top of page

Tajne Komplety - Próba przedstawienia się (1)




Kim jesteśmy?

Jesteśmy księgarnią, kręcą się po nas różni ludzie. Czytelnicy i czytelniczki, mówiąc słowami Italo Calvino.

Właśnie do kasy podeszła jedna czytelniczka. Płaci.

– Poproszę o PIN – mówimy (bo mieszają nam się liczby).

– Siedem sześć dwa pięć – odpowiada.

W księgarni ociera się o siebie dużo różnej wiedzy.

Niektórzy przychodzą, bo nasza nazwa uruchamia w nich nieodparty ciąg skojarzeniowy tajne komplety = szare szeregi = żołnierze wyklęci.

– Są dzieła zebrane Stanisława Michalkiewicza?

Tym odpowiadamy słowami Karola Wojtyły:

– Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi. Nie ma.

Ale różne mają ludzie potrzeby. Przychodzi na przykład jeden wysoko postawiony polityk PiS, i co? I nic. Nic nie kupuje. Nic z tego nie mamy. Nie powinno tak być.

I na szczęście zazwyczaj nie jest. Kiedy na przykład przyszedł Kamil Kawalec, wydawca magazynu „Zakład”, od razu zauważyliśmy, że coś z tego będzie. Dlatego zagadujemy.

– Cześć, Kamil.

A Kamil mówi, że będziemy pisali do tegoż właśnie magazynu „Zakład”. Nie wiadomo, skąd on to wie, ale okazuje się, że to prawda – właśnie do niego piszemy.

– Tylko co właściwie mielibyśmy pisać?

– Ne wiemy jeszcze, ale ma to być kąśliwe, zjadliwe, nieprzyjazne.

– Aha... czyli kształtem ma przypominać Polskę?

– Kształtem – Polskę, a treścią Zachód, jak to w życiu.

Tak powiedział. Ale my uważamy, że wyjdzie raczej odwrotnie, jak to w Polsce. Nagle dziwnie przypomina to spór rosyjskich narodników ze słowianofilami. Więc ani Polska, ani Zachód: Rosja? I to w XIX wieku? Ale my chcemy pozostać współcześni! I w ogóle skąd ten nagły historyczny zwrot? Rozglądamy się wśród regałów. Czujność. Socjologia, etnografia, religioznawstwo… To on, ten polityk, na pewno to on! Wyszedł co prawda, ale zostawił za sobą – Historię i przeznaczenie... Złapał nas na automatycznym pisaniu i robi nam Pielewina w felietonie.

Trzeba działać. Potrzebne są wnioski. Najważniejszy: żadnego zdawania się na przypadek. Rachuba, ścisły plan, arytmetyka. Retoryka, styl, chwyt. To załatwi sprawy formalno-logistyczne. Dalej wypada zabezpieczyć zawartość, a w planie minimum choćby rozpuścić pogłoski, domniemania na temat treści, czyli tematu tych felietonów. Więc tak. Po pierwsze, będą one naszą próba przedstawienia się. Dlaczego próbą? Nie chcemy się z niczego tłumaczyć – dlatego właśnie wolimy się przedstawiać. Po drugie, zakładamy, że w atrakcyjnej i wyrafinowanej formie będziemy tu wypowiadać treści niepochlebne, nieprzyjazne, być może i szokujące. Na to dostaliśmy zlecenie. Po trzecie, jeśli to wszystko się nie uda, mamy w zanadrzu sporo anegdot z bujnego, awanturniczego życia księgarza. Jak by powiedział Leo Lipski:

...Ale to wszystko było później, później. Bo w tym momencie staje przed nami dziewczynka i zadaje pytanie fundamentalne:

– Czy są książki o zwierzętach, które zmieniły świat?

Dlatego nie możemy rozmawiać, odezwiemy się w wolnej chwili.



bottom of page