Niekontrolowane życie grzybów jest darem – i przewodnikiem – kiedy uznajemy,
że ponieśliśmy porażkę w kontrolowaniu świata.
Anna Lowenhaupt Tsing, The Mushroom at the End of the World.
On the Possibility of Life in Capitalist Ruins, tłum. własne
Prolog: Trochę piękne i trochę wstrętne życie
Jesienią 2017 roku Anna Królikiewicz ustawiła na Błoniach w Lublinie sześciometrową rzeźbę z grzybów, zatytułowaną Super/Natural[2]. Zwalista konstrukcja została zapłodniona strzępkami grzybów, które zgodnie z intencją artystki miały pokryć, nałożone jedne na drugie, sześcienne elementy instalacji. W trakcie formowania rzeźby widać już było pierwsze kapelusze, które znalazły drogę do światła. Poprzez otwory w plastikowych osłonach organicznej materii wyglądały ciekawe świata kapelusze. Rzeźba była monumentalna i efemeryczna jednocześnie. Delikatne, blade organizmy grzybów stopniowo zasiedlały jej powierzchnię[3]. Królikiewicz zawierzyła sile przypadku, poddała się niepewności oczekiwania, uzależniła się od procesu, którego nie do końca była w stanie kontrolować. Optymalny stan objawił się dwa tygodnie po otwarciu wystawy i był stanem z założenia przejściowym: „grzyby i całe elementy grzybni zabierane są przez mieszkańców miasta do domów, co tworzy zgodną z intencją artystki dodatkową relację między nią a widzami: pozbawioną kontroli, anarchistyczną i przewrotnie rozgrywającą się w pobliżu symbolicznej siedziby władzy – zamku”[4]. Bezpośrednią inspiracją rzeźby był wiersz Sylvii Plath Grzyby.
Zakorzenienie
W środę 21 marca 2018 roku, w Londynie, wystawiono na aukcję pamiątki po Sylvii Plath. Pośród wielu przedmiotów, w tym maszyny do pisania Hermes, listów i rzeczy osobistych, znalazła się ulubiona książka kucharska poetki, pożółkła ze starości Joy of Cooking[5]. Kolejne potrawy przyrządzone według receptur Irmy S. Rombauer, zostawiały ślady tłustych palców kucharki, drobne plamki skapujących płynów i, co najważniejsze, notatki i podkreślenia Sylvii. Panierowane kotlety cielęce opatrzone są gwiazdką i uwagą „Ted to lubi”[6]. Ta książka towarzyszyła parze od samego początku. W Hiszpanii, podczas podróży poślubnej, „[n]a stole do pracy, przy którym Ted i Sylvia codziennie spędzali wspólnie wiele godzin, stały obok siebie: książka kucharska Rombauer w błękitnej oprawie i dzieła Shakespeare’a – w oprawie czerwonej”[7]. Plath ceniła „cudowną, spokojną zaradność”[8]. Wzięła na siebie prowadzenie domu może dlatego, że lubiła te obowiązki i może dlatego, że czuła się „trochę bardziej praktyczna”[9] od Teda, a co więcej, jak pisała w 1959 roku: „[e]kscytują mnie praktyczne zajęcia, pakowanie, przygotowywania do podróży, spotkania z ludźmi”[10]. Pomimo tego że razem robili zakupy ona pilnowała, żeby nie wydawać na sprawunki więcej niż dolara dziennie. „Butelkę dobrego wina można już kupić za 7 centów!”[11], donosiła matce z Hiszpanii. Poetka zawsze dbała o sytość i dobrostan męża, uznając to za obowiązek żony, ale co trzeba podkreślić – obowiązek przyjemny. Nawet kiedy była wściekła za jego romans, nie przestała dbać o niego kulinarnie. Na śniadanie podawała mu wołowinę, wierząc, że jest ona dobrym źródłem energii dla geniusza[12].
Joy of Cooking była nieustannym źródłem inspiracji, przyjemności gotowania i przyjemności czytania: „[o]ch, jak ja uwielbiam gotować” – pisała; „moja książka pełna jest smakowitych przepisów, do których zawsze brakuje mi dokładnie jednego składnika, i gdzie ważne jest właściwe doprawianie; lektura sprawia, że nie mogę się już doczekać gotowania na nowoczesnej kuchence…”[13]. Prace kuchenne bywały też źródłem niepokoju ‒ „[m]artwiłam się, że staje się zbyt radośnie, przyziemnie praktyczna: zamiast studiować Locke’a, na przykład, czy pisać piekę sobie jabłecznik albo zaczytuję się »Radością gotowania« niczym świetną powieścią. Hola, hola powiedziałam sobie. Uciekniesz w domowe obowiązki i stłamsisz się, skacząc na główkę prosto w miskę rozczynu na ciasteczka”[14]. Uspokojenie i rozgrzeszenie znajdowała Plath w dziennikach Virginii Woolf, „[n]iech ją Bóg błogosławi”[15], która walczyła z depresją czyszcząc kuchnię[16]. Plath odnosi się do ostatniego wpisu z 8 marca 1941 roku: „[n]ajistotniejsze jest zajęcie. A teraz, nie bez pewnej przyjemności zauważam, że już siódma; i muszę się zabrać do gotowania obiadu. Łupacz i mięso mielone. Myślę, że łupacz i mięso mielone naprawdę dają człowiekowi jakieś oparcie, kiedy o nich pisze”[17]. Plath czuła powinowactwo pomiędzy swoim życiem i Woolf. Podziwiała ją od czasu lektury Pani Dalloway i w jej ślady szła „owego mrocznego lata 1953 roku”[18], kiedy pierwszy raz próbowała popełnić samobójstwo. Pocieszało ją to, że podobnie jak ona „wielcy spotykali się z odmowami”[19]. Wierzyła też, że w sytuacji poczucia beznadziejnej pustki proste czynności, jak jedzenie i gotowanie, mogą być kotwicą, która pomoże utrzymać kontakt z wyślizgującą się rzeczywistością:
Abstrakcja zabija, konkret ratuje, notowała 7 stycznia 1959 roku Plath […]. Jak poglądy na to, co się powinno robić, mogą doprowadzić do nieszczęścia dwunożne zwierzę, zajęte jedzeniem i wydalaniem. Jak pomaga ścieranie kurzy, codzienne zmywanie naczyń, rozmawianie z ludźmi, którzy nie są szaleni, ścierają kurze, zmywają naczynia i czują, że życie właśnie tak ma wyglądać[20].
Terapeutyczna funkcja rutyny jest w głównej mierze tematem filmu Chantal Akerman Jeanne Dielman, Bulwar Handlowy, 1080 Bruksela (1975). Film kończy się dramatycznym zwrotem akcji w momencie, kiedy misternie zbudowany plan powtarzalnych czynności następujących i jednakowych głównej bohaterki zostaje zniweczony przez niespodziewaną przyjemność. Codzienność i heroizm dzielą często wspólną przestrzeń[21]. Podobnie pewnie myślała Święta Teresa, która stwierdzając: „[w]śród garnków i rondli, Pan jest z wami”[22], godzi biblijną Martę i Marię[23]. Plath ratowała się pracami fizycznymi i poszukiwała głębszego sensu w codziennej aktywności:
A więc w niedzielę: rytuał oczyszczania – wyszorowałam kuchnię i łazienkę – rozmroziłam lodówkę, wypucowałam podłogi. […] Poukładałam książki, papiery i czasopisma, a w końcu zabrałam się do odkurzania, by dokonać ostatecznego oczyszczenia. Teraz czuję, że i duszę mam czystą jak łza. […] czystości blisko do pobożności[24].
Plath pisała z ulgą: „jakże czystość uspokaja moją duszę”[25], ale w jej dziennikach i twórczości nie brak też napadów niechęci do tych wszystkich zbawiennych rytuałów, opis brudu kuchennego[26], ponurości codzienności[27] i obrzydzenia do „bezrozumnych, fizycznych czynności”[28] czy „nieciekawych dni spędzonych na gotowaniu i atakach senności”[29]. Sposób obrazowania czynności kuchennych w tomie poezji zatytułowanym Ariel[30] bliższy jest nastrojom Semiotyki kuchni Marthy Rosler niż wizji radości gotowania. Życie rodzinne jawi się tu jako przerażające i niebezpieczne[31]. Chaotyczne nagromadzenie gestów składa się w znaczący wzór kobiecej tożsamości.
Rozdarcie
Pamiętniki Plath pełne są napięć pomiędzy dwoma wymogami perfekcjonizmu, który sobie narzucała ‒ bycia idealną żoną i matką oraz odnoszącą sukcesy pisarką. Te rozterki widać na przykład w sąsiadujących ze sobą wpisach, pochodzących z 1959 roku. Najpierw deklaruje: „Chcę domu wypełnionego dziećmi, zwierzątkami, zapachem kwiatów, pękami jarzyn, obfitością owoców. Chcę być Matką Ziemią w najbogatszym, najgłębszym sensie”[32]. Ma też ambicje, aby Teda „uczynić najwspanialszym mężem, jakiego widział świat”, uznając to za „wyzwanie życia!”[33]. Sylvia swoje życie usiłowała traktować jako „niczym swoisty manifest pokolenia”[34]. Wszystkim elementom jej egzystencji: pisaniu, wychowywaniu dzieci, gotowaniu czy uprawianiu seksu towarzyszą wielkie emocje, które traktuje ona jako coś pozytywnego, co pozwala jej rozładować potężną siłę emocjonalną, intelektualną i fizyczną, którą z wielką intensywnością odczuwa w sobie poetka[35]. Nie dziwi jednak, że wizji życia wypełnionego gwałtownymi emocjami towarzyszą narastające wątpliwości: „[n]ie wolno zostać mi tylko matką i gospodynią domową […]. Męczy mnie też niepewność i zmienność naszego życia. Może jemu wcale nie wydaje się ono niepewne, jego powołanie jako pisarza jest o tyle silniejsze od mojego”[36]. Do tego wciąż dopadały ją niepokoje dotyczące możliwości twórczych i sukcesu własnego pisarstwa:
Nie mogłam być szczęśliwa, będąc kimś innym niż pisarką, a nie potrafiłam być pisarką: nie potrafiłam sklecić ani jednego zdania. Sparaliżował mnie strach, śmiertelna histeria. Siedziałam w rozgrzanej upałem kuchni, nie mogąc się usprawiedliwić brakiem czasu, lipcową duchotą, niczym – winna byłam ja. Białe jajko ugotowane na twardo, zielona główka sałaty, dwa gładkie, różowe plastry cielęciny prowokowały mnie, bym coś z nimi zrobiła, przygotowała posiłek, przerobiła ich bezbarwność na strawne jedzenie. […] Poszłam do Teda, zupełnie załamana, i poprosiłam go, żeby zajął się cielęciną. I wybuchnęłam płaczem […][37].
Pomimo ocenzurowania przez Teda pamiętników i listów Sylvii, i tak czuć w nich balansowanie pomiędzy euforycznym optymizmem, który po części mógł być autokreacją[38] i kryzysami wynikającymi z negatywnych recenzji wydawniczych oraz konkursowych, a potem też z niewierności męża. Męcząca niepewność wyzwalała chęć poszukiwania oparcia, marzenia o trwałej posadzie i docenienie przez środowisko literackie. 12 listopada 1959 zapisała: „[d]ajemy sobie radę, gdybyśmy tylko mogli znaleźć sobie miejsce w życiu, posady, które by nam odpowiadały, dzięki którym osiągnęlibyśmy stabilizację”[39]. Kryzysy twórcze i emocjonalne poetka próbowała opanować poprzez mechanizmy ironii i dystansu, ale kiedy to zawodziło pozostawało gotowanie, które stało się jedną z kluczowych strategii przetrwania impasów, choć pozycja niewolnicy „w małym, totalitarnym państewku”[40] też była zagrożeniem. Będąc w drugiej ciąży pisała do matki:
Każdego dnia coś piekę, żeby się ukryć przed Tedem i Fridą, kiedy wracam do siebie po nowym dziecku. Mam pudełko z piaskowymi tartami pokrojonymi w kształty, ozdobione wiśniami i migdałami, pudełko ciastek Tollhouse i ciasto owocowe. Jutro spróbuję szarlotki z ostatnim z naszych jabłek [41].
Z kolei Ted jej pasję gotowania oceniał jako rodzaj eskapizmu, „gdy musi stawić czoło jakiejś nużącej czy niemiłej pracy, ucieka w gotowanie”[42] ‒ pisał do przyjaciela. Deklarował, że jedzenie dla niego to tylko konieczność. Skarżył się, że znacznie przytył podczas nerwowego czasu egzaminów. Wspominał też z ulgą, że przekonał Sylvię, aby odmowy deseru nie traktowała osobiście.
Gotowanie/zjadanie
Bohaterka Szklanego Klosza relacjonuje:
Moja matka i babka były tak wyśmienitymi kucharkami, że pozostawiałam im przyjemność gotowania. Próbowały mnie uczyć przyrządzania różnych dań, ale ja przyglądając się ich zabiegom kulinarnym, mówiłam: „owszem” – i wszystko, co mówiły, przelatywało przeze mnie jak woda przez sito. Czasem próbowałam coś ugotować, ale nic mi, rzecz jasna, nie wychodziło i nikt nie namawiał mnie do powtórzenia eksperymentu[43].
W tym miejscu książka uważana za autobiograficzną rozmija się z rzeczywistością. W pamiętnikach i listach Sylvii Plath jest wiele fragmentów poświęconych temu co zjadła, temu co ugotowała i co ugotowali inni, a także o przyjemności gotowania i radości czytania książek kucharskich; a także podobnych do tej deklaracji: „[r]obię cholernie dobry cytrynowy tort bezowy”[44].
Pisząc o proszonych obiadach, podwieczorkach skrupulatnie opisuje menu, wnętrza domów, ubiory i tematy rozmów[45]: „Nicola podaje cudownie rozmnożone zakąski – pajda wydrążonego chleba wypełnionego musztardą i gorącymi kiełbaskami na wykałaczkach. Ananas, ser, twaróg i suszone śliwki, gorące ciastka. Wypiłam niesamowite ilości słodkiej sherry. Żadnych luk w jadłospisie”[46]. To jadłospis zabawy noworocznej w 1962 roku w Londynie, u Tyrerów. Natomiast kolacja u Frances Mintur Howard, z maja 1959, została opisana jako „lekka i smakowita”. Składały się na nią „[…] szynka tłusta, soczysta z goździkami i chrupiącą skórką. Do tego szparagi, makaron nitki gotowany w rosole i smażony z tartym serem i bułką. Lody waniliowe, świeże truskawki i galaretki-paluszki na deser”[47].
Ponowna wizyta u Tyrerów zaowocowała 22 lutego 1962 roku następującym wpisem:
Zjadłam jeszcze trochę biszkoptów, wypiłam dużo herbaty. Rozmawiałyśmy o gotowaniu (M. robiła dla G. Słodkie bułeczki na kolację; nikt w rodzinie nie lubi tłuszczu; M. miała zapiekankę z wieprzowiny dla gości), o rzeźniku (M. narzeka na jego filety, musiała odnosić mu plastry nie dość cienkie i delikatne), bankowości….[48].
Osobny esej można napisać o podwieczorkach poetki, opisach ciast i ulubionych napojach. Oto kilka przykładów. 21 kwietnia poetka upiekła „wielki żółty biszkopt[49]”, innym razem wspomina: „do herbaty jadłyśmy bananowe ciasto z żółtym lukrem, bardzo smaczne bułeczki z porzeczkami”[50]. Opisy ciast są plastyczne i pełne detali kolorystycznych, jak w tym opisie keksu: „[o]woce, zielone, czerwone i brązowe, wystawały z żółtych ścian ciasta, zwieńczonych brązowym wierzchem”[51]. Plath pisała, że „oczyszcza siebie bursztynowym wrzątkiem”[52] i że herbata ją wycisza[53]. Białe wino natomiast przynosiło efekt wyzwalający: „białe wino […] śpiewające w moich żyłach – ach, ta absolutnie wolna chęć robienia wszystkiego, jaką wyzwala w ciele białe wino”[54]. Martini to z kolei trucizna prowadząca do kaca[55].
Najczęściej przywoływanym przez biografów daniem, ugotowanym i opisanym przez Plath jest potrawka z królika, którą zrobiła niedługo po ślubie, z okazji urodzin Teda, podczas wspomnianej już podróży poślubnej.
Czarne plisy spodów pieczarek
25 grudnia 1959 Sylvia Plath miała sen, w którym Marlin Monroe robiąc jej manicure, obiecywała koniec kłopotów i nieustannie szczęśliwe życie. Dzień wcześnie Sylwia zjadła świątecznego indyka z grzybami, którego resztki znalazły się na stole w drugi dzień świąt.
Grzyby obecne są też we wspomnieniu wizyty w restauracji poprzedzonej „absurdalną kłótnią” z Tedem. Niestety były to pieczarki, które „smakowały jak guma”[56]. W tym samym wpisie w dzienniku, Sylvia narzeka też na szklarniowe pomidory o syntetycznym smaku. Chwaliła za to ostrygi, homara i marynaty. W innym miejscu pieczarki są wymieniane jako część wystawnych posiłków w Yaddo, kolonii artystycznej w Saratoga Springs: „[j]emy tu wystawne obiady: bułeczki, kiełbaski, bekon i pieczarki; szynka i mączaste ziemniaki, słodkie jak pomarańcze; kurczaki i fasola z ogrodu”[57], jak też jako składnik obiadu wydanego 4 lutego 1958 roku.
Grzyby pojawiają się również w potrawce z jagnięciny, którą Sylvia zamówiła w restauracji w Soho, kiedy z Hughesem świętowali jej kontrakt na nowy tom poezji[58]. Ten tom ukazał się w 1960 roku i zawierał wiersz Grzyby, który jest przeczuciem rewolucji, na czele której staną kobiety.
14 listopada 1959 roku poetka zapisuje w swoim dzienniku: „[n]apisałam wczoraj ćwiczenie o grzybach, Tedowi się podoba. Mnie też. Zupełnie nie potrafię wyrobić sobie zdania o czymś, co właśnie napisałam: nie wiem, czy to śmieć, czy arcydzieło”[59].
W 1982 roku Plath została nagrodzona Pulitzerem za wydany pośmiertnie tom Poezje zebrane, w którym znalazł się też wiersz Grzyby.
W Grzybach Plath opisuje siłę, która ujawnia się w sposób systematyczny i narastający, niespodziewany dla wielu, lecz nieunikniony. Z początku manifestuje się ona w sposób niepozorny, jednak podmioty nią obdarzone charakteryzują się niebywałą determinacją istnienia, i determinacją zmiany zastanych struktur. Plecha, inaczej niż korzeń, nie rozsadza, ale płożąc się anektuje, nie tracąc zdolności adaptacji i współpracy. Należy też wspomnieć o jej niebywałej zdolności przetrwania. Trudno o bardziej znaczący przykład na potwierdzenie tej cechy niż fakt, że „[m]ówi się, że kiedy Hiroszima została zniszczona przez bombę atomową w 1945 roku, pierwszą żywą istotą, która wyłoniła się ze zniszczonego krajobrazu, był grzyb matsutake”[60]. Grzyby są w gronie największych i najstarszych stworzeń na ziemi. Opieńka brązowa ze stanu Oregon zajmuje powierzchnię 880 hektarów, największym okazem europejskim (500 x 800 m) jest tysiącletnia opieńka ciemna ze Szwajcarskiego Parku Narodowego[61].
Jednym z wyróżników grzybów, które wykluczają je ze społeczności roślin jest to, że grzyby nie istnieją dzięki procesom fotosyntezy, one konsumują, żywią się zniszczeniem. Jednocześnie są podstawą wegetacji ekosystemu leśnego. Plecha jest paradoksalna. Sama jest wieczna, trwa pozbawiona genu śmierci, ale też jest medium spektakularnej transformacji, transformacji, która leży u podstaw kultury. Mąka i woda, za sprawą pracy grzybów przemienia się w chleb – zaczyn cywilizacji: „[w] języku Homera i starożytnych Greków »zjadacze chleba« są synonimem »ludzi«”[62]. Dzięki nim mamy też sery, piwo i wino.
Już w poemacie o Gilgameszu, sumeryjskim tekście z drugiego tysiąclecia p.n.e., prymitywny człowiek staje się cywilizowany, kiedy przestaje ograniczać się do spożywania pokarmów i napojów dostępnych w przyrodzie, takich jak dzikie zioła, woda lub mleko, a zaczyna jeść chleb i pić wino, „sztuczne” produkty[63].
Tak, jak podstawą społeczeństwa była współpraca, tak relacja grzybów i roślin może stanowić argument, że u źródeł ewolucji nie stała rywalizacja lecz kooperacja, „świadomość, że w grupie jest się silniejszym i że współpraca może przynieść nadzwyczajne rezultaty!”[64].
Moc opisanych w wierszu, pozbawionych wzroku i możliwości wypowiedzi „nieheroicznych podmiotów”[65] polega nie tylko na uporze „miękkich piąstek”, ale też na sile wspólnoty:
A takie mnóstwo nas! A takie mnóstwo nas! [66]
To dzięki grupowemu działaniu będzie możliwe przesunięcie się kobiet z niemych marginesów do silnego centrum. Rewolta, choćby najciszej wypowiedziane „nie” istniejącemu porządkowi świata, nawet jeśli nie rodzi skutków natychmiastowych, i tak w dalszej perspektywie prowadzić będzie do radykalnej przemiany społeczeństwa.
W książce, Święty Genet, aktor i męczennik, Jean-Paul Sartre oznajmia, że „nie jest istotne, co z nas zrobią, ale co sami zrobimy z tego, co z nas zrobiono”[67]. Sylwia Plath nie radziła sobie z takim wyzwaniem. Balansowała na granicy wyznaczonej pomiędzy własnymi aspiracjami artystycznymi i ambicjami spełnienia społecznych oczekiwań. Wiersz Grzyby mówi o sile, która niespodziewanie ujawnia się w pozornie bezsilnych rejonach rzeczywistości. Poprzez metaforę bezustnych grzybów zapowiada rodzący się trend, który zaowocuje uwolnieniem pełnego, jasnego i klarownego głosu kobiet. Mówi się o nim, że jest wczesnym głosem feministycznym, ale też utworem nacechowanym autobiograficznie. Plath jednak była rozdarta i świadoma swego rozdarcia[68]. Nie mogła się odnaleźć w oscylacji ról kobieta – poetka. Czuła wyższość twórczości związanej z pisarstwem (intelektem), wyższość poezji wobec kreatywności kuchennej, powiązanej z ciałem i przynależnej temu, co kobiece. Wiersz można czytać jako chiliastyczną koncepcję zniesienia przeciwieństw. Mówi o tym jako o kwestii przyszłości, bo w latach 50. była ona ewidentną zakładniczką tego, co Eva Illouz nazywa kapitałem emocjonalnym. Emocjonalny kapitał kobiecy prowadzi do nieuchronnego zranienia, ponieważ zadaniem kobiet jest nadal poszukiwanie związku, podczas gdy mężczyźni chętnie korzystają z oferowanego im współcześnie szerokiego marginesu wolności[69].
Wspomniana na początku Anna Królikiewicz, czytając Plath, ucieleśnia obecną w jej wierszu metaforę siły kobiecej w przestrzeni miasta. Jej rzeźba, która ma być upamiętnieniem przeczutej przez poetkę rewolucji, nie jest ze spiżu. Niepewność i oczekiwanie stanowiły jej podstawę. Inaczej niż w wierszu, gdzie w ostatniej zwrotce podkreślana jest pewność przemiany:
Nasz szczep się mnoży.
Zanim nastanie dzień, Odziedziczymy ziemię. Już nogę mamy w szparze drzwi[70].
Może niewłaściwym tu słowem jest użyta przeze mnie rewolucja, która zakłada gwałtowność przemiany. Być może najlepszą konceptualizację takiej postawy przedstawiła Julia Kristeva, która wypowiadając się z pozycji feministycznej emancypacji egzystencjalnej, zamiast rewolucji proponuje przemianę duchową, niezgodę na utarte, społeczne warunki egzystencji. Rolę sztuki widzi ona w stymulacji wewnętrznej przemiany, którą nazywa rewoltą. Porządek społeczny pomimo swojej schematyczności i mocy reprodukcyjnej, nigdy jednak nie jest do końca jednoznaczny. Didier Eribon w Powrocie do Reims pisze, że „[…] nie ma czegoś takiego jak absolutny »przewrót«, tak samo jak nie ma absolutnej »emancypacji«; obala się coś w danym momencie – trochę się przesuwamy, oddalamy, robimy krok w bok”[71]. Uważa on, że kształtowanie własnej tożsamości w kontrze do społecznego zaplecza jest zadaniem bolesnym i mozolnym. Co więcej nie sposób zupełnie porzucić świata, w którym dokonała się socjalizacja. On na zawsze jest częścią nas. Konsekwencją tego jest następujące stwierdzenie:
Na próżno więc przeciwstawiać zmianę czy „zdolność do czynu” (agency) determinizmom i sile samoodtwarzania porządku społecznego i norm seksualnych lub myśl „wolnościową” myśli „odtwarzającej”, ponieważ te wymiary są z sobą nierozerwalnie związane[72].
T. S. Eliot pisał, że poeta posiada unikatową umiejętność do formowania nowych całości z chaotycznych, nieuporządkowanych zdarzeń i fragmentów codzienności. Zdolność do dojrzenia potencjału niezwykłości w zwykłych przedmiotach. Plath była niewątpliwie obdarzona niezwykłą wrażliwością, o czym świadczą jej wiersze. Tej umiejętności przewartościowania rzeczywistości nie umiała uruchomić w odniesieniu do swego życia. Nie była w stanie skonceptualizować swojej sytuacji w sposób, który przyniósł ulgę Eribonowi.
[1] Pierwodruk artykułu: D. Koczanowicz, Czarne plisy spodów pieczarek: o grzybach i kobiecości u Sylvii Plath,w: Ryzosfera : grzyby i bakterie w sieci sztuki i kultury, red. Marta Smolińska, Wydawnictwo Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, Poznań 2019, ss. 135-155, ISBN 978-83-66015-56-2 [2] A. Królikiewicz. Super/Natural, Błonia I, Otwarte Miasto, w ramach Uniezwyklenia, 10.2017, Lublin. [3] Podobna w pomyśle instalacja była elementem wystawy Food/Bigger/Than/The Plate (2019) w londyńskim muzeum Alberta i Wiktorii. Grupa GroCycle zaszczepiła strzępki boczniaków na podłożu z fusów z wypitej w muzealnej kafeterii kawy. Odwiedzający muzeum wypijają ponad 1000 kaw dziennie. 90% kawowej biomasy zostaje wyrzucona. Urban Mushroom jest pomysłem na zmniejszenie tego marnotrawstwa. [4] Są to słowa Anety Szyłak, kuratorki festiwalu Otwarte Miasto. Cyt. za. A. Królikiewicz, Międzyjęzyk, Sopot 2019, s. 68-69. [5] Książka powstała jako wynik kryzysu życiowego wywołanego samobójczą śmiercią męża, a co za tym szło brakiem środków do życia Irmy S. Rombauer. W 1995 roku trafiła ona na listę 150 najistotniejszych książek XX w. [6]J. Dugdale, Is Sylvia Plath's driver's license worth more than a letter from Dickens?, „The Guardian”, 22.03.2018, https://www.theguardian.com/books/booksblog/2018/mar/22/is-sylvia-plaths-drivers-license-worth-more-than-a-letter-from-dickens [dostęp: 25.10.2019]. [7] D. Middlebrook, Jej mąż Ted Hughes i Sylvia Plath, tłum. P. Łopatka, Kraków 2006, s. 127. [8] S. Plath, Dzienniki 1950-1962, tłum. J. Urban, P. Stachura, Warszawa 2004, s. 625. [9] D. Middlebrook, Jej mąż Ted Hughes…, dz. cyt., s. 6. [10]S. Plath, Dzienniki…, dz. cyt., s. 512. [11] Cyt. za: D. Middlebrook, Jej mąż Ted Hughes…, dz. cyt., s. 131. [12] R. Cooke, The Letters of Sylvia Plath, Volume II: 1956-1963 – review, „The Guardian”, 09.10.2018, https://www.theguardian.com/books/2018/sep/09/the-letters-of-sylvia-plath-volume-ii-1956-1963-review [dostęp: 25.10.2019]. [13] S. Plath, Dzienniki…, dz. cyt., s. 241; podkreślenie oryginalne. [14]Tamże, s. 259. [15] Tamże. [16] Por. tamże. [17] V. Woolf, Chwile wolności. Dziennik 1915-1941, tłum.. M. Heydel, , Kraków 2007, s. 684; cyt. za: M. de Certeau, L. Giard, P. Mayol, Wynaleźć codzienność 2. Mieszkać, gotować, tłum.. K. Thiel-Jańczuk, Kraków 2011, s. 204. [18] S. Plath, Dzienniki…, dz. cyt., s. 259. [19]Tamże. [20]Tamże, s. 446. [21] O tym sąsiedztwie pisałam w kontekście prac Mariny Abramović i Elżbiety Jabłońskiej. Zob. D. Koczanowicz, Levitation, Superman's Flight and the Prose of Life, „The Monist”, t. 101, nr 3, 01.07.2018, s. 340-352. [22] Św. Teresa od Jezusa, Dzieła, t. 2, Księga fundacji, tłum. H. P. Kossowski, , Kraków 2007, s. 481. [23] Por: C. Mazzoni, Kobiety w Bożej kuchni. Gotowanie, jedzenie i pisanie duchem natchnione, tłum. M. Pawlikowska, Warszawa 2008, s. 177-181. [24] S. Plath, Dzienniki…, dz. cyt., s. 364. [25]Tamże, s. 375. [26] Tamże, s. 345. [27] Tamże, s. 303. [28] Tamże, s. 274. [29] Tamże, s. 310. [30] S. Plath, Ariel, Nowy Jork 1965. [31] Por. L. K. Bundtzen, Lucent Figs and Suave Veal Chops: Sylvia Plath and Food, „Gastronomica”, t. 10, nr 1 (zima 2010), s. 85-87. O Semiotyce kuchni pisałam [w:] D. Koczanowicz, Pozycja smaku. Jedzenie w granicach sztuki, Warszawa 2018, s. 187-192. [32] S. Plath, Dzienniki…, dz. cyt., s. 486. [33] Cytat pochodzi z listu do matki. Cyt. za: D. Middlebrook, Jej mąż Ted Hughes…, dz. cyt., s. 53. [34] Tamże, s. 36. [35] Por. Tamże, s. 40. [36]S. Plath, Dzienniki…, dz. cyt., s. 510. [37]Tamże, s. 397. [38] „[…] wybrałam czarną lnianą spódnicę, biały sweterek, czerwony pasek i chustkę w grochy, żeby wyglądać na promienną mężatkę” (sierpień 1956), S. Plath, Dzienniki…, dz. cyt., s. 245. [39]Tamże, s. 513. [40] S. Plath, Szklany klosz, tłum. M. Michałowska, Kraków 2010, s. 76. [41] Cyt. za tamże, s. 85. [42] Cyt. za D. Middlebrook, Jej mąż Ted Hughes…, dz. cyt., s. 135. [43] S. Plath, Szklany klosz, dz. cyt., s. 113. [44] S. Plath, Dzienniki 1950-1962, dz. cyt., s. 315. [45] Jedzenie okazuje się też poręcznym narzędziem krytyki – kiedy nisko ocenia pracę jednej ze swoich studentek, porównuje ją do „spapranego puddingu śliwkowego z kawałkami pestek”, S. Plath, Dzienniki 1950-1962, dz. cyt., s. 366. [46] Tamże, s. 609. [47] Tamże, s. 476. [48] Tamże, s. 612. [49] Tamże, s. 619. [50] Tamże, s. 626. [51] Tamże, s. 630. [52] Tamże, s. 328. [53] Tamże, s. 316. [54] Tamże, s. 322. [55] Tamże, s. 351. [56] Tamże, s. 365. [57] Tamże, s. 488. [58] Jeden z biografów grzyby w daniu poetki tłumaczy jej zachcianką ciążową. [59] S. Plath, Dzienniki…, dz. cyt., s. 514. [60] A. Lowenhaupt Tsing, The Mushroom at the End of the World. On the Possibility of Life in Capitalist Ruins, Princeton i Oxford 2017, s. 3. [61] R. Hofrichter, Tajemnicze życie grzybów, tłum. M. Kilis, B. Nowacki, Warszawa 2017, s. 35. [62] M. Montanari, Let the Meatballs Rest, and Other Stories about Food and Culture, tłum. B. A. Brombert, Nowy Jork 2012, s. 2. [63] Tamże, s. 3. [64] R. Hofrichter, Tajemnicze życie grzybów, dz. cyt., s. 34. [65] Sile nieheroicznych podmiotów poświęcony jest jeden z numerów „Praktyki Teoretycznej”, por. Słaby opór. Poza paradygmat heroiczny, „Praktyka Teoretyczna”, 2 (32) 2019; http://www.praktykateoretyczna.pl/numery/2019-2/pt-232-2019/ [dostęp: 14.10.2019]. [66] S. Plath, Grzyby. Cyt. za A. Królikiewicz, Międzyjęzyk, dz. cyt., s. 69. [67] Cyt. za: D. Eribon, Powrót do Reims, tłum. M. Ochab, Kraków 2019, s. 202. [68] S. Plath, Dzienniki…, dz. cyt., s. 311. [69] E. Illouz, Dlaczego miłość rani. Studium z socjologii, tłum. M. Filipczuk, Warszawa 2016. [70] S. Plath, Grzyby, dz. cyt. [71] D. Eribon, Powrót do Reims, dz. cyt., s. 202. [72] Tamże.