top of page

Adam Kaczanowski - Wykończę was wszystkich (4)



Koniec z przyjaźnią?


Zgłębiając sztukę wykańczania, szybko dojdziemy do wniosku, że wykańczanie wrogów czy osób, których się nie ceni, nie jest żadną sztuką. Co innego próba wykończenia przyjaciela, osoby bliskiej czy przez siebie cenionej. Wtedy jest to jakieś wyzwanie.


Kogo miałbym więc spróbować wykończyć?

Gdyby tak wykończyć Krzysztofa Pietralę, osobę lubianą, towarzyską i przyjazną, mojego kolegę, na którego mogę zawsze liczyć? Jeśli literatura jest grą, z pewnością chcę grać z nim w jednej drużynie. Jak miałbym wykończyć Pietralę? Mógłbym napisać tekst chwalący jednocześnie jego książkę (Story Jones) i książkę Macieja Libicha (Przepływy), który jest również osobę przyjazną, moim kolegą, na którego zawsze mogę liczyć. Z rozmów prywatnych wnoszę, że Pietrala nie chciałby grać z Libichem w jednej drużynie, raczej już zakręcić nim parę razy w polu karnym. W tekście tym skupiłbym się na tym, co ich książki łączy, znalazłbym jak najwięcej punktów wspólnych. Zacząłbym od stwierdzenia, że Story Jones i Przepływy są najbardziej wyrazistymi przykładami pewnego trendu, bardzo mi zresztą bliskiego. Obie zręcznie balansują na granicy prozy i poezji. Story Jones zgłaszana była w konkursie Szymborskiej jako poezja, w Gdyni kwalifikowana jako proza. Przepływy pierwotnie były pomyślane jako tom poezji a po redakcji w WBCAiK wylądowały w serii prozatorskiej. Obie książki pięknie udowadniają, że ten podział jest przydatny już tylko miłośnikom krzyżówek i zabytkowych encyklopedii. Obie pracują dokładnie w tych punktach styku, miejscach przecięć i przepływów, które bardzo lubię. Oto więc dwa debiuty idące na samej szpicy zjawiska przełamywania i zamazywania granic. Gdybym pracował w empiku, nie odważyłbym się wynieść ich na salę z magazynu, gdyby mnie do tego zmusił kierownik zmiany, umarłbym z wycieńczenia, chodząc z tymi dwoma niedużymi książkami pomiędzy regałem z poezją a regałami z prozą. Następnie przeskoczyłbym w moim tekście do czegoś, co nazwałbym energią czy impulsem przytłumionej młodości. Tak nazwałbym uczucie, które dostrzegam u obu autorów. Coś jakby młodzieniec połknął samego siebie i miał dwa razy więcej lat na karku, lecz wciąż wystarczająco dużo energii, by szybko biec i zwinnie omijać przeszkody. Ten ruch, brawurowy bieg młodzieńca z bagażem starca na plecach, wyczuwam w obu książkach, i za to obie cenię. Potem przeszedłbym do podkreślenia przyjemności z lektury każdej z książek. Bo obie przyniosły mi sporo przyjemności. Przyszedłby czas na niuans – u Pietrali podkreśliłbym, że górą jest sam styl, technika biegu, u Libicha zaznaczyłbym, że owszem, bywają momenty, gdzie dobrze skrojone zdanie wpada mi w oko, ale żywszy wydaje mi się tu jakiegoś typu egzystencjalizm, chwyt za ludzkie emocje, którego u Pietrali trochę mi brakuje. Zakończyłbym tekst szczerą i gorącą zachętą do czytania obu młodych pisarzy wydanych przez poznańskie oficyny.


Czy taka próba wykończenia dobrego kolegi przyniosłaby mi wreszcie satysfakcję z dobrze wykonanego wykańczania? Nie. Musiałbym poszukać głębiej. Rafał Wawrzyńczyk? Rafała, zresztą redaktora książki Pietrali, znam o wiele dłużej. Dużo nas łączy i wiele mu zawdzięczam. Gdy nowa literatura wyglądała już na całkiem nieżywą, Cyc Gada było dla mnie ostatnim sygnałem życia, jedynym powodem, by dalej pisać. Rafał czytał moje książki i wnikliwie pisał o nich także wtedy, gdy niewielu chciało o nich pisać. Jak miałbym wykończyć Rafała? Na pewno nie prostym stwierdzeniem, że swoimi niedawnymi wpisami na fanpage https://www.facebook.com/Rafal.Wawrzynczyk wykańcza się sam – tymi, w których próbował wykończyć parę osób lub zjawisk a w efekcie poprztykał się z połową towarzystwa. Nie tędy droga. Wyszedłbym od tego, że w jednym z wpisów Rafał wyzłośliwił się, pisząc, że niepokoi go, cytuję:

„używanie przez ludzi pełnoletnich sformułowania publikował(a) w >>Wizjach<<” (fajnie, bo Maciej Libich, redaktor Wizji, pozostałby tu wciąż w grze).


Na ten niepokój Rafała odpowiedziałbym własną notką biograficzną, podesłaną do nowopowstałego pisma Iglica – dałem im właśnie wiersz. Zamknęłaby się ona w jednym zdaniu i brzmiała:


Adam Kaczanowski – publikował w Cyc Gada, Wizjach i Małym Formacie.


Takie notki to kompletna pierdoła, ale ta byłaby prywatną wiadomością do Rafała właśnie, a dokładniej, nie wiadomością, lecz demonstracją. Jej prawdziwa treść to: od kiedy to ludzie pełnoletni przywiązują wagę do notki i wyciągają z niej wnioski i dają się jej zirytować? Żeby Rafałowi przekaz ten nie umknął czasami, napisałbym o tym dodatkowo do Zakładu, ilustrując tekst zdjęciem: po lewej książka Pietrali, pośrodku Liczba i syrena, książka, której niezaistnienie na naszym intelektualnym rynku również zaniepokoiło Rafała, po prawej książka Libicha – a na książkach położony bacik. Czy teraz byłoby mi lepiej? Czy zbliżyłbym się chociaż trochę do szukanego przeze mnie ideału wykańczania?


Powiedziałbym, że nie, ale powiem, że tak.

Bo w ten sposób doszedłbym do wykończenia samego siebie. Wystarczy na spokojnie spojrzeć na mój wywód, by zauważyć, że właśnie odsłoniłem się jak najbardziej naiwne dziecko. Wyznałem, że chodzi mi tak naprawdę o to, by powiedzieć kolegom, żeby przestali się bez sensu nawzajem wykańczać. Udowodniłem, że wcale nie jestem w wykańczaniu takim twardym zawodnikiem, właściwie, jestem najbardziej miękkim. Że chciałbym świata, w którym kolega Pietrala koleguje się z kolegą Libichem a przyjaciel Rafał nie dokucza innym na podwórku i dla każdego ma trochę cierpliwości i wyrozumiałości. Niech się bawią, jak chcą. Baw się jak chcesz i daj się bawić innym. Nie wykańczaj. Już bardziej nie mogę samego siebie wykończyć. Oto miłośnik horrorów zdradza przed światem swoją miłość do Friendsów.

Jeśli w Iglicy będą dopinać do publikacji notki, dam im taką, króciutką:

Adam Kaczanowski – jebać go.




Comments


bottom of page