Natalia Kostecka - Oddech wypełzał jak brud
- zakladmagazyn
- 12 sie
- 8 minut(y) czytania

(o „Praktykach" Alana Skóry)
„Debiutanckie tomy poetyckie funkcjonują na nieco odmiennych prawach niż książki autorów już znanych. Pierwsze publikacje nie zawsze są spójne, a nawet: w przeważającej części spójne nie są. […] Debiutant czy debiutantka mają przywilej sprawdzania granic poetyckiego języka, poruszania dużej liczby problemów czy rozgrywania wielu motywów” – pisała w 2020 roku dla portalu „Kultura u podstaw” Agnieszka Budnik. Początkującym pisarzom wybacza się brak koherencji; nie muszą oni tworzyć konceptualnego projektu, spójnego od pierwszej do ostatniej strony, choć takie tendencje istotnie przeważały w ostatnich latach – przemyślanymi, składającymi się harmonijną całość książkami debiutowali m.in. Agata Jabłońska, Radosław Jurczak, Dawid Mateusz, Filip Matwiejczuk czy Maciej Topolski. Mimo iż nikt nie nakazuje debiutantom publikowania dzieł w pełni uporządkowanych i – jak podkreśla w rozmowie „Nowego Napisu Co Tydzień” Zuzanna Sala – najistotniejszy pozostaje potencjał, jaki tkwi w młodym artyście, przyjemnie obcuje się z nieprzypadkowym, dojrzałym zbiorem utworów.
Taki jest z pewnością tegoroczny debiut Alana Skóry Praktyki. Zanurzając się w lekturze jego książki, czujemy, że każde słowo zostało w nim skrupulatnie dobrane, a kolejne fragmenty uzupełniają nam wizję kreślonego przez autora świata. To nie jest tom sylwiczny, przepełniony eksperymentami z formą i sięgający po skrajnie różne tematy, wręcz przeciwnie – konsekwentnie kataloguje krótkie wiersze wolne, traktujące o mieście: brudnym, pozbawionym tematów tabu, ciemnym i odpychającym oraz ciele: tanim, nic nieznaczącym, ale jednocześnie drogim, bo przynoszącym ukojenie.
Krajobraz miejski do poezji wprowadziła na początku XX wieku awangarda, skupiając się przede wszystkim na jego technicznej odsłonie: wielkości, rozwoju, nieśmiertelnym „3M”, śrubach, rusztowaniach, szczęku metalu i połysku wkrętów. Patrzyli z nadzieją w przyszłość, dostrzegając w postępującej urbanizacji szansę na udoskonalenie cywilizacji zachodniej. W podobnym czasie szacunek do miast głosili u nas Skamandryci, z charakterystyczną dla nich radością i optymizmem. Następne dekady stopniowo jednak rozwiewały wszelkie złudzenia – zindustrializowaną przestrzeń zaczęto postrzegać jako wylęgarnię nieczystości, brzydoty, kłamstwa, grzechu i zła. Czasem robiono to ze smutkiem, za pomocą oszczędnych środków: „Niektóre ulice zdawały się nie dostrzegać beznadziejności swojego położenia” (Raczej markuje życie z tomu Niejasne istnienia Jakuba Kornhausera), często tonem manifestacyjnym, zwracając uwagę na problemy społeczne związane z kapitalizmem i konsumpcjonizmem: „gęstnieje smog i huczą torowiska. / Z hodowli do masarni, z masarni do marketów / kierowcy zawodowi wiozą pęta miast” (To tu, to tym z tomu Utylizacja. Pęta miast Tomasza Bąka), innym zaś razem posługując się poetyką turpistyczną: „Morze przykryte sierścią zgniłych koni […] / Odra, która podchodzi do gardła krwią ziemi” (Wrocław z tomu Requiem dla Saddama Husajna i inne wiersze dla ubogich duchem Konrada Góry).
Alan Skóra nawiązuje do swoich poetyckich poprzedników, m.in. poprzez kreowanie podmiotu-tułacza przemierzającego miasto, przypominającego wędrowca z utworów Juliana Tuwima, który włóczył się wiosną podchmielony po ulicach (Ranyjulek). W utworze romantic psycho pod koniec maja wszystko jest „naćpane”, a osoba mówiąca szuka ukochanej, która nieustannie przesiada się do kolejnych środków komunikacji. Jednocześnie Skóra odświeża poezję urbanistyczną, wprowadzając do niej zaskakujące połączenie miłości, miasta i śmierci. Zauważyć je można w wierszu do wszystkich wymarłych ludzi, w którym Włoch, Grek, Cygan, Hiszpan i (może) Żyd „mogą żyć / czekać / zabijać” (s. 5), ponieważ wreszcie znaleźli miejsce spokoju, akceptacji i nieograniczonej wolności. Podmiot zaś skupia się jedynie na ciele kogoś bliskiego; chciałby jeździć paznokciem po jego skórze, „trzymając się jedną nogą chodnika / a drugą znaku stopu”. Chodnik i znak stopu stają się tu niezwykłymi atrybutami miłosnymi, z którymi zazwyczaj w ogóle nie kojarzymy pieszczot. Miasto nie tylko więc otacza opieką ludzi wykluczonych (społeczności żydowską i romską), lecz także pozwala na rozegranie się bardzo intymnej, sensualnej sceny: „ulice wyglądają jakbyś czarował / a ja właśnie chowam się / w twoim cieniu”. Familiarną atmosferę przerywa jednak powracający jak uporczywa mantra refren „włoch grek cygan hiszpan / może żyd”. Lektura tego nieszablonowego erotyku zdumiewa odbiorcę i nie daje mu oczywistych odpowiedzi – przedziwny amalgamat Erosa, Tanatosa i „Futurosa” zaspokaja na moment wyobraźnię czytelnika, by po chwili znów go nękać.
Innym zabiegiem urozmaicającym klasyczne ujęcia „betonowej dżungli” jest u Skóry jej uosobienie. W wierszu o znaczącym tytule performatyw zacierają się granice świata konwencji:
nie widać słońca
mówi brat po przyjeździe z londynu
mówi londyn po przyjeździe
do bezpańskiego psa.
Londyn mówiący do psa rozpoczyna i kończy utwór, stając się niespodziewaną klamrą kompozycyjną i odwracając tradycyjną sytuację komunikacyjną. Po antropomorfizację autor sięga też w wołaczu: „miasto cię kocha / wwierca się do środka / zostawia cienie” (s. 20), co sugeruje, że Skórę do dziś zdaje się intrygować pozytywistyczny organicyzm. Dla niego Kraków (wymieniany w ***: „na osiedlach krakowa” i pokazywany m.in. w dlaczego: „całe noce na prokocimiu”) to nie tylko bezduszny teren zabudowany, ale byt emocjonalny, aktywny i potencjalnie niebezpieczny. Poeta miasto traktuje jako żywą istotę także w grab&go, gdzie podmiot marzy o tym, by zjeść jego „ducha”. Stanowi ono zatem zarówno przedmiot pożądania, jak i coś, co ma duszę, żyje i co można zdematerializować, nawet jeśli cena tego unicestwienia będzie wysoka (zerwanie mięśni, złamanie kończyn). Motyw konsumpcji esencji przestrzeni miejskiej powraca w czuć:
chciałbym się scalić i zjeść ducha miasta
żeby nigdy nie czuć głodu
kiedy widzę że mnie szukasz
chciałbym się schować i czekać na potop
żeby nigdy nie czuć głodu
ziemia kręci się jakby wyszły źrenice
chciałbym się schować i czekać na potop
tak jakbyś szukała zmarłych
ziemia kręci się jakby wyszły źrenice
światło rozwarstwia się na części
tak jakbyś szukała zmarłych
więc nadal nie ma czym skończyć
światło rozwarstwia się na części
czuję jak zbliżasz się zostawiasz oddech
więc nadal nie ma czym skończyć
jakbyś chciała powiedzieć
widziałam jak leżysz i szukasz
jakbyś chciał pokazać matce
gdzie podziały się wszystkie pieniądze
wyglądasz jak ziemia
kiedy wszystko od niej odbiega
kopiesz się w całej tej bieli
wtedy możesz powiedzieć
jest dosyć światła
jeszcze nie ma słońca
Ekstrakt z ulic, budynków, tramwajów, świateł i ludzi zaspokoi wszelkie pragnienia podmiotu, nakarmi go i napoi na zawsze, oddalając od potrzeb ciała. W utworze przebijają metafizyczne echa („światło rozwarstwia się na części”) i towarzyszące im przeczucie apokalipsy ("chciałbym się schować i czekać na potop”), które szczególnie frapuje „ja” liryczne. O swoich obawach mówi ono bezpośrednio, co znamienne jest zresztą dla większości wierszy w tomie – najistotniejsze bowiem pozostają przemyślenia mężczyzny, choć ważną rolę odgrywa również tajemnicze, najczęściej kobiece „ty”. Podmiot wiele mu komunikuje i potrzebuje stałego kontaktu z ukochaną, do tego stopnia, że w ostatniej strofie udziela jej wyimaginowanego głosu, wyobraża sobie, co mogłaby mu przekazać („jakbyś chciała powiedzieć”). Rozpoczyna to najdłuższy fragment wiersza, niepodlegający dotychczasowej regularności. Wcześniejsze strofy zaczynały się za każdym razem od drugiej linijki poprzedniej zwrotki i liczyły po cztery wersy na znak uporządkowania myśli osoby mówiącej, tworząc kompozycję łańcuchową (w schemacie pantum). Zakończenie zaś zawiera aż dziewięć wersów i brakuje w nim odniesień do wypowiedzianych już słów. Urojony monolog składa się z tajemnic wszechświata: „wyglądasz jak ziemia / kiedy wszystko od niej odbiega”, „jest dosyć światła / jeszcze nie ma słońca”. Filozoficzną całość utworu oparto ponownie na zestawieniu miasta, miłości i śmierci („chciałbym się schować i czekać na potop / tak jakbyś szukała zmarłych”), co nadaje mu nieprzeniknionego charakteru. Widmo zagłady rozciąga się nad blokami również w granicy – otoczenie płonie („pali się miasto”, s. 29), a podmiot nuci hymn, uparcie zaprzecza swojej egzystencji („alan skóra nie istnieje”) i kwestionuje istnienie słońca. Kraków staje się miejscem chaosu, krzyku oraz końca świata, przypominającym bardziej otchłanie z Apokalipsy św. Jana niż spokojną osadę w Polsce.
Miasto jest istotnym motywem przewodnim Praktyk, lecz nie jedynym. Sekunduje mu ciało, które powraca w kolejnych wierszach tomu. W dziś okazuje się ono ważniejsze nawet od atrybutów miejskich: „zakrywam się tobą / bloki już nic / nie zasłaniają” (s. 24). Poeta rozkłada organizm na czynniki pierwsze: skórę, oczy, krew. Realizuje się proces wychodzenia z samego siebie („przebijam skórę”), dzięki któremu podmiot może lepiej poznać świat (zobaczyć „wstyd krwi”, poczuć „wibracje księżyca”). Na poziomie językowym do poetyckich lekcji anatomii Skórze służą enumeracje – w otwierającym książkę check in wylicza palce, serce i kości. Pada tam też znamienne dla całego tomu zdanie: „ciało nabywa się najtaniej”, sugerujące, że rozstanie pozbawia fizyczność wartości, wypala dziurę w sercu.
Ciało autor często opisuje subtelnie: „dotyk nikł” (niema), „przytula krew” (***, s. 4), „mógłbym po tobie jeździć paznokciem” (do wszystkich wymarłych ludzi), „skóra oddycha / jak rozłożone płótno” (grab&go), „dotykam cię jak koszulę” (***, s. 23), „zakrywam się tobą” (dziś), „chciałbym powiedzieć ciałem / jak oddech scala się z niebem” (nie wiem, może nie pamiętam), „śnieg roztapia się na twarzach” (życie się uśmiechnie), „ciała poruszały się / a cisza gubiła we włosach” (następny przystanek plac wszystkich świętych). Obrazuje je poprzez zmysły, ruch, doznania miłosne. W sferze językowej dominują porównania, których brakowało w utworach poświęconych miastu. Być może dzieje się tak dlatego, że sensualność jest tak ulotna i trudna do oddania słowami, że poeta musi posiłkować się nawiązaniami do dobrze znanych rzeczy materialnych (płótno, koszula). Większość odwołań do cielesności pojawia się w erotykach, gdyż unaoczniają one bliskość między kochankami, ich intymne doświadczenia. Delikatność, wyrażana w poszczególnych ujęciach dotyku damsko-męskiego, podkreśla wzajemne zaufanie między partnerami i poczucie bezpieczeństwa, odczuwane w swojej obecności. Więź emocjonalną dopełnia pożądanie („czuję jak chcesz posiąść”, ***, s. 23).
Oprócz romantycznej wizji fizyczności poeta tworzy również sceny turpistyczne: „ciało ścierpnięte / oddech wypełzał jak brud, wypełzał / jak cień albo ślimak” (wtedy), „rzygam już dwa miesiące” (na), „widziałem jak zjada się chorych, / jak cichnie parkiet / kiedy odrywa się głowę” (***, s. 11), „ogień karmi się, / napiera na oczy, / wykręca żołądki” (***, s. 22), „ze zdartych do krwi rąk / zwisają jemioły” (zima powoli mnie topi). Odpychające obrazy pojawiają się także w utworach o mieście: „wybijam tę noc / szelest meldunków […] / wciąż chodzę naćpany” (***, s. 14), „czekałem na ciebie z wódką / pustą twarzą na której ciemnieją ulice” (niema), „w szkolnej toalecie / obierałem wszystko nożem / wdychałem susz” (check in), jednakże nie tak często jak w wierszach przytoczonych powyżej. Może to być spowodowane powszechną świadomością abiektalnej natury ludzkiego ciała, podczas gdy przestrzeń miejska nie zawsze budzi skojarzenia z brzydotą. Cielesność łatwiej poddaje się metaforyzacji i porównaniom (brud, cień, ślimak), ponieważ człowiek od zarania dziejów próbuje oswoić swój organizm za pomocą języka. Skóra nie uznaje tematów tabu i opisuje w bezpośredni sposób nawet czynności fizjologiczne (wymiotowanie), dzięki czemu jego poezja jest realistyczna i bardzo plastyczna, niemalże namacalna.
Pochylając się nad kwestią apokaliptyczności miasta, zwracałam uwagę na metafizyczność obecną w Praktykach. Dostrzec ją można nie tylko w utworach urbanistycznych, lecz także w tych traktujących o Bogu i religii w charakterystyczny dla poezji współczesnej sposób (spotykany m.in. u Konrada Góry, Justyny Kulikowskiej czy Pawła Kusiaka), pełen zwątpienia i sprzeciwu. W pamiętaj, że kiedyś zostaniesz sam dochodzi do oksymoronicznego zderzenia grzechu i modlitwy: „czuję jak mnie czytasz / głosy wszystkich grzechów / splecione do modlitwy” (s. 7), zaś w na podmiot mówi: „szukam dla kogo / wujek umarł” (s. 9), co pokazuje buntownicze podejście do wiary i śmierci. Kwestionuje ono przeważające w poprzednich epokach schematy myślenia oraz próbuje wyjść naprzeciw wyzwaniom współczesności, w której coraz więcej osób odchodzi od Kościoła i patrzy na rzeczywistość przez pryzmat ateizmu. W takim świecie nawet ludzie ulepieni z grzechów mogą się modlić, jeśli odczuwają taką potrzebę, a po śmierci kogoś bliskiego nie pytają „Dlaczego umarł?”, ale właśnie: „Dla kogo? W imię jakiej idei?”. Kolejnym intrygującym połączeniem jest zestawienie bojówki kibiców Cracovii z elementami religijnymi w jude gang: „najpierw było słowo”, „las wojowników którzy tracili / koszulki jak cerę” (s. 16). Ponownie mamy do czynienia z dostosowaniem retoryki wiernych do obecnych czasów, kiedy bogobojnych rycerzy średniowiecznych zastąpili bogobojni fani klubów piłkarskich. Oczekiwanie przez podmiot na potop w środku miasta (czuć) sprawia, że sacrum staje się bliskie profanum – tak bliskie, że prawie równoznaczne. Kulminację tego zabiegu przynosi wiersz ***: „przeprowadziłem się do boga / miał plamę wątrobową / głos zdarty jak skóra” (s. 21), w którym Bóg w niczym nie przypomina już istoty doskonałej, nieskazitelnej. Wręcz przeciwnie: jest naznaczony starością, zmianami skórnymi i słabością. Przypomina Boga z utworów Bolesława Leśmiana: płaczącego, bezsilnego, popełniającego błędy przy tworzeniu świata zdegradowanego.
Praktyki to debiut, obok którego nie można przejść obojętnie. Alan Skóra umiejętnie balansuje między XX-wiecznymi dykcjami a współczesnymi inspiracjami, między miastem a ciałem, między sacrum a profanum. Niczym Jean-Jacques Rousseau podejmuje tematykę odwiecznego sporu cywilizacji i natury, przewrotnie zmieniając bezduszną przestrzeń zindustrializowaną w miejsce oswojone, ludzkie („miasto cię kocha”), zaś familiarny, bliski organizm człowieka w „ciało ścierpnięte”, z którego „oddech wypełzał jak brud”. Z pewnością jest poetą zdolnym do zaskakiwania odbiorców, dzięki czemu pojedyncze wersy zyskują na znaczeniu, a poszczególne strofy na długo zapadają w pamięć.
Alan Skóra, Praktyki, Convivo: Warszawa 2025, s. 40. Kup na stronie wydawcy.