top of page

Magdalena Barbaruk - Lusus Culturae





Niektóre książki powodują rewolucje (w swoim świecie ale i poza nim). Odpowiedzialne są za to pewne tajemnicze relacje formy i znaczenia. Paradygmatyczne jest tu dla mnie arcydzieło otwierające nowoczesność: Przemyślny szlachcic Don Kichote z La Manchy Miguela de Cervantesa. Tego rodzaju książka wymaga czułego patrzenia, które potrafiłoby wychwycić drżenia związane z ruchami tektonicznymi epok, objąć zarówno jego anachroniczność jak i radykalną nowość. Zarówno hiszpańska powieść jak i Nienazwana teraźniejszość Roberta Calassa to specyficzne wybryki kultury: coś dziwnego, fascynującego, w czym kultura przeskakuje samą siebie i podstawia sobie lustro.

Tak, moim zdaniem, książka Calassa jest „wybrykiem”, pozbawiona systemowej dyscypliny[1], w świeckim, naukowym świecie zaskakująca (irytująca?) proroczym tonem, stylistycznie wyrafinowana (klasyczna) nawet we fragmentach mówiących o świecie cyfrowej informacji. Trudno ją usytuować a nawet stwierdzić, czy jest to jeszcze esej, bo czy wypowiedź Calassa na pewno zgodna jest z hermeneutycznymi procedurami rozumienia: relacji części i całości czy amplifikacji? Analogicznie do Jakuba Momro charakteryzującego książkę Palestyńczycy. Za ostatnim niebem Edwarda Saida nazwać można Nienazwaną teraźniejszość „filozoficznym esejem non-fiction”.


Łatwo zauważyć, że jest to książka nieproporcjonalna, jeśli chodzi o objętość jej poszczególnych części oraz „nieciągła” w dziedzinie materii poznania. Zastanawia mnie czy metoda czytania książki powinna być ścisła, uparta, dokładna, detektywistyczna, podejrzliwa, przypominająca strategię Czcicieli Całunu z których drwił Umberto Eco? Rozmaite wątki, które pojawiają w trzech częściach trzeba by wtedy do siebie odnosić, ukazywać ich połączenia. To frapujące, zwłaszcza że z nadinterpretacji – co wykazał Jonathan Culler – rodzić mogą się lektury odkrywcze. Problem w tym, że z analizy treści książki mogłoby wyniknąć wszystko a zarazem nic. Jak bowiem odnieść świat potrójnie dziś „przeglobalizowany” (część pierwsza pt. Turyści i terroryści) do rzeczywistości lat 1933-1945, którego swoistą kroniką jest druga część książki, Wiedeńska spółka gazowa? Gdy nie wiemy co się dziś dzieje, trudno szukać tego źródeł. Jak pisze Jacek Dukaj: „Świat przeglobalizowany nie zna jeszcze siebie. Nie ma języka na opowieść o sobie i nie wie, co i kto w tej opowieści odgrywa rolę bohatera, a kto – czarnego charakteru. Przykłada do siebie wartości świata zglobalizowanego; wymyśla sobie nieaktualne cele, gnębi się przeterminowanymi lękami”[2].


Można twierdzić, że Calasso pokazuje jak od roku 1933 poprzez rozwijające się media komunikowania masowego oraz listy, zapośrednicza się i nabiera rozpędu katastrofa, która skończy się Holokaustem. To, co mnie tu najbardziej interesuje to relacja między technologią (cywilizacją) i wartościami (to także wątek „endemicznie” cervantesowski…). Ich związek okazuje się kluczowy, gdyż nie możemy go skwitować zdaniem, że chodzi o używanie konkretnych narzędzi w dobrym lub złym celu. Udzielmy jeszcze raz głosu Dukajowi: „Rzecz w tym, iż używanie danych technologii – życie w nich, z nimi, dzięki nim – zmienia nasze najgłębsze poczucie, czym jest to ‘dobre’ (piękne, słuszne, postępowe) i czym jest to ‘złe’ (brzydkie, niesłuszne, zacofane). Trudno to pojąć i zaakceptować, gdyż niezwykle rzadko mamy szansę ‘na żywo’ obserwować, jak przemiany środowiska technologicznego przekręcają nam w głowach wartości. Podobne zmiany zwykły zachodzić stopniowo: obyczaje nakładają się na obyczaje, pokolenia na pokolenia, trendy współistnieją, postępują i cofają się, i postępują. Trzeba dopiero takich wyjątkowych momentów w historii: gdy w miesiące wydarzają się lata, gdy w lata wydarzają się dziesięciolecia. Te czasy przyśpieszenia pozwalają na niemalże kliniczną obserwację URABIANIA WARTOŚCI”[3]. W Nienazwanej teraźniejszości mamy trzy takie momenty przyśpieszenia, którym poświęcone są kolejne części. Ostatni z nich odnosi się do terrorystycznego zamachu na wieże World Trade Center z 11 września 2001 roku. Poświęcił mu Calasso dwie strony, nie podał nazwy wież, ale tyle wystarczyło z uwagi na przytoczenie przerażającej wizji Baudelaire’a: na niedatowanej kartce francuski poeta pozostawił obraz ogromnej wieży, która zaraz runie, z której nie można się wydostać i nie można też powiadomić o tym innych. Międzyludzka komunikacja ostatecznie zawodzi.


Nie o poznawczy pesymizm dotyczący teraźniejszości chodzi mi, gdy sugeruję, że w tej książce nieważna jest treść, to, co głoszone explicite. Kapitalnych, istotnych myśli jest tu aż w nadmiarze. Sądzę, że książka Calasso przypomina dzieło sztuki. Sama – jej zapisane strony – jest epifanią tego, co chce opisać. A co chce opisać? Książka zaczyna się od ważnego autocytatu: „Ktoś, kto żyje obecnie, doświadcza najbardziej wyraziście i dojmująco codziennej niewiedzy co do tego, gdzie stawia stopę. Teren jest sypki, linie się podwajają, materiały się prują, perspektywy chwieją. Można wówczas odczuć z większą oczywistością, że znajdujemy się w ‘nienazwanej teraźniejszości’”[4]. Przez szczelinę jaką otwiera dzieło Calassa sączy się zaburzona, „sypka”, mowa świata. Jeśli mówię tu o dziele sztuki to – za Gillesem Deleuzem – również je traktuję jako sposób myślenia.


Główna cecha formalna książki to dziwna czasowa organizacja wywodu. Z tego też powodu trzeba czytać ją nie „alegorycznie” lecz „afektywnie”, nie traktować jej jak dzieło filozoficzne, lecz dzieło sztuki lub tekst literacki. Jak zauważa Ernst van Alphen lektura afektywna przemodelowuje relację treści i formy. Umysł dążąc do prawdy może wyprodukować tylko to, co możliwe logicznie a Calasso nie chce udowadniać i dyskutować lecz podstawiać nam pod oczy pewne obrazy i sytuacje. Oczywiście można sensownie odnosić się do poszczególnych problemów książki: turystyki, terroryzmu, sekularyzacji, informacji, sztucznej inteligencji, nazizmu etc., ale nie bez bolesnego poczucia, że w ten sposób tracimy intensywność myśli właściwą afektowi.


Jako humaniści czytający od lat książki Mediolańczyka – przede wszystkim Zaślubiny Kadmosa z Harmonią – możemy zapytać czy Callaso się zmienił. Czy ta książka kulminuje wcześniejsze etapy jego pracy naukowej czy też wskazuje na nową formę intelektualną? Czy Calasso został „zbójem” humanistyki, który otwarciem formy tekstu, rozsunięciem procesów i faktów, powoduje, że myśl nabiera szalonego tempa i każe zapominać o tym co ją poprzedzało (vide styl pisania Waltera Benjamina ale też jego sąd o specyfice zdań Roberta Walsera)? Zapewne można Nienazwaną teraźniejszość czytać inaczej, ja doświadczyłam dziwnie przyśpieszonego tempa lektury. Tak jakby myśl Calassa nabrała prędkości wraz z akceleracją wydarzeń. Być może sprawa jest prostsza: to pośpiech napędzany pragnieniem by dowiedzieć się do czego Calasso zmierza. Liczymy, że chce nam on przekazać jakieś ważne ostrzeżenie, że z tych trzech części wyłoni się wizja nowoczesności, opowieść o punkcie, w którym się znaleźliśmy.


Sontag styl pisania Waltera Benjamina nazwała „stopklatkowym barokiem”, dodała, że „posługiwanie się nim było męczarnią. Każde zdanie w pewnym sensie musi powiedzieć wszystko, zanim koncentracja wewnętrznego oka rozproszy się i temat ulegnie rozmyciu (…) W zdaniach Benjamina, które są tak samo mocno nasycone ideami, jak barokowe płótno wypełnione jest ruchem, daje się wyczuć obawę, że coś przedwcześnie go zatrzyma”[5]. Gdy Benjamin czytał w 1935 roku Wieśniaka paryskiego Aragona napisał w liście do Theodora Adorna: „Nie przeczytałem nigdy więcej niż dwie-trzy strony, leżąc wieczorem w łóżku, bo serce waliło mi tak głośno, że musiałem pozwolić książce wysunąć mi się z rąk. Cóż za ostrzeżenie!”[6]. Wielu tak właśnie czyta najnowszą książkę Calassa.


Poznając Nienazwaną teraźniejszość czujemy się „zaszokowani do myślenia”[7], tak właśnie działa afekt, którego nie można utożsamiać z subiektywnością i emocjonalnością, gdyż ma on charakter społeczny. Afekt jest intensywnością energetyczną, która porusza emocje i daje do myślenia. Jesteśmy wezwani do odpowiedzi nawet gdy nie podzielamy poglądów Calassa na temat „wieku nieistotności”. Dzięki heteropatycznej identyfikacji, która powiązana jest z lekturą afektywną, możliwe jest pojawienie się w naszej myśli tego, co od nas różne, otwarcie nowej przestrzeni. Czytanie tego zbioru jest zatem jak „napotkanie znaku” (G. Deleuze), który ma charakter wrażeniowy, niedyskursywny i dlatego myśl może stać się twórcza, krytyczna. To optymistyczny akcent mojej tezy o tym jak czytamy Callasa: „afektywna inwestycja” może nam się opłacać. Ożywiona wcieleniem w dziwne dzieło myśl „[w]prawia duszę w ruch; dusza ze swojej strony porusza myśl, przekazuje jej przymus wrażliwości, zmusza ją do myślenia esencji, która jest jedyną rzeczą wartą myślenia”[8]. Pisząc o nieistotności myśli Calassa nie chcę mścić się za jego charakterystykę czasu, w której przyszło mi żyć[9] (kto chciałby nieistotność zamiast niepokoju?), lecz podkreślić płynącą z tego faktu paradoksalną korzyść poznawczą.



 

[1] Choć w książce znajdziemy 349 przypisów to uwagi Calassa wydają się nie należeć do porządku uzasadnień (można odnieść wrażenie, że przypisy miały uśpić czujność naukowców, naocznie pokazywać, że jest to ugruntowany w literaturze i tradycyjnych źródłach wiedzy esej). [2] J. Dukaj, https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,25929950,tak-wymienia-sie-rdzen-duszy-nowy-esej-jacka-dukaja.html?utm_content=paid [3] Tamże, podkreślenie MB [4] R. Calasso, Nienazwana teraźniejszość, przeł. J. Ugniewska, Gdańsk 2019, s. 7. [5] S. Sontag, Pod znakiem Saturna, przeł. D. Żukowski, Kraków 2014, s. 138-139. [6] Cyt. za: S. Sontag, dz. cyt., s. 139. [7] Van Alphen zapożycza to wyrażenie z tytułu książki A Shock to Thought: Expression after Deleuze and Guattari, ed. B. Massumi, London 2002; E. van Alphen, Afektywne działanie sztuki i literatury, przeł. K. Bojarska, (w:) Krytyka jako interwencja. Sztuka, pamięć i afekt, red. K. Bojarska, Kraków 2019. [8] G. Deleuze, Proust i znaki, przeł. M. P. Markowski, Gdańsk 2000, s. 97. [9] Por. „Auden zatytułował Wiek niepokoju, swój krótki, wielogłosowy poemat umiejscowiony w nowojorskim barze, pod koniec wojny. Dziś głosy te brzmią bardzo odlegle, jakby dochodziły z innej doliny. Niepokoju nie brakuje, lecz nie jest on dominujący. Dominuje nieistotność, zabójcza nieistotność. To wiek nieistotności”, R. Calasso, dz. cyt., s. 8.

Comments


bottom of page