top of page

Kacper Bartczak - jeden wiersz




Jesień na S8


chloro w liściach czytnik

kąta pod którym słońce wieje 

ty mówisz jesień wino mówisz

złoto błękit ufasz że ja

to twoje którym mówisz 

niesie bez szwanku 

w jednym szwungu ale ja

nie mam flow ni chart frenezji 

retencje mi rzedną w kości danych

wychodzi bokiem spalanie 

strefa trucków wysiadam

gdzie jestem autostrada 

kły hybryd 

radary czujniki chwili

zerwane współprace zbicie

z tropów własnych więc nie

nie ma pola zawieruchy jesieni

jeśli to są czyste dane mydło 

z krwi matematycznego boga

to będę nieobmyty z grzechu

chyba że 

zrywam odmawiam

strefa papierków chipsów

śmieci chodzą za mną w głos

nieludzka nicość nawigacji

wyznacza trasę ludzkim głosem

gówno prawdopodobieństwa ale 

ryję wiersz 

w tej płytce ze zgłosek narządów

zewnętrz jak wewnątrz zdzieram

film widoków nizam auratyczny 

morfem w skórze czytania

się z nośnika ja głupi zrywam

ja puls plus czasoprzestrzeń

i lusterka

piją mnie kły migaczy na pasie

mknę tylko myślę że mknę

wysysany przez rok lata obroty 

skalary stelaż że aż 

translator

mówi wino jesień nieść

się dają algi w ziemi mchy lgną

do obrotu oddechu ale nie bo

ja tłumacz i ośrodek

kiedy wasze słońca

migrują w światłowodach

kalkulują siatkówki oczne  

i będziecie gniazda algo-

rytmiczne a ty gwiazdo


nicości ty w punkcie 

ja w obrocie liściem naskórkiem 

żyłkami przetłumaczę siebie


bottom of page