Kamil Figas - Niech nieznający geometrii nie wchodzi
- zakladmagazyn
- 19 godzin temu
- 7 minut(y) czytania

(o tomie „Reguła trzech” Aleksandry Góreckiej)
Tytułowe zdanie tej recenzji według legendy znajdowało się nad wejściem do słynnej akademii Platona w starożytnych Atenach. Sięgam po nie, bo stanowi dobre wprowadzenie w debiutancki tom Aleksandry Góreckiej, z wykształcenia matematyczki i popularyzatorki królowej nauk, która w swoich wierszach też wykorzystuje nowatorską, zmatematyzowaną poetykę. Już sam tytuł książki – Reguła trzech – wskazuje nam na pewne sposoby myślenia o świecie, charakterystyczne dla twórczości Góreckiej. Uznajmy, że zasada matematyczna, według której z proporcji a/b = c/d można obliczyć czwartą daną, jeżeli pozostałe trzy są jawne, zawiera w sobie element metaliteracki i komentarz na temat możliwości interpretacyjnych. Z trzech elementów wiersza: formy (rozumianej tutaj jako graficzny układ tekstu, który stanowi istotny element twórczości pisarki), tematu/treści oraz wykorzystanych środków stylistycznych można zawsze (zgodnie ze wspomnianą zasadą) „obliczyć” to, co ukryte. Należy jednak uważać, by nie „zsunąć się/ po/ punkcie” (s. 12).
Wiersze te, chociaż nie zostały pozbawione zaczepów, dzięki którym łatwiej jest dostrzec ukryte w nich sensy, pozostawiają nas z poczuciem dysonansu poznawczego. Czasem wynika to z daleko idącej matematyzacji utworów czy nawet ich tytułów (Bezczelność Gaussa, Obchody Eulera są błędem [kontrolowanym], etc.), a czasem ze zderzania tego abstrakcyjnego języka z otaczającą nas rzeczywistością („zachowanie funkcji relacji i elementów istnieje:/ ptak większy niż przepaść konwalii drgnął” [s. 45]). Zostajemy postawieni przed zapoczątkowanymi już w antyku konfliktami, których nie da się rozstrzygnąć w żaden sposób: ratio vs empiria, abstrakt vs konkret, teoria vs praktyka. Skąd zatem czerpać, by spróbować jakoś odnaleźć się w tych nieco zapomnianych, ale ciągle żywych sporach? Na to pytanie odpowiada Reguła trzech, a dokładnie fragment wiersza Klasy abstrakcji: drzewa: „Wyraz inicjuje zakorzenienie” (s. 11). Zatem to w języku znajduje się klucz do poznania. To on ugruntowuje nas w świecie, zarówno tym doświadczanym za pomocą zmysłów, jaki i w tym teoretycznym – idei i abstraktów.
Świat w wierszach Góreckiej skonstruowany jest w sposób pitagorejski. Wszystko bowiem zaczyna się od liczby, a nawet od oczekiwania na liczbę, jak choćby w wierszu Ω:
Ziści się lub zawaha niknący trzepot:
obietnica liczby
(s. 16).
Liczba jest podstawowym elementem budującym rzeczywistość. Jej obietnica stanowi zatem obietnicę zaistnienia pewnej realności. Realizuje się ona w punktach. „«Punktem jest to co nie ma części»” (s. 54), to co najmniejsze, jednostkowe, niepodzielne. W tym właśnie zawiera się świat, składający się z takich pojedynczości – monad (oczywiście rozumianych nie w sposób leibniziański, lecz pitagorejski), liczb, punktów – przechodząc następnie w bardziej złożone struktury – linie: „odległość nabiera centymetr/ odczepia się od liczby by usiąść na łuku” (s. 34). Od linii prowadzi nas już prosta droga do płaszczyzn. Górecka jednak nieco omija ten etap, nie wspominając o konstrukcji płaszczyzny i samym przejściu pomiędzy ontologicznymi momentami linii i płaszczyzny. Ta konstrukcja zawarta jest gdzieś pomiędzy, naciągnięta na kolejne etapy, odnosząc się do bezpośrednio do brył i ciał poznawanych zmysłowo. „Nawijać gęsto płaszczyznę na płaszczyznę/ wić ją jak nitkę która kończy się gdy nie widać” (s. 31). Tak powstaje bryła, która następnie kształtuje przedmioty. Dochodzimy więc od abstrakcyjnych rzeczy niepodzielnych do konkretnych empirycznych realizacji. Wszystko to dzieje się gdzieś w niedopowiedzeniach pomiędzy kolejnymi etapami, w wycyzelowanych, dość hermetycznych wersach, w figurach geometrycznych, teoriach i twierdzeniach, a także ich graficznych realizacjach, aż „Tam z ziarnka grochu powstanie kula wielkości słońca” (s. 58). Przejścia te nie odbywają się w sposób linearny, z wyraźnie zaznaczonym kierunkiem i zwrotem, lecz trochę na zasadzie losowania totolotka, wyskakują ze zbioru, pojawiając się w zaskakujących momentach. Innymi słowy, wyłaniają się z chaosu, niczym świat w mitologii greckiej i tworzą ostatecznie uporządkowane struktury wewnątrz tomu, zostawiając jednak miejsce na zdziwienie, tak charakterystyczne dla konstytuowania się myśli pierwszych jońskich filozofów przyrody („jakie to dziwne że na pustce/ można tyle zbudować” – napisze Górecka w wierszu ∅ [s. 23]) .
Odejdźmy jednak na chwilę od Pitagorasa (jeszcze do niego wrócimy), ale zostańmy w kręgu antycznym. O ile świat jest zbudowany dzięki geometrii, o tyle rządzą nim zasady zaczerpnięte raczej z myśli Heraklita. Głównym motywem, którym kieruje się Górecka w swoim opisie rzeczywistości, jest ruch:
zdarzeniu towarzyszy wcześniejszy syk jak kurczące się mleko
meandrycznie w formie wijącej się rzeki dociera do kolejnej krawędzi
wokół centrum uderzenia powstaje nieregularnie postrzępione
drzewo zakręt klonu
(Teoria rozbitej szyby, s. 28).
Ruch w tym tomie posiada zdolności kreacyjne. Dzięki niemu i połączeniom dwóch odległych od siebie elementów powstaną nowe przekształcenia („z czasu liści jak zapomniany kolor wysuwać się będą ściany domów” [s. 46]). Tymi zmianami ostatecznie kieruje rozumowy logos – sprowadzony tu do zasad matematyki, która nawet „chleb kroi w równe kromki” (s. 60). Wszystko to przynależy do ziemskiej sfery żywiołów (woda, ziemia, powietrze), nad którymi góruje sfera kosmiczna, wraz ze sprawującym nad nią pieczę ogniem. Ruch wywodzący się z niej działa jednak w sposób dwojaki. Z jednej strony przybliża się ku Ziemi („światło podglądanych galaktyk idzie w stronę/ świata” [s. 53]), ocieplając ją, pozwalając na przemiany, umacniając wariabilistyczną koncepcję rzeczywistości, z drugiej jednak jest czymś odrębnym, ciągle nieznanym, umykającym nam („światło podglądanych galaktyk idzie w stronę/ świata/ oddala się” [tamże]). Ostatecznie jednak według poetki połączenia pomiędzy tymi dwiema sferami są możliwe, a nawet konieczne („raz resztę tkać punkt po punkcie aż do drzew/ komet i sąsiedniej gwiazdy” [s. 18]) – nie żyjemy już przecież w czasach Heraklita, a nasza wiedza o kosmosie została pogłębiona. Zgodnie z tą logiką ciepło, zarówno to rozumiane w sposób fizyczny, jak i to w relacjach międzyludzkich (bliskość, czułość, serdeczność, troska), stanowić może jednocześnie siłę niszczącą (jak w przypadku katastrofy klimatycznej) i budującą.
Wykorzystanie motywów antycznych nie jest zabiegiem nowatorskim na tle poezji polskiej, chociaż kojarzy się dziś głównie z poetykami klasycyzującymi (jak Herbert, Rymkiewicz, Dehnel czy nawet Różycki, którego fragment „Kolei żelaznej” wieńczy tom). Góreckiej daleko jest do elegijnych, moralizatorskich czy próbujących utrzymać konserwatywną wizję rzeczywistości przypowieści. Próbuje ona raczej ukazać naturę świata, zwrócić uwagę na jego ciągłą zmienność, określoną, budowaną i podtrzymywaną przez to, co niezmienne, nie poruszone (tu wchodzi cały na biało Arystoteles) – matematykę. I nie ponosi na tym polu klęski. Zmusza nas do spokojnego przypatrywania się rzeczywistości, odkrywania jej natury i oddania w tym wszystkim należnego miejsca wspomnianej wyżej nauce. Nawiązuje oczywiście do klasyków polskiej literatury („[…] i obudzi się w pokoju 40 i cztery razy/ obróci się na bok nie zaśnie” [s. 17]), do motywów biblijnych („pij do dnia swoich narodzin powiedzą «a poczniesz się / i porodzisz» […]” [s. 30]), czy poetyk i form współczesnych autorów, od Tymoteusza Karpowicza i Joanny Mueller, do układu i rytmu wiersza Matki boskiej rzeźnej Konrada Góry we fragmencie utworu Tak zwane wielkie liczby:
bronie masowego rażenia
są równe prawie wszędzie
cielesne świadectwa
są równe prawie wszędzie
otwarte przestrzenie
są równe prawie wszędzie
rzeczywiste apokalipsy
są równe prawie wszędzie
miejsca kurczące się w wyniku lęku
są równe prawie wszędzie
rozcięcia
są równe prawie wszędzie
(s. 27).
Ten różnorodny konglomerat motywów, od antycznej Grecji, poprzez tradycję judeochrześcijańską i romantyzm, aż do współczesności, pozwala poezji Góreckiej zająć miejsce w grze o uniwersalność. To nie jest pisanie reportażowe czy konfesyjne, o tym, co tu i teraz. To raczej rozważanie nadrzędnych wielkich pytań, głos w sporze o rudymenty – ustanowienie świata.
Ten głos wybrzmiewa również w warstwie „obrazowej” wierszy, która w dwojaki sposób objawia się w utworach poznanianki. Układ niektórych z nich, nawiązujący wprost do twierdzeń matematycznych, umacnia konstrukcję świata opartą na algebrze i (a nawet szczególnie) geometrii – z pojawiającym się często motywem kuli, która według pitagorejczyków stanowiła bryłę idealną, co pozwala sądzić, że taki właśnie jest świat i w ten sposób zbudowany jest Byt (podobnie jak opisywał go Parmenides). Odwołanie do Eulera, które w wierszu Obchody Eulera są błędem (kontrolowanym) skonstruowane jest na zasadach grafu, drzewo binarne, pojawiające się w tekście Lucky sixes, czy wykres ciągu Fibonacciego, wykorzystany w utworze Tajemnica kosmosu, w wizualny sposób zaświadczają o prymacie matematyki i jej roli w konstruowaniu rzeczywistości, tak jakby linearny układ wiersza i jego opowieść nie wystarczały.

Towarzyszą temu obrazy zawarte w warstwie semiotycznej wierszy. Odnoszą nas głównie do świata przyrody czy kosmosu, by przekierować naszą uwagę na abstrakt. Tworzą tym samym kalambur, obrazowo-logiczną zagadkę: „między każdymi dwiema mewami jest krawędź/ mewy mogą pokryć cały zbiór” (s. 19). I to właśnie te pęknięcia, te luźne przejścia pomiędzy wielkimi problemami, są siłą poezji Góreckiej. To ciągłe poszukiwanie, brak drogi na skróty, z jednej strony operowanie na dychotomiach, z drugiej poszukiwanie pomiędzy nimi połączeń („w takie dni jak dzisiaj czas jeźdź windą/ między lewą a prawą opowieścią” [s. 13]). Postawione czytelnikowi intelektualne wyzwanie zachęca do poszukania rozwiązań i odwracania wierszy na drugą stronę. Przeszkadzać może jedynie wspomniana już hermetyczność fraz i operujący na formach abstrakcyjnych język, który utrudnia odbiór utworów w kategoriach klasycznie pojmowanej estetyki.
No dobra. Z tym ostatnim to może lekko przesadziłem. Chociaż tom pozbawiony jest wykwintnych metafor (operuje raczej dość zachowawczą, może nawet zużytą metaforyką), literackiej mimesis, przywiązania do metrum czy błędnie utożsamianej niekiedy z pięknem „afektywności”, to jednak swój dom odnalazła w nim bogini Harmonia. Książkę Góreckiej cechuje wewnętrzna rytmika, która przejawia się między innymi poprzez aliterację i rym („tak zaczynają się włosy: jesiony;/ jesiotry; jesienie; łysienie; szeleszczenie” [s. 10]) oraz refreniczne, niemal mantryczne powtarzanie pewnych motywów na przestrzeni wielu utworów (punkt, płaszczyzna, gwiazda, słońce, drzewo itp.). Często objawia się ona także w warstwie formalnej wiersza, jak choćby w cytowanym już fragmencie z Tak zwane…, w którym powtarzający się drugi wers w obrębie każdego kolejnego dystychu nadaje melodyjności. Muzyczność wzmacniana jest dodatkowo poprzez zastosowanie wyrażeń onomatopeicznych. O ile jednak piękno nie zawsze jest ujmowane w twierdzeniach matematycznych, o tyle harmonia (co wiemy już od czasów Pitagorasa i podążającego za nim w tej gestii Platona), zawsze może zostać „policzona”, a zatem nawet na ten element poetyckiego rzemiosła królowa nauk rozciąga swoje panowanie. Zależność ta jest zresztą dwuwektorowa. Harmonia jest bowiem matematyczna, zaś matematyka harmonijna. A matematyczna i harmonijna jest Reguła trzech. Gdybym musiał odpowiedzieć na jednopytaniowe FAQ: „Dobry jest ten tom?” (w tym miejscu serdeczne pozdrowienia dla Oskara Mellera, który zadał mi to pytanie minimum trzy razy), odpowiedziałbym: „Jak najbardziej! Jeszcze jak!”.

Aleksandra Górecka, Reguła trzech, Biuro Literackie, Kołobrzeg 2024, s. 68.
Kup na stronie wydawcy.