top of page

Lynn Suh & Ewa Suh - Współczesna poezja z Korei

  • zakladmagazyn
  • 20 mar
  • 8 minut(y) czytania

Odcinek 1: Kang Hyebin / 강혜빈


Kang Hyebin
Kang Hyebin

W zeszłym roku miałem okazję tłumaczyć parę współczesnych koreańskich poetek na język angielski dla magazynu Azalea: Journal of Korean Literature and Culture, wydawanego przez Korea Institute na Uniwersytecie Harvarda. Podczas pracy nad tłumaczeniami natrafiłem na wiersz Kang Hyebin (ur. 1993) zatytułowany Życie Paula, który wywarł na mnie silne wrażenie – nie tylko ze względu na intrygujący tytuł, odnoszący się do kogoś o „nie-koreańsko” brzmiącym imieniu, ale także z powodu następujących wersów: „Paul świetnie kroi cebulę, / brzydzi się robaków / i jest Koreańczykiem”.

 

Nie spodziewałem się, że Paul okaże się Koreańczykiem. W homogenicznym społeczeństwie koreańskim, w którym imiona rzadko odbiegają od konwencji dwusylabowych nazw opartych na znakach chińskich (imię samej poetki, Hyebin, jest tego przykładem), monosylabowe zachodnie imię uczyniło postać Paula jednocześnie znajomą i amorficzną – znajomą, ponieważ angażuje się w najbardziej typowe koreańskie czynności, jak gotowanie „ostrej zupy z miękkim tofu”, ale amorficzną ze względu na imię, które łączy ją z zupełnie odmiennym kontekstem kulinarnym, nie mówiąc już o kulturowym. Pojawia się jako byt liminalny, osadzony pomiędzy światami.

 

Język liminalności i kulturowej subwersji definiuje poezję Kang, począwszy od jej debiutanckiego tomu Paleta nocy (2020), przez Przyszłość brzęczy (2023), aż po najnowszy zbiór Cold Reading (2024). Tytułowy wiersz „Paleta nocy”, który uwzględniłem w moim zbiorze tłumaczeń dla Zakładu, stanowi tego przykład. Podobnie jak „Życie Paula”, „Paleta nocy” to dzieło, którego językowa struktura jest heterogeniczna. Koreańskie słowo oznaczające kolor żółty zestawione zostało ze swoim angielskim odpowiednikiem „yellow”. Oba opisują kolor sukienek, które poetka zakłada i zdejmuje, nazywając je „starszymi siostrami”.

 

Co ciekawe, w języku koreańskim istnieją dwa różne słowa na określenie „starszej siostry”, w zależności od płci osoby mówiącej. Kobieta nazwie swoją starszą siostrę onni, a mężczyzna powie nuna. Ponieważ język polski nie oferuje takiego rozróżnienia, zdecydowaliśmy się wspólnie ze współtłumaczką zachować te słowa w naszym tłumaczeniu:

 

Czasem żółta, a czasem yellow, czasem mówię onni, a czasem nuna.

Zmieniając sukienki, zdarza mi się potknąć.

onni już kiedyś kupiłam.

Tę nunę już odwiesiłem.

 

W zależności od sukienki, którą zakłada – od odcienia żółci, który przywdziewa – poetka doświadcza zmiany płci, podobnie jak doświadcza się zmienności nastrojów. Później w tym samym wierszu wydaje się przechodzić z jednej tożsamości rasowej w inną: „Gdy zmieszać mnie z onni, wychodzę biała. / Gdy nakładam nunę, wychodzę czarny”.

 

To bogactwo indywidualności rozciąga się nie tylko na nią samą, ale również na inne istoty – ludzkie i nie-ludzkie – jak widać w wierszu „Ten deszcz”. Być może czerpiąc inspirację od francuskiego poety Francisa Ponge’a, Kang „bierze stronę rzeczy” i zamieszkuje świat „gdzie nie ma dwóch takich samych kropel deszczu”. Rozciągając, przekręcając i przetwarzając język, opisuje krople deszczu w całej ich indywidualnej chwale, ujawniając różnorodność ich kształtu i ruchu: „Długi deszcz, okrągły deszcz, poszarpany deszcz, uciekający deszcz, przecinający deszcz”.

 

Gdy deszcz zbiera się w kałużach, poetka zwraca swoją uwagę na ludzi – a konkretnie na ich stopy – podkreślając unikalność ich ruchów w zetknięciu z kałużami:

 

Stopy omijające kałuże,

stopy bezwiednie wchodzące w kałuże,

stopy kroczące pomimo kałuż,

każde mają swój sposób.

 

Innymi słowy, deszcz ujawnia indywidualność tych, którzy żyją w społeczeństwie często narzucającym jednolitość i tłumiącym osobistą ekspresję: „Obojętnie / stawia opór i nie daje się wypłukać, jeden kadr. / Przesłonięte parasolem usta”. Ona jednak wybiera spacer „w deszczu / razem z deszczem”. Znajduje swoje społeczeństwo, swoich współobywateli, w deszczu.

 

A także w pomarańczach.

 

Wiersz „Stając się pomarańczowe” okazał się trudnym wyzwaniem translatorskim. Trudność wynika z faktu, że jego centralna postać to pomarańcza, albo „pomarańczowe” – urodzone jako „zdrowe i silne koreańskie dziecko” – ale pozostające „neutralne pod względem płci”. Ze względu na wymagania fleksyjne języka polskiego, które nieuchronnie uczyniłyby pomarańczę postacią żeńską, zdecydowaliśmy się użyć przymiotnika „pomarańczowe”, aby całkowicie obejść te ograniczenia. Co ważniejsze, wiersz redefiniuje pojęcie koreańskości w jeszcze bardziej radykalny sposób niż „Życie Paula”. W „Stając się pomarańczowe” koreański podmiot to nie tylko osoba o „nie-koreańsko” brzmiącym imieniu, ale byt nie-ludzki, bez żadnego imienia poza „pomarańczowe”:

 

Pomarańczowe, odmiana mandarynki,

ważyło 3,2 kilograma i urodziło się zdrowym i silnym koreańskim dzieckiem.

Krągłość i jędrność, ciężar i gładkość, posiadało wszystkie te zalety.

Było zadowolone, że przyszło na świat w XXI wieku i mogło również umrzeć.

(…)

Pomarańczowe składało się z szorstkiej skórki

i wilgotnego wnętrza.

W większości było neutralne pod względem płci.

 

Byt ten jest w pełni „pomarańczowy”, ale jego tożsamość jest całkowicie porowata i przepuszczalna. Pomarańczowe nie tylko urodziło się jako koreańskie dziecko, ale również:

 

(c)zasami rozchylało się, przyjmując pozę motyla.

Próbowało też stać się zgęstniałą marmoladą,

czułą miłością dla kogoś, czyimś szczerym kochankiem,

obsługą w lodziarni,

kurierem albo pilotem,

a nawet pomniejszym kumkwatem.

 

Jest to byt, który jednocześnie zamieszkuje wiele światów. I przy takiej obfitości tożsamości nie jest przypadkiem, że poetka podkreśla „krągłość” jako jedną z jego cech definiujących. Ta krągłość sugeruje ontologiczną pełnię, sposób istnienia w liczbie mnogiej w pierwszej osobie, przypominający Ucztę Platona, w której Arystofanes opowiada historię o tym, jak ludzie byli kiedyś doskonale okrągłymi istotami, posiadającymi po cztery ręce, cztery nogi i dwie twarze, zanim Zeus przeciął ich na pół, tworząc wyraźnie męskie i żeńskie odpowiedniki.


Podobnie neutralna płeć „pomarańczowego” u Kang jest afirmacją wielości płci, biorąc pod uwagę mnogość tożsamości, które próbuje zamieszkiwaćSama poetka wyraża to wprost pod koniec wiersza: „Zastanawiam się, jaki ze mnie pożytek / i zanim spoważnieję, / bywam dowolnie pomarańczowe”.


Lynn Suh

 

 

 Paleta nocy

 

Czasem żółta, a czasem yellow, czasem mówię onni, a czasem nuna[1]

Zmieniając sukienki zdarza mi się potknąć.

onni już kiedyś kupiłam.

nunę już odwiesiłem.                                                            

 

Wzór w kropki wygląda fajnie.

Kółka są odpowiednio koliste.

Jak w tej historii, bardziej rainbow niż tęczowo.

Choć pewnie w dotyku całkiem podobnie.

 

A może by tak coś w kolorze nie do zniesienia?

Toczy się, jak piłka do nogi, tyle, że brodata.

Bf z ławki w tajemnicy siedzi u higienistki.

Kumple ze śmiechem kręcą się na karuzeli,

gdy nagłe kichnięcie rozbrzmiewa zygzakiem.

 

W urodziny rodzinne zdjęcie znowu trzeba będzie namalować ponownie.

Całe szczęście, że nikt w rodzinie nie ma uszu.

 

Żółć i yellow to wycinki ze zbyt wielu nocy.

Gdy płeć jest kobietą przyszywanie męskiej końcówki wiąże się ryzykiem.

Szukając różnic między dwoma obrazkami nie znajduję wiele,

więc dlaczego on i ona mają różną ilość liter?

 

Przed chwilą nauczyłam się na pamięć wszystkich żywych kropel wody.

 

Gdy zmieszać mnie z onni, wychodzę biała.

Gdy nakładam nunę, wychodzę czarny.

 

Zdejmuję siebie z siebie na okrągło i toczę się.

 

 

 

 

Ten deszcz

 

Idę samotnie w deszczu.

Idę razem z deszczem.

 

Czekałam na ten deszcz.

 

Spod parasola

spoglądam w górę.

 

W świecie, gdzie nie ma dwóch takich samych kropel deszczu,

każda kropla przybiera kształt kropli.

 

Deszcz, jeszcze zanim spadł, był już deszczem.

 

W taki dzień zakładam buty, których nie powinnam,

zadaję pytania, których nie powinnam.

 

Czuję, jak twardnieją korkowe podeszwy.

Deszcz przezroczystych meteorów spada na Ziemię.

Woda jest szczera.

 

Długi deszcz, okrągły deszcz, poszarpany deszcz, uciekający deszcz, przecinający deszcz.

 

Czekałam na ten deszcz.

 

Gdy tak mówię,

czuję, jakbym naprawdę czekała.

 

Stopy omijające kałuże,

stopy bezwiednie wchodzące w kałuże,

stopy kroczące pomimo kałuż,

każde mają swój sposób.

 

Każda kałuża pełni rolę kałuży.

 

Pada.

Drobno pada.

 

Dźwięk otwieranego parasola.

Jak bicie skrzydeł,

gdy ptak podnosi się do lotu.

 

Na w połowie zadaszonym parkingu

deszcz pada

na przednią maskę zgniecionego samochodu.

 

„Jeśli się odrodzę, chcę być wodą.”

 

Szłam z tą osobą wzdłuż strumienia.

Te słowa padają później.

 

Obojętnie

stawia opór i nie daje się wypłukać, jeden kadr.

Przesłonięte parasolem usta.

 

Prawidłowe wystawianie śmieci przed domem.

 

Niechęć do segregowania śmieci,

niechęć do uznania właściwego czasu i miejsca,

niechęć do przyznania, czego tak naprawdę trzeba się pozbyć,

każdy ma ten sam sposób.

 

Idę samotnie w deszczu.

Idę razem z deszczem.

 

Czekałam na ten deszcz.

 

 

 

Życie Paula

 

Paul nie może zasnąć.

Czeka na wschód słońca.

 

Jak metronom,

zegar na stole

tyka miarowo;

 

ma matowe wykończenie,

jest srebrny

i nigdy się z Paulem nie rozstaje.

 

Są nierozłączni.

 

Paul świetnie kroi cebulę,

brzydzi się robaków

i jest Koreańczykiem.

 

W zeszłym miesiącu zdecydował się na narkozę,

aby usunąć ósemki.

 

Paul spaceruje

z gorliwością piechura.

 

Kiedy spaceruje, nie obiera celu.

Chodzi tylko o poczucie spacerowania,

 

myśli Paul.

 

Wtem zdaje sobie sprawę,

że mały kamyk turla mu się

w bucie.


Paul czuje,

jak wstępuje w niego życie.

 

Nie jest to błysk zrozumienia,

a zaledwie przelotne spotkanie,

jakby szelest liści.

 

Paul depcze po trawniku.

Nagle

zaczyna myśleć o znaczeniu rodziny.

 

Ktoś, kogo przez długi czas kochał,

jest teraz kimś, kogo kiedyś kochał.

 

Łagodny wiatr,

 

źdźbła trawy ścielą się każde z osobna

w równych odstępach,


a w bucie

kamyk dalej turla się,

jak się turlał.

 

Paul siada na pochyłej ławce.

Nagle

przypomina mu się chwila, do której z przyjemnością by wrócił.

 

Wraca.

Z oddaniem gotuje ostrą zupę z miękkim tofu.

 

Zupa bulgocze na piecu.

Niedługo potrzeba, 

by zaczęła wrzeć.

 

Ma matowe wykończenie

i czasem się zatrzymuje.

Zegar, który nigdy się z Paulem nie rozstaje,

tyka, jak tykał.

 

Pyszny posiłek gotowy.

 

Coś ciepłego i miękkiego

wypełnia mu usta.

 

Przypomina mu się chwila,

do której za żadne skarby

nie chciałby wrócić.

 

Odwraca but podeszwą do góry

i potrząsa nim,

by wydobyć kamyk.

 

Potrząsa tak 

przez dłuższą chwilę.

 

Łagodny wiatr.

 

W akwarium –

tylko woda i kamyki.

 

 

 

Stając się pomarańczowe

 

Pomarańczowe, odmiana mandarynki,

ważyło 3,2 kilograma i urodziło się zdrowym i silnym koreańskim dzieckiem.

Krągłość i jędrność, ciężar i gładkość, posiadało wszystkie te cechy.

Było zadowolone, że przyszło na świat w XXI wieku i mogło również umrzeć.

Tuż po narodzinach uświadomiło sobie, jak skomplikowany jest świat,

i nie marzyło o niczym innym, jak tylko o naturalnej śmierci.

Pomarańczowe było pierwszym dzieckiem pomarańczy, z tych które wydały na świat pomarańcze,

a choć miało potem jeszcze troje młodszego rodzeństwa,

dwoje zachorowało i zmarło, a jedno przeżyło – połączyła je silna więź.

Pomarańczowe składało się z szorstkiej skórki

i wilgotnego wnętrza.

W większości było neutralne pod względem płci.

Czasami rozchylało się przyjmując pozę motyla.

Próbowało też stać się zgęstniałą marmoladą,

czułą miłością dla kogoś,

obsługą w lodziarni,

kurierem albo pilotem,

a nawet pomniejszym kumkwatem.

Otworzyć nawias.

Wymówić „pomarańczowe” w nieznany sposób.

Zamknąć nawias.

Upić łyk wody.

Rozejrzeć się wokoło i podrapać po brzuchu,

z rozmysłem przełknąć ślinę.

Z rozmysłem zamrugać powiekami.

Z rozmysłem wyczuć położenie języka.

Z rozmysłem, jak człowiek.

Otworzyć nawias.

Pomarańczowa kropka.

Pomarańczowy przecinek.

Pomarańczowy wykrzyknik.

Pomarańczowy pytajnik.

Zamknąć nawias.

Cisza, wiele cisz.

 

Czy zapisać?

Tak / Nie.

 

Mięśnie serca nie podlegają woli.

To, co mam na myśli, nie znajduje się w sercu,

lecz w paczce pozostawionej pod drzwiami,

w wieczku od pojemnika z resztką lodów,

w ładowni samolotu,

albo na ukochanym czole żony.

A tak przy okazji, tylko pomarańczowe wie,

jak to jest żyć w pomarańczowym ciele.

Kiedy jest mi pomarańczowo,

otwieram mapę i oznaczam kropką jakiś nieznany sklep.

Tylko obcy wie,

co obcy ma na myśli.

Tylko ktoś kto mieszka sam wie,

co ktoś kto mieszka sam ma na myśli.

Dokładnie taka jak dzisiejsza,

dokładnie ta resztka czyjejś uczciwej samotności

stała się sokiem pomarańczowym,

dżemem pomarańczowym,

kandyzowaną skórką pomarańczową,

pomarańczowym sorbetem pełnym

pomarańczowych lodowych wiórków,

pomarańczowym lukrem na torcie,

stała się plastrem pomarańczy.

Zastanawiam się jaki ze mnie pożytek

i zanim spoważnieję

bywam dowolnie pomarańczowe.

Zaledwie ciche

i zamyślone,

osobliwe pomarańczowe.

 

Z koreańskiego przeł. Ewa Suh i Lynn Suh


 

[1] Onni oraz nuna – oba zwroty odnoszą się do starszej siostry jednak onni to zwrot używany przez młodszą kobietę/dziewczynę, a nuna to zwrot używany przez młodszego mężczyznę/chłopaka.

ZAKŁAD
magazyn społeczno-poetycki

Redaktor naczelny:
Kamil Kawalec

Redakcja: 
Agnieszka Wolny-Hamkało
Jakub Skurtys
Malwina Hajduk-Kawalec
Andrzej Graul
Piotr Brencz
Kinga Borto

Projekt animacji i strony internetowej:
Kinga Bartniak

Kontakt:
zaklad.magazyn@gmail.com

  • Instagram
  • Facebook
  • YouTube

Wydawca:
Towarzystwo Aktywnej Komunikacji
Adres: ul. Hermanowska 6A, 54-314 Wrocław
KRS: 0000045825 NIP: 894-25-67-840 REGON: 931998437

ISSN: 2956-7173

logo-tak.png
logo WIK.png

Partner Wydawniczy w ramach Wrocławskiego Programu Wydawniczego: Wrocławski Instytut Kultury

PL_02.png
bottom of page