Lynn Suh & Ewa Suh -Współczesna poezja z Korei (2)
- zakladmagazyn
- 15 lip
- 6 minut(y) czytania

Odcinek 2: Han Jisan
W poezji Han Jisan’a to, co dla jednej osoby jest krindżowe, dla kogoś innego może być zupełnie satysfakcjonujące i przyjemne – albo przynajmniej może stać się sposobem na życie. Krindżowe postacie i sytuacje nie służą w tej poezji jako przestroga. Wręcz przeciwnie – poeta akceptuje je i oswaja, mimo że stwarzają one atmosferę napięcia, w której zażenowanie i pogarda wyznaczają reguły gry. Jego wiersze świadomie i z uporem stawiają czoła tym niewygodnym uczuciom, by osiągnąć stan nieuchronnej dezintegracji. Dezintegracji czego? Z pewnością norm i oczekiwań społecznych, ale także starannie zaprojektowanych tożsamości i przestrzeni, które te tożsamości zamieszkują. Po ich rozpadzie zostajemy sam na sam z lustrem, w którym sami siebie wprawiamy w zażenowanie – ale w sensie afirmatywnym. Inaczej mówiąc, poezja Han Jisan’a staje po stronie proaktywnego zażenowania: uznaje naszą potrzebę bycia samemu dla siebie źródłem wstydu.
Widać to wyraźnie w wierszu „kultywacja na wysokości”, gdzie podmiot liryczny, osiedlowy portier, krąży od jednej blokowej klatki do drugiej roznosząc pocztę, gdy naprzeciw wychodzi mu pijany gość z koszem owoców. Warto zaznaczyć, że „blok” w kontekście koreańskim nie oznacza po prostu budynku mieszkalnego. W Korei „bloki”, czy to zniszczone czy ultranowoczesne, stały się symbolami statusu w obecnej epoce skrajnych nierówności ekonomicznych. Mieszkania w blokach w Seulu, które niegdyś pozwalały rodzinom klasy średniej na start w samodzielne życie, dziś – niemal bez wyjątku – są warte miliony dolarów i należą do tych, którzy mieli szczęście kupić je przed eksplozją na rynku nieruchomości, albo urodzili się bogaci. Niezależnie od tego, jak skromny czy wysłużony może być blok, wejście do niego oznacza wkroczenie w przestrzeń uprzywilejowaną, „gdzieś ponad pokrywą chmur”.
Pijany gość (najpewniej mieszkaniec) „mówi, że zstąpił na chwilę z nieba i teraz wraca”, i że świetnie się tam bawił, na dole – nawet „jeden but wręczył ukochanej osobie na pożegnanie / kilkoma guzikami okrasił morza”. Potem milknie: „a dowód osobisty… dowód…”. W tej sterylnej przestrzeni, gdzie króluje „pogarda”, a „języki klikają z dezaprobatą” za każdym razem, gdy „dziecko zanosi się płaczem”, pijany gość jest ucieleśnieniem krindżu, zakłócając ten odseparowany od reszty świata spokój swoim pijackim bełkotem – „[plotąc] bzdury jak przez sen”, „ni to po naszemu, ni w języku aniołów”, „ni to demonów, ni to niewolników”.
Zamiast zlekceważyć czy demonizować pijaka, podmiot liryczny podaje mu rękę, by pomóc mu szukać dowodu osobistego, a ostatecznie bierze go na barana, gdy ten się zatacza. Podmiot dołącza do pijaka i sam staje się częścią żenującego widowiska pod okiem kilku „bezsennych okien [które] widziały wszystko”. Z własnej woli przystanie do źródła krindżu można tu odczytać jako bunt wobec Innego – wobec spojrzenia tych, którzy nie tylko patrzą, ale też oceniają i gardzą.
Nie da się uniknąć wywoływania u innych krindżu. Tak jak średniowieczni chrześcijanie porządkowali materię i życie w wielkim łańcuchu bytów – począwszy od Boga, poprzez anioły, ludzi, zwierzęta i rośliny, aż po minerały – tak my możemy dziś wyobrazić sobie rzeczywistość jako wielki łańcuch krindżu i pogardy. Właśnie na to zdaje się wskazywać Han Jisan w wierszu „narracja”, gdzie pisze:
dostałem maila z odpowiedzią
piszą, że usługodawca nie ponosi winy
w samą porę przyszła jesień
z nastaniem zbutwiałej pory
rzeczy opadają
tanie i wątłe
miło jest napełnić nimi garście i drwić sobie z nich
i dalej:
niektórzy nie lubią gołębi
niektórzy mówią, że nie lubią staruszek
szczekających psów i uciszających ich właścicieli
W każdej chwili może nam zostać przypomniane nasze własne miejscu w tym wielkim łańcuchu krindżu:
otwarłem okno i aromat dymu z budynku naprzeciwko zakręcił się w powietrzu
palono tam coś dobrego
coś co nie pasowało do ogniska domowego
swąd snujący się po domu
wprawił mnie w zakłopotanie
Odpowiedź poety na tę sytuację polega na przyjęciu postawy proaktywnie żenującej, na zerwaniu łańcucha poprzez jego zawłaszczenie. Ten proces zaczyna się przed lustrem w łazience:
[…] nieodgadnione są myśli młodego mężczyzny w lustrze
młody mężczyzna wykonał szereg czynności w łazience
[…]
potem usiadł i wstał, i tak kilka razy
wydeptując ślady, nagi
Przyjęcie odpowiedzialności za własny krindż – bycie „krindż-pozytywnym” – może sprawić, że ludzie wokół nas zaczną klikać językami, a więc odnosić się do nas z dezaprobatą za pomocą dźwięku, który Koreańczycy uwielbiają wydawać, gdy tylko sytuacja na to pozwala. W „kultywacji na wysokości” koreańska onomatopeja oznaczająca klikanie językiem została przez nas przetłumaczona jako „ts, ts…”, co jednak nie oddaje w pełni ani brzmienia, ani znaczeniowego zakresu oryginału. Klikanie językiem w języku koreańskim ma zaskakująco szerokie (a być może dla Polaków nieco wydumane) spektrum znaczeniowe – od dezaprobaty po współczucie, od całkowitego zaskoczenia (tego w stylu „Chryste panie!” czy „Matko boska!”) aż po gorzkie poczucie żalu. To dźwięk natychmiastowy – proste kliknięcie językiem o podniebienie, powtórzone co najmniej dwa razy, częściej trzy lub nawet cztery, w zależności od siły odczuwanych emocji. To dźwięk subtelny, lecz wyrazisty, wart wypróbowania w stosownych chwilach – z tą dodatkową zaletą, że nie wzywa się przy tym żadnego imienia nadaremno. Dźwięk, który Han Jisan zdaje się wydawać jeszcze wyraźniej w stronę tych, którzy chcieliby klikać językiem na jego widok.
Lynn Suh
kultywacja na wysokości
osiedlowy portier pracuje na wysokości pięciu tysięcy metrów nad poziomem morza
obok portierni
rozciąga się poziomo belka szlabanu
gdzieś ponad pokrywą chmur
tak, w bloku mieszkania przyznają numery
gdy to dziecko zanosi się płaczem, tamtym sąsiadom ts, ts…
języki klikają z dezaprobatą
kiedy z góry dudni, całą noc trwa tropienie sprawcy
psie kupy i upuszczone lody cicho się przemilcza
dlaczego noc, dlaczego właśnie noc
jest bardziej wrażliwa na dźwięki niż na wyraz twarzy?
ludzie rozmieszczeni poziomo są serdeczni
miłość rozprzestrzenia się na boki
a pogarda z góry na dół
przy czym mieszkańcy parteru nie złoszczą się na osoby żyjące w pojedynkę
krążę roznosząc rachunki po skrzynkach
totalnie pijany gość zatacza się w moim kierunku
strategicznie wyniosły na pięć tysięcy metrów ponad poziom morza
ni to po naszemu, ni w języku aniołów
mówi, że chce do domu
zbliża się wymachując koszem z owocami w jednej ręce
mówi, że zstąpił na chwilę z nieba i teraz wraca
a ludzie byli tak nim zachwyceni
obejmowali go, całowali, wznieśli pomnik na jego cześć
plecie bzdury jak przez sen
jeden but wręczył ukochanej osobie na pożegnanie
kilkoma guzikami okrasił morza
a dowód osobisty… dowód…
jego wyjaśnienia drepczą w kółko
pokręcę się po parku
i myślę, że się znajdzie
pan pójdzie ze mną choć kawałeczek
mówi językiem ni to demonów, ni to niewolników
kusząc mnie
w jednej ręce latarka
w drugiej ręka pijaka
co w tym takiego przyjemnego?
ręka pijaka jest ciepła
tego ciepła nie da się poczuć z wysokości pięciu tysięcy metrów
szedł prosto
potknął się i zawisł na mnie
a teraz niosę go na barana
nie portier, nie pijak, ale cień
z ust zalatywał słodkawą stęchlizną
a kilka bezsennych okien
widziało wszystko
narracja
podnoszę deskę sedesową i wypróżniam się
za oknem blada żółć
dostałem maila z odpowiedzią
piszą, że usługodawca nie ponosi winy
w samą porę przyszła jesień
z nastaniem zbutwiałej pory
rzeczy opadają
tanie i wątłe
miło jest napełnić nimi garście i drwić sobie z nich
tam za drzwiami wydziera się staruszka
gołębie znowu rozniosły na strzępy worek z odpadkami
gołębie odlatują, gdy zwrócić im uwagę
gdy nie uciekłem staruszka sklęła mnie na czym świat stoi
przygotowałem pomidorki koktajlowe do podgrzania
zrobiłem nacięcia w kształcie krzyża
nic dla gości, nikt
nie jest gościem
niektórzy nie lubią gołębi
niektórzy mówią, że nie lubią staruszek
szczekających psów i uciszających ich właścicieli
pomidorki wypływają na powierzchnię
co byśmy nie mówili i tak nie możemy się porozumieć
czy to dlatego, że nasze cele nie są zbieżne?
wznosi się i opada, wypłynąwszy na powierzchnię morza, ryba
ludzie mało co ją obchodzą
tylko nurkowie nie przytroczeni do sprzętu są wolni
w miejscu, gdzie nie zbywa na wolności
żywi i umarli wypływają razem na powierzchnię
portier rozsypał trutkę na szczury
ktoś cisnął brudne miski w gardło zaułka
tych dwoje nie bawiło się z sobą w kotka i myszkę
to nie mogła być zabawa
skoro oboje dali z siebie wszystko
mówią, że patrząc na artystyczne fotografie
da się słyszeć głosy
z tą okolicą było podobnie
w polu widzenia nikogo, a tylko dochodziły mnie głosy
otwarłem okno i aromat dymu z mieszkania naprzeciwko zakręcił się w powietrzu
palono tam coś dobrego
coś co nie pasowało do ogniska domowego
swąd snujący się po mieszkaniu
wprawił mnie w zakłopotanie
usiadłem do czytania książki chociaż nikt nie patrzył
czytałem ze zrozumieniem
ale gdy skończyłem całą miałem pustkę w głowie
to, że jutrzejszy dzień nie pamięta o wczorajszym
jest pewne i oczywiste
zbyteczność forsowania pamięci
jest dotkliwą formą ucisku
kot wyciągnął się jak długi
i przylgnął płasko brzuchem do podłogi
wspiął się na mur
i zniknął w mgnieniu oka gdzieś powyżej
kiedy rozumne działania
pociągały za sobą absurdalne skutki
mama klikała językiem i powtarzała koniec świata
koniec świata był poręczny w każdej sytuacji
koniec świata z powodu przegranej na loterii
koniec świata, bo obiad był dziś nie smaczny
koniec świata, bo przyjaciele zapomnieli o urodzinach
koniec świata był podatny na stłuczenia
ale nie można się było z niego otrząsnąć, nawet w domu, nawet we śnie
chroniczny koniec świata
w przyszłą sobotę mam rozmowę o pracę
ale nieodgadnione są myśli młodego mężczyzny w lustrze
młody mężczyzna wykonał szereg czynności w łazience
pęsetą usunął zarost włosek po włosku, po czym
wziął prysznic i zmył pleśń z podłogi i ścian
następnie oddał imponujący stolec i na jego widok pokraśniał z dumy
podniósł się i powoli wykonał taniec
o którym zapewne dowiedział się książek
potem usiadł i wstał, i tak kilka razy
wydeptując ślady, nagi