top of page

Aleksandra Idzik - Utarte ścieżki

(recenzja powieści Łakome Małgorzaty Lebdy)





W czasopiśmie „Fragile” z 2016 roku, rozmawiając z Aleksandrą Byrską i Piotrem Jemioło, Małgorzata Lebda przyznała, że szczególnie bliskie jest jej tworzenie literatury sygnowanej uważnością i empatią [1]. Teraz możemy tak powiedzieć nie tylko o jej twórczości poetyckiej, ale także o debiucie prozatorskim, który właściwie jest jej przedłużeniem. Łakome, czyli powieść wydana przez wydawnictwo Znak, charakteryzuje się typowym dla Lebdy przedstawieniem bardzo osobistych, a wręcz intymnych momentów pewnej mikrospołeczności, której przypatrujemy się z perspektywy bohaterki-narratorki. Świat w Łakomych jest bardzo bliski uniwersum wykreowanemu w czterech ostatnich tomach poetyckich autorki, czyli Granicy lasu (2013), Mateczniku (2016), Snach uckermärkerów (2018) oraz Mer de Glace (2021). Maj, gdzie rozgrywa się akcja powieści, zdaje się być wioską siostrzaną do Żeleźnikowej Wielkiej – miejsca pochodzenia Lebdy, będącego jej nieustanną inspiracją. Ta malowniczo brzmiąca nazwa „Maj” przywołuje na myśl wiosnę, rozkwit natury i powrót życia, podczas gdy w powieści narratorka i bliska jej osoba – Ann – przyjeżdżają tam stawić czoła widmu śmierci. Kobiety odwiedzają obezwładnioną przez chorobę babkę Różę, by sprawować nad nią opiekę. Główna bohaterka uważnie rejestruje codzienne zdarzenia, jest wyczulona na przestrzeń, w której przebywa. Pisze zresztą wiersze, więc nic ze świata zewnętrznego nie umyka jej uwadze. Uważnie przypatruje się ruchom przyrody, ludzkim gestom, tworzącym sieć niedopowiedzeń i znaków.


Nad Majem krąży widmo ka tastrofy. Choć choroba i śmierć zdają się być głównymi motywami powieści, to skontrastowane są one z życiem, dając obraz integralności tych dwóch procesów. Wewnątrz domu wszystko toczy się wokół powolnego umierania, podczas gdy na zewnątrz życie wręcz pcha się do środka. Babka pragnie otaczać się „żywym”, ponieważ ma to dla niej funkcję ocalającą. Zaprasza do swojego pokoju wszystkie owady, gdyż u niej są bezpieczne i nie zginą pod klapkiem dziadka. Róża fascynuje się także ornitologią i chce, by codziennie czytać jej na ten temat. Działania dziadka, choć sprzeczne z jej przekonaniami, także mają na celu dbanie o życie żony. Sprzedaje on ziemię, by ocieplić dom styropianem, czy wymienia drewniane okna na bardziej szczelne, plastikowe. Postać dziadka prezentuje inny sposób okazywania troski – wycofany i zdystansowany, ale wciąż cechujący się potrzebą niesienia pomocy. W Łakomych przyglądamy się także rozliczeniu z życiem w obliczu śmierci. To konfrontacja z tym, co po sobie pozostawimy w świecie materialnym, ale także z tym, co z siebie zostawimy w innych.


Zderzenie pokoleniowe, które wybrzmiewało szczególnie w Mateczniku (relacja ojca i córek), w Łakomych zostaje jeszcze bardziej uwypuklone za sprawą wielopokoleniowej różnicy między babką a wnuczką. Zmysłowość narratorki doświadczającej cielesnych fascynacji skontrastowana jest z fizycznością babki, której ciało poddało się procesom starzenia, oddaje różne zapachy i znajduje się w różnych stadiach choroby. Cielesność wnuczki musi wskutek tego zostać poskromiona, ponieważ nie może ona pozwolić sobie na chwilę prywatności. Od momentu choroby Róży nikt nie puka do drzwi. Dom jest w stanie ostrożności. Lebda podejmuje więc wciąż tabuizowany we współczesnym świecie temat starzenia się kobiecego ciała, który przyćmiewany jest przez kanony piękna. Narratorka i Ann są dowodem na to, jakie wsparcie, opiekę i zrozumienie kobieta może zapewnić drugiej kobiecie. Autorka „nie walczy” ze schematem kobiety-pielęgniarki, kobiety-opiekunki, lecz przekuwa je w duże walory.


W twórczości Lebdy szczególnie istotna jest jeszcze zależność: jasne-ciemne. Choć w Mer de Glace znaczenie światła jako czegoś dobrego, pozytywnego, niosącego nadzieję, ujawniło naiwność i zgubność w kontekście globalnego zagrożenia (katastrofą klimatyczną), to okazuje się, że w przypadku indywidualnego doświadczenia kryzysu trzeba spojrzeć w stronę słońca, by obudzić w sobie resztki nadziei. Babka pragnie otaczać się światłem – jasnym, które samo w sobie jest życiem. Dwie przeciwstawne wartości, czyli życie i śmierć, dotyczą zarówno ludzi, jak i natury. Maj nie jest wsią całkowicie nieokiełznaną, która wpisywałaby się w pastoralne kanony. Istnieje na pograniczu dzikości i ucywilizowania ze względu na uprzemysłowienie w postaci stacjonującej nieopodal domu ubojni. Wielokrotnie wspominane przeze mnie wcześniej kurczowe trzymanie się życia poprzez zapraszanie natury do środka ma w sobie coś z romantycznego postrzegania świata jako jednej wielkiej wspólnoty. Źródłem ludzkiej egzystencji jest natura, a dowodem na to może być fakt, że zarówno we wszystkich tomach poetyckich, jak i w powieści ludzie podporządkowani są cykliczności przyrody. „Słuchanie” natury jest dla Lebdy sposobem na życie z nią w symbiozie. Przestrzenią dosłownie znajdującą się obok wsi jest las, nieustannie powracający w każdym tomie, i podobnie funkcjonujący w Łakomych. Jak słusznie zauważyła Daria Lekowska w swoim artykule w „Poznańskich Studiach Polonistycznych”, Lebda nigdy nie opisuje lasu z jego wnętrza – przygląda mu się zawsze z bezpiecznej odległości, nie zgłębiając tego, co w sobie kryje [2]. Wpatrując się w niego, dużo możemy nauczyć się o śmierci – będzie ona miała u autorki „maskę lasu”. Wspominane w powieści czerwone mięso pochodzi przecież od leśnych zwierząt, a więc tych dzikich, zaś białe od stworzeń, które człowiek jest w stanie oswoić.


Oczywiście warto też zatrzymać się na chwilę przy formie powieści. Już w Mer de Glace język poetycki Lebdy zaczął wyzbywać się warstwy mitologizującej, odsłaniając pierwiastek realny. W Łakomych pisarka przemyca sceny retrospekcji, lecz nie są one zagłębianiem się w baśniowość dzieciństwa, a wręcz przeciwnie – przypominają o traumach z przeszłości, które wpływają na teraźniejszość. Lebda, by przekuć obserwację codzienności na tekst prozatorski, poszukuje niebanalnego języka, opartego na obrazach, skojarzeniach i zapisach ulotnych chwil, które są spersonalizowane i intymne. Zwraca też uwagę na wszelkie rodzaje komunikacji. Szuka szczelin pomiędzy nimi i odnajduje je w emotywności języka oraz dotyku, będącym formą rozmowy niewerbalnej. Szczególnie w pamięć zapadło mi zdanie „języki ognia mają już blisko do lasu”. Czułość to jedna z emocji powstających w procesie komunikacyjnym, a tym niewątpliwie jest akt nadania komuś nazwy (neutralnej lub zabarwionej emocjonalnie), aby porozumiewanie się przebiegało sprawnie. W przytoczonym fragmencie to zjawisko może wiązać się jednocześnie z zadomowieniem, czyli ogniskiem domowym, które bohaterka chce stworzyć w pobliżu lasu. Ten proces daje poczucie bezpieczeństwa i zaufania. Zapuszczenie korzeni choć na chwilę to postawienie kropki na mapie, to moment zadomowienia i uziemienia, tak bardzo pożądany przez narratorkę.


Łakome są dowodem na to, że Lebda stworzyła swoją własną, niewyczerpywalną przestrzeń literacką. Można rozciągać i naginać ją do woli, eksplorować bez końca. Oby zaskoczyła nas jeszcze wieloma literackimi niedopowiedzeniami i językowymi szczelinami. A może czas udeptać nową ścieżkę?

 

[1] D. Lekowska, Sprawy ziemi. (Eko)poetyka Małgorzaty Lebdy, „Poznańskie Studia Polonistyczne. Seria Literacka” 2018, nr 33 (53), s. 185-201, https://www.researchgate.net/publication/328540866_Sprawy_ziemi_Ekopoetyka_Malgorzaty_Lebdy [dostęp: 13.09.2023].

[2] Mówiłem do was jak do zwierząt. Z Małgorzatą Lebdą rozmawiają Aleksandra Byrska i Piotr Jemioło, „Fragile” 2016, nr 2 (32).


 

Małgorzata Lebda, Łakome, Wydawnictwo Znak, Kraków 2023, s. 304


bottom of page