Markus Magilnicki - zestaw czterech wierszy
- zakladmagazyn
- 4 lip
- 2 minut(y) czytania

queerdorado
ten brulion babulion zababulenie na bablu
babilon w powabiu
baziach i bibule
to co robią dzieci w szkole
zostaje w rzeżusze
nie ma języka odpowiedniego dla przemocy
wymieraj więc wymiętoleńcu
wyodrębnienie skóry
wywabienie wybawienie skóry
wyłaź z siebie poczwaro
dada w prada
kto cię zechce w domu mody? (i w kinie teatrze na rynku pracy)
babilon w jedwabiu
pora na własne
nikt dłużej nie będzie wycierał sobie mordy queerem
pora na nasze osobiste kolektywne
queerdorado!
poszły konie po salonie
gdzie stał telewizor w domu rodziców
na którym leciał kanał z nagonką
kocham moje buty na platformie
bo w nich mogę gnać
queerdryt queerlin queeryż
kłirszawa queerno queerjów
przetruchtały kopyta po całym globie
w poszukiwaniu nowej przystajni
na górze rushmore
laska daj se siana
na brokeback, fuckin, mountain!
folklore: nihil
nużące są gierki kolejnych fantazmautomatów
w zielonoczerwonoczarne gramy (i białe?)
kto zgadnie o co tu chodzi temu bęc
skoro tak to czemu
jako jedyny z palcem pod budką tkwię
i nie uciekam kiedy ścianka z papilarusów się rozwiera
wypuszczając sokowirówkowe Zjadły mózgu
na to tracę czasy i tory (nie zapominaj o białym)
ktoś nade mną uprawia narrację z filmu noir
‘deadly kiss’ i idzie w retoryki kapiącego deszczu
szklanego dymu pogody warkotu drogi
tysiąca twarzy setki miraży (jakich?) żołnierzy
ja nie rozumiem jasności tych relacji
skupiam się tylko na połączeniach
gdy pajęczynę wrzucę w tornado
latająca krowa k(r)opnie mnie w głowę
moja matka nigdy nie chciała oglądać kina klasy b
albo jakichkolwiek filmów nawiązujących do niego konwencją
„niezłe baje”
horror musiał być o psychopatach i mordercach
żadnych duchów i potworów
nawet klasyków?
raz tylko oglądaliśmy koszmar z ulicy wiązów
„taka baja”
gdy zobaczyła ośmioletniego mnie
siedzącego przed remake'em godzilli
kazała mi iść spać „bo rano szkoła”
to pewnie dlatego ta nowa
godzilla mówiłem sobie
nie zdążyła pobić się z king kongiem
frankenstein nie poznał swojej narzeczonej
„pewnie ja też nie poznam” mówiłem
sobie już później
za dużo było komedii w moim krzyku
za dużo nosferatu w moim spongebobie
za dużo muchy w moich wróżkach chrzestnych
o kreskówkach zawsze wypowiadała się
pozytywnie „nastaw jakąś baję”
dopóki nie przyszło nam ich razem oglądać
pieprzyki
mam coś na szyi idealnie pod linią włosa
pierwszy raz dotknąłem tego dwa lata temu
przypadkiem po prostu drapałem się i nagle „o kurwa”
nigdy nie uda mi się odwrócić i na to spojrzeć
od tamtej pory
codziennie boję się że
ten pigment może znaczyć więcej niż myślimy
czy pewnego dnia ta straszna kulka nie pęknie
tyle szram ran zadrapań na plecach po trądziku
jak jakaś upiorna wytatuowana kabała u proroka
a one i tak zawsze są pierwsze i
nie wiadomo skąd przychodzą
no to teraz dawaj
wyrwij ze mnie brąz
podrap mnie wydrap mi ten tusz zostaw ślad
czerwony po paznokciach
nawet ci się nachylę o proszę
rób co chcesz
chwyć mnie za nogi powlecz po
podłodze przed sąd
przystaw mi pistolet do głowy tak „wyglądają
pola mojego sumienia”
zasnę w trakcie
może zorientowałem się co do pieprzyka ale
jeszcze nigdy mnie nie zabito
może więc pewnego dnia te
kulki na ciele wreszcie wybuchną
ale póki co
choć „zmiana nie jest złośliwa”
idę pierwszy raz pod skalpel