiuty czy książki nienagradzane skazane są na mniejsze zainteresowanie. Nie wykluczam, że jakaś forma rywalizacji istnieje – w końcu obserwujemy „transfery” autorów z jednego wydawnictwa do drugiego, nierzadko plotkujemy na ten temat, zastanawiając się, czy jedno zaoferowało lepsze warunki od drugiego, czy doszło do jakiejś kłótni między wydawcą a autorem – ale w naszym przypadku uczestniczenie w tego rodzaju rywalizacji nie do końca ma rację bytu z wcześniej wymienionych powodów.


ZAKŁAD: Jak zmienia się sposób działania wydawnictw w dzisiejszych realiach rynkowych? Czy widać jakieś nowe modele współpracy, podziału środków czy promocji?


WK: Jesteśmy chyba zbyt małą oficyną z punktu widzenia ogółu życia wydawniczego, by jakoś szczególnie odczuwać zmiany w realiach rynkowych. To raczej polityki dystrybucji publicznych środków wpływają na to, jak szeroko możemy promować nasze książki, ile spotkań zorganizujemy, ile będziemy mogli zapłacić redaktorom, składaczkom, korektorom, graficzkom.


ZAKŁAD: Jak postrzegasz obecną politykę dystrybucji środków publicznych za nowej władzy? Czy coś się zmieniło, czy jest za wcześnie, by o tym mówić?


WK: Być może jeszcze jest nieco za wcześnie, w końcu niektóre konkursy na stanowiska redaktorskie rozstrzygnęły się całkiem niedawno, nie do końca jeszcze wiadomo, jak będzie działał Instytut Książki. Ale nie czarujmy się – nie oczekiwałbym w najbliższych latach poszerzenia środków finansowych ze strony państwa, tym bardziej, że słyszymy raczej o „deregulacjach”, cięciach budżetowych itd. Zatem pytanie, jak instytucje publiczne będą dysponowały tym, raczej kurczącym się zasobem, pozostaje otwarte. Póki co, mam wrażenie, że jest jeszcze spory chaos, wdrażane są zmiany, które ciężko określić jako systemowe – część wydawnictw, które wcześniej nie dostawały funduszy, teraz je otrzymały (w tym KONTENT – piszę o tym, żeby była jasność, z jakiej pozycji zabieramy głos w sprawie), i odwrotnie.


ZAKŁAD: Jak będzie wyglądała przyszłość współpracy w literaturze i sztuce? Czy są możliwe jakieś alternatywne sposoby na prowadzenie wydawnictwa w przyszłości?


WK: Czego bym sobie życzył? Więcej dużych, publicznych inicjatyw. Małe, niezależne wydawnictwa? Świetnie, że istnieją i wydają to, czego nie chcą wydawać większe oficyny, ale nie zapominajmy, że to wynik ekonomicznych konieczności, a nie wartość sama w sobie. Wolałbym, żeby wszyscy interesujący autorzy i autorki byli godziwie wypłacani, a interesujące książki odpowiednio wspierane.


ZAKŁAD: Pośród oręża milczą Muzy… w obecnych warunkach bardzo łatwo jest bagatelizować kulturę i wręcz ucinać środki na nią przeznaczane. Dostrzegasz jakiś sposób, w jaki środowisko poetyckie” (autorki i autorzy, wydawnictwa, czasopisma, grupy) mogłoby gremialnie — redystrybuując dotychczasową współpracę — wpłynąć na swoją sytuację, właśnie po to by osoby piszące były godziwie opłacane, a książki odpowiednio wspierane? Czy pozostaje nam milczeć i pokornie czekać na łaskawe (lub nie) decyzje organów, instytucji publicznych, władz…?


WK: Nie wiem, czy mam propozycję jakiegoś rozwiązania poza próbą lobbowania za zmianami systemowymi (na naszym małym poletku przede wszystkim ustawa o artyście zawodowym a szerzej – bezwarunkowy dochód podstawowy). Oczywiście możemy się zrzeszać, wspólnie negocjować warunki wydawnicze, ale niestety to raczej korekta (jakkolwiek bardzo potrzebna) niż prawdziwa, większa zmiana. Na pewno w cenie byłaby próba przeorganizowania modelów życia literackiego, które opiera się na dużych festiwalach (w dodatku rzadko angażujących społeczności lokalne), na rzecz regularnej działalności mniejszych publicznych instytucji – bibliotek czy domów kultury.



 

Wojciech Kopeć (ur. 1998) – poeta, redaktor czasopisma i wydawnictwa KONTENT, okazjonalnie krytyk. Publikował m.in. w „Czasie Kultury”, „Małym Formacie”, „Odrze”, „Więzi”, „Zakładzie”. Autor trzech książek poetyckich: „przyjmę/oddam/wymienię:” (2021, tom wyróżniony w Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Złoty Środek Poezji” oraz w Ogólnopolskiej Nagrodzie im. Kazimiery Iłłakowiczówny), „jest taki konik” (2023, tom otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia) oraz „Klif, dywiz i sestyna” (2024).

ZAKŁAD
magazyn społeczno-poetycki

Redaktor naczelny:
Kamil Kawalec

Redakcja: 
Agnieszka Wolny-Hamkało
Jakub Skurtys
Malwina Hajduk-Kawalec
Andrzej Graul
Piotr Brencz
Kinga Borto

Projekt animacji i strony internetowej:
Kinga Bartniak

Kontakt:
zaklad.magazyn@gmail.com

  • Instagram
  • Facebook
  • YouTube

Wydawca:
Towarzystwo Aktywnej Komunikacji
Adres: ul. Hermanowska 6A, 54-314 Wrocław
KRS: 0000045825 NIP: 894-25-67-840 REGON: 931998437

ISSN: 2956-7173

logo-tak.png
logo WIK.png

Partner Wydawniczy w ramach Wrocławskiego Programu Wydawniczego: Wrocławski Instytut Kultury

PL_02.png
bottom of page