top of page

Kamil Kawalec - Kosmiczna ryba

(recenzja książki Bob albo mężczyzna na łodzi Petera Markusa)



ilustracja, Piotr Burzyński


Kiedy próbuję zapisać pierwsze zdanie o książce Markusa, przychodzą mi na myśl takie pojęcia, jak: metale, tworzywa sztuczne, przemysł, skutki uboczne, oraz procesy: produkcja, planowanie, życie na miarę, a więc takie jakby „zdroworozsądkowe”. Są to jednak elementy, których czytelnik raczej nie znajdzie na pierwszym planie Boba albo mężczyzny na łodzi. Peter Markus w swoim opowiadaniu/poemacie stworzył ramy świata, który sprawia wrażenie, jakby funkcjonował na załamaniu przestrzeni „dobrze zaplanowanej”, zaledwie wpuszczając jej echa do niemalże idyllicznie hermetycznego życia bohaterów książki - Boba i jego ojca, też Boba.


Głównymi elementami powieści są łódź, Bob, ryby i woda, chociaż może należałoby się zastanowić nad kolejnością wymienionych słów/pojęć. Moim zdaniem są to terminy/klucze do wyjaśnienia mechanizmów, stojących za konstrukcją całości, takich jak tempo (łódź), fraza (Bob - jako czynnik ludzki), kierunek (woda) i kosmos (ryby).


Wydaje się, że powieść Markusa oscyluje wokół pytań: kim jest człowiek i do jakiego świata należy? Powieść przedstawia przynajmniej dwa sposoby interpretacji kondycji ludzkiej. Pierwszą (zbiorową) byłby opis zbliżający się do rozumienia społeczeństwa poprzez mechanizm cywilizacji, kultury masowej albo czegoś, co nazwałbym „homo socialis”. Drugą (jednostkową) wydaje się być funkcjonowanie w naturze, jednak nie takiej, która przypomina tę dziką, odhumanizowaną, a właśnie w tej nacechowanej człowieczeństwem, ludzkimi przymiotami i kulturą. Tak przedstawiony dualizm świata można zniuansować jeszcze kosmosem, transcendencją przeszywającą każdą stronę i każdy gest Boba. Słusznie w posłowiu książki Powieść jako psychopomp Piotr Siwiecki, jej tłumacz, pisze o fonetycznym pokrewieństwie wyrazów „Bob” i „God”, w którym dźwięczność samogłoski „o” jest cząstką boską.


Bob jest mężczyzną, który żyje na swojej łodzi.

Bob nie lubi opuszczać swojej łodzi.

Łódź Boba jest jego domem.

Łódź Boba, jak większość łodzi, ma imię.

Bob.

To jej imię.

(s. 8)


Frazy Markusa i jego sposób budowania zdań mają wyraźnie ontyczny charakter. Tak jakby autor zaczynał konstrukcję Boba i jego środowiska od filozoficznego prapoczątku. Odpowiada więc na pytania: czym jest Bob?, kim jest Bob?, czym jest woda?, kim/czym jest ryba albo rzeka? Momentami powieść/poemat wydaje się wpadać w manierę literatury dla dzieci. Nie chodzi o bajkowość świata i jego prostotę lub naiwność, ale raczej o próbę wytłumaczenia jego mechanizmów, ponownego (w kontekście ukłonu do czytelnika) i niezbędnego (dla Boba i syna Boba) nazwania rzeczy, nazwania ich ducha lub istoty i określenia ich położenia względem siebie. Markusa interesuje stworzenie pewnej konstelacji, dzięki której można wejść w sposób życia zgodny z wartościami bohatera. Trochę jak w grach z serii D&D, w których mistrz gry w trakcie określonej sytuacji przedstawia nam warunki, jakie muszą być spełnione do stania się/zaistnienia określonej akcji czy sytuacji.


Idźmy dalej: ryba jako wytłumaczenie mitycznego początku i mitycznego końca. Kosmiczna ryba, która porządkuje relacje Boba ze światem, rzeki z łodzią oraz ludzi, pojawiających się w ambientalnej przestrzeni powieści.


Gwiezdna ryba.

Kamienna ryba.

Błotna ryba.


Boboryba

To ta ryba w rzece – to ta najbardziej upragniona ryba pośród wszystkich ryb na świecie – to tę rybę chcę złowić.


Pytanie do Boba:

Dlaczego ryba?

Odpowiedź Boba:

A dlaczego nie ryba?

Ryba.

To takie proste.

(s. 134)


Ta fraza miejscami ma walory humorystyczne, miejscami wpada w poważny ton. Jednak zmiana rejestrów nie powoduje wrażenia cringe’u, nie służy dewaluacji obranych tropów i ośmieszeniu podmiotów. Jest, niczym rybia łuska, integralną częścią całości, która pod odpowiednim kątem odbija refleksy świetlne, a pod innym je wchłania.


Jestem rybą.

Jestem rybą.

(s. 63)



Mimo bardzo precyzyjnego wydzielenia świata powieści, doboru słów, określenia stylu specyficznej frazy, całość tekstu w poetycki sposób ewoluuje. Wydawać by się mogło, że ta powieść jest wodą. Oddaje jej właściwości poprzez wyrażenie nurtu/kierunku (woda-tekst), meandrowanie, tworzenie się wirów, wynikających z czynników wewnętrznych (natura) i zewnętrznych (cywilizacja). Woda funkcjonuje u Markusa nie tyle jako symbol oczyszczenia, co raczej pewien ciąg, proces. Bob albo mężczyzna na łodzi to książka o kulcie procesu, kulcie trwania jako stanu, w którym pokonywanie przeszkód czy osiągnięcie celu wydaje się być mniej istotne, niż bycie uwikłanym w ten właśnie proces.


Łódź martwego mężczyzny, tak jak łódź Boba, została zrobiona z metalu.

Kiedy martwy mężczyzna wypadł z łodzi, łódź martwego mężczyzny odpłynęła.

Zabrała ją rzeka.

W dół rzeki.

Do jeziora.

Dopłynęła do miejsc, w którym Bob nigdy nie był

Dopłynęła do Buckstown w Ohio.

(s. 26)




Osobom czytającym w szybkim tempie, z pominięciem głosu wewnętrznego lektora, zalecam spowolnienie lektury i wpasowanie się w barwę i tembr pierwszoosobowej narracji. Przywodzi ona na myśl ciepłe, ochrowo-brunatne kolory (błotne), zmieszane z ciemnymi odcieniami stali, granatów i bieli. Ciekawym odkryciem było dla mnie spostrzeżenie, że w pewnym momencie dochodziło do mnie jakby brzmienie głosu Adama Drivera, choćby to z filmu Jima Jarmuscha Patterson. Może jest to wynik podobieństwa powolnego tempa akcji filmu z tempem opowiadania Markusa. Ten zaprojektowany przez autora ton daje jednak pewien surrealny efekt: czytelnikowi wydaje się, że uczestniczy w świecie, który jest na wyciągnięcie ręki i niczym ryba prześlizguje się pomiędzy złączonymi ze sobą cząsteczkami wody. Ktoś powie, że to właśnie pływanie. A jeśli ryba stoi w wodzie czy wtedy nie płynie? Ryba niczym ptak zawieszony na niebie, którego lotki układają się w pod specjalnym kątem dając mu możliwość dryfu, bez konieczności użycia mięśni.





 

Peter Markus, Bob albo mężczyzna na łodzi

Tłumaczenie: Piotr Siwiecki

Redakcja: Filip Matwiejczuk

Wydawnictwo Ha!art, Kraków 2022

bottom of page