Łukasz Woźniak - zestaw pięciu wierszy
- zakladmagazyn
- 20 mar
- 1 minut(y) czytania

Ja jestem chore,
pali mi się regres, las na mojej łydce wygląda kosmicznie,
lepiej wypij prędzej, kawał szkła jak wiśnie - soczyste,
i tylko rozbrykany przychód usiadł na murku, wyłaź
mięśniu, blednie serce, zjadam zeszłoroczne liście.
Jest tam żądło
kreśli zwid dmie fabryka.
Plącze się słowo ze szpiku
zarosły klucze do bram.
Śnienie
pachnie ściółką twojej troski
dusi puls gąsienic. Miarowy takt oskubane kieszenie
pola wichru na urban design. I gdy podajemy sobie wodę
balkony mają złodziejskie sztuczki
jeleń gruchota świt.
Stąd do pętli pokraczny nóż
cięcie brzuch cięcie mórz. Mam farbki
zaślinię ci pokaźny śrut oby
drut jak szydełko cielska. A kwiaty mam witryny zaglądasz
do miękkiej wiosny
nawet zębatka się kurzy.
Porastamy pochodem miasta śpiewamy
galeriom i cmentarzom.
Długie palce sięgają po masło
w jelicie jest zażycie. Krwio
roztropna pamięć
zęba dymna świeca.
Ściany mają chropowatość,
z którą gadam jak z kościołem albo lampą,
nie to, że język święci i jest jak pumeks
puszczony wolno - skóro w miejscach
wydobyć.
Chcesz mnie ubrać w ładne,
kiedy oddziczały tlen poddusza niewinność.
To nie jest bierny klej,
to kula masowej harówy,
otwarte kokony, zawzięta pleśń.
I da się w tym śpiewać, tańczyć.