Moje przypadkowe hobby zaczęło się na Węgrzech. Trafiliśmy na malownicze zadupie gdzieś nad brzegiem Balatonu. Czesi uratowali nas od zdychania z nudy w Brnie, a potem postanowili skończyć naszego stopa tak jak się zaczął - na stacji benzynowej. K. na migi doprosił się o klucz. Szybkie baño polaco i moja kolej. Nad muszlą klozetową dopadł mnie przypływ patriotyzmu, silny niczym Pudzian i owinięty w biało-czerwony szalik z napisem POLSKA GUROM. Nasi współbratankowie zamontowali POLSKI KIBEL! Od teraz wiedziałem, po co podróżuję.
Studencka kafejka w Lublanie - Koło. Tallinn - dwa razy Cersanit, potem Koło. Kawiarnia w Kownie - Tubądzin albo Koło. Kibel na stacji benzynowej z łotewskiej wersji Trainspotting - znów Koło. Tradycyjna bułgarska restauracja - Fayans/Roca, naciągane (Hiszpanie, ale produkują też w Polsce). Rijeka - znów Cersanit. Nowy Sad - Tubądzin. Nawet tu Jugole musieli się poróżnić. Dworzec kolejowo-autobusowy na Słowacji - chyba Cersanit. (Odjazdy autobusów to odchody autobusov.) Miszkolc, Kluż-Napoka, razem niczym sprzed Trianon - Koło. Sulina - było dość czarno, nie pamiętam.
Całe Międzymorze od Estonii aż po Bałkany zasrane Kołami i Cersanitami. Nasz wkład w kulturę regionu, który z braku laku nazywamy, niczym w UK Drillu, CEE. (Chociaż wolimy jednak bardziej Central.) Węgier, Słowak, Czech i Litwin pewnie w dupie mają nas i nasze rojenia o wielkości, mają swoje, ale i tak tą samą dupą siadają na NASZYM trwałym śladzie w materialnej tkance (jeszcze) Europy. CEE w końcu wciśnięto między morza, Europę właściwą, a ruski Mordor. Tu wszystko kończy i zaczyna się na może, ale żeby faktycznie coś móc to trzeba być szaleńcem lub oligarchą.
Przeczytałem gdzieś, że standard życia i PKB w Polsce ma w latach 30. przegonić UK. Ot moje marzenia o bogactwie większym od brytyjskiego. W tramwaju zażartowałem do L., zdecydowanie zbyt głośno, że teraz to Brytyjczycy będą emigrować, aby czyścić nasze, polskie sedesy. A może nam i tak się nic nie zmieni? Sołowow przejmie zyski, wybuduje reaktor jądrowy z logiem Cersanitu, a patodeweloperzy dalej będą zasrywać patokawalerki nie-polskimi kiblami. (Dowód anegdotyczny za IDzD - odsetek polskich sedesów w polskich mieszkaniach się zmniejsza.)
Czy pozostaniemy samozwańczymi królami sedesów? Popatrzę na szwedzkim wycieczkowcu.