top of page

Nikola Michalska - zestaw sześciu wierszy




Przysięgam, że nie mam nic wspólnego z Chris Sizemore


Twardo żyję i twardo śnię

Od już ponad sześciu lat wędruję po nie-świecie

W strzępach własnego ciała poszukuję fragmentów

Swojej dawnej osoby. Piszę przy ich pomocy

Scenariusze mające zastąpić instrukcję życia


Moje odbicie nienawidzi mnie

Rozumiem, że się boisz w końcu twoje istnienie

Zależne jest ode mnie. Gdy ja odejdę, zginiesz.

Ale ja też się boję pomimo mej wieczności

Chce żebyś to dostrzegło i mogło ze mną porozmawiać


Od szeptów cieni bolą mnie skronie

Nie wiem komu zaufać, kogo pytać kim jestem

Zwłaszcza, że wy nosicie maski gombrowiczowskie

Zakrywacie pod nimi swe prawdziwe oblicza

Wasze szepty są fałszywe, już wolę słuchać Diabła


W sumie nie obawiam się nawoływań Szatana

Nie bardziej niż dnia, w którym, spotkam się z nową twarzą

I zapyta mnie ona: „Kim jesteś? Twe imię?”

I co mam odpowiedzieć? Za kim niby powtarzać?

Słuchać snu, lustra, cienia, a może szatana?



Człowiekowi najbliżej jest do kraba


Odrzuciły nas nawet gwiazdy

Co nikogo nie powinno dziwić

Już od dawna zmierzaliśmy drogą

Powoli smażącego się kraba


I choć mam własnego skorupiaka

Co trzyma się mojego kolana

Przemierzając wraz ze mną nie-świat

Najbardziej boję się skorupy człowieka



Cieszę się, Chloe, że chcesz być wolna


Gdyby wszystkie kości człowieka zastąpić metalem,

Czy nadal moglibyśmy nazwać go człowiekiem?

Tak? Pozwól, że rozwinę pytanie.


Gdyby w takim razie do tego wszystkiego

Wymieniono każdy jego mięsień na tytanowe zamienniki,

Czy wtedy też nadal moglibyśmy nazwać go człowiekiem?


Pewnie tak? Pójdę więc o krok dalej.

Co, jeżeli wątrobę, serce i każdy inny organ zastąpimy maszyną,

Czy nawet wtedy będziemy mieli do czynienia z człowiekiem?


Nie wiesz? Ciekawe.

A co, jeśli do tego mózg i wszystkie połączenia nerwowe

Zastąpimy tysiącem cienkich kabelków i prądem?


Tak, żeby istota mogła czuć,

Doświadczać radości, miłości, strachu i smutku

Czy będzie ją można nazwać człowiekiem?


Nie? Nie wiesz? Po co właściwie pytam?

Gdyż chcę wreszcie pojąć, co znaczy być człowiekiem.

Chcę wreszcie móc zasnąć, wiedząc kim jestem.



Jedyne dziedzictwo jakie po sobie pozostawię, to spalona ziemia


Aż wreszcie spadniemy z naszych suchych gałęzi

Prosto w dłonie Ewy, aby spokojnie umrzeć

I tam gdzie byliśmy zakwitną kiedyś kwiaty

Naszego dziedzictwa


Solą i płomieniem przykryjcie me wspomnienia

Bądźcie bezlitosnym katem mojego drzewa

Nagrobków, tabliczek nic mi nie zostawiajcie

Chce zniknąć w spokoju


Bez żadnych łańcuchów chce wrócić do nie-świata

Zostawić za sobą wszystkie spalone ziemie

Całe me istnienie, którego nie ugasi

Wodospad moich łez



Każdego dnia prześladuje nas widmo akcji Hiacynt


Miałeś kiedyś sen, który skaził twoje życie?

I rzeczywistość zmienił nie do poznania?

Miałeś może kiedyś koszmar?


Tyle lat minęło i w ogniu czasu zniknęło

A ja nadal, każdego dnia, boję się

Tej chwili, gdy hiacynt zamieni się w fiołek



Zawsze zapominam języka, gdy pytają mnie o słowa


To tak jakbyś nie miał dłoni

I został zmuszony do opisania

We wszystkich detalach

Co czujesz, dotykając stołu


To tak jakbyś miał czytać

Poematy w umarłych językach

Co nie mają nawet tytułu

A ty oczu co je zobaczą


To tak jakbyś musiał tańczyć

Austriackiego walca

A nogi twe były z metalu

I ciało wyżej nad ziemią od Ikara


To tak jakbyś doświadczał

Wszystkich smaków świata

Każdej jadalnej potrawy

Nawet takiej, co nie powstała


To tak jakbyś opisywał

Co znajduje się na krańcu

Ciągle rosnącego wszechświata

I dokąd właściwie ucieka


To tak jakbyś tłumaczył

Co czujesz co rana

Gdy wyrwany ze snu

Musisz wracać do świata


Nie pytajcie mnie więcej

O to czym są kolory i czym poezja

Gdy moja jedyna rada

To proste, zamknijcie głowy


bottom of page