Jesień na S8
chloro w liściach czytnik
kąta pod którym słońce wieje
ty mówisz jesień wino mówisz
złoto błękit ufasz że ja
to twoje którym mówisz
niesie bez szwanku
w jednym szwungu ale ja
nie mam flow ni chart frenezji
retencje mi rzedną w kości danych
wychodzi bokiem spalanie
strefa trucków wysiadam
gdzie jestem autostrada
kły hybryd
radary czujniki chwili
zerwane współprace zbicie
z tropów własnych więc nie
nie ma pola zawieruchy jesieni
jeśli to są czyste dane mydło
z krwi matematycznego boga
to będę nieobmyty z grzechu
chyba że
zrywam odmawiam
strefa papierków chipsów
śmieci chodzą za mną w głos
nieludzka nicość nawigacji
wyznacza trasę ludzkim głosem
gówno prawdopodobieństwa ale
ryję wiersz
w tej płytce ze zgłosek narządów
zewnętrz jak wewnątrz zdzieram
film widoków nizam auratyczny
morfem w skórze czytania
się z nośnika ja głupi zrywam
ja puls plus czasoprzestrzeń
i lusterka
piją mnie kły migaczy na pasie
mknę tylko myślę że mknę
wysysany przez rok lata obroty
skalary stelaż że aż
translator
mówi wino jesień nieść
się dają algi w ziemi mchy lgną
do obrotu oddechu ale nie bo
ja tłumacz i ośrodek
kiedy wasze słońca
migrują w światłowodach
kalkulują siatkówki oczne
i będziecie gniazda algo-
rytmiczne a ty gwiazdo
nicości ty w punkcie
ja w obrocie liściem naskórkiem
żyłkami przetłumaczę siebie