obraz, Karolina Jaklewicz
święto dziewczynienia
jak sikanie po wstaniu i kwaśny gryz importowanej truskawki
jeszcze nie ma ale będzie
mówić różyczko pełznąć jak pęd na powierzchnię zderzyć się z hadronem
bez nerw to idzie nowe
lawa tworzy kontynenty tam gdzie kwitniesz jak z ikei fejka
płatkiem z bisfenolu
z biegiem czasu rzeczy stają się jak jajecznica
łykaj lepiej wrzące żeby nie haftować gasząc głód
zgrzytając w zębach hostią
wrzucając w colę mentos
spluwając psylocybem
ssając obol
co pije woda i kto utknął w pajęczynie smrodu pieskowego
kulista jak gile z nosa słona pascha dni
niebieskie słowo glizda między zębami
i wszystkie pamięci delfiny osiołek wysiedziane jak jajka
a może latawiec
więc czy umyłaś już serce
bo w piesku była pieczarka i ona jest już czysta
z tętentem parzystych kopyt w zatokach na peron wjeżdża awaria
katia i maurice krafft bezdzietna para wulkanologów deklaruje że woli jebnięcie niż spokojne wypływanie lawy
wczesna poronna haptyka kiedy dotykam ekranu on odpowiada dotknięciem
chyba to wyłączę za dużo mnie ostatnio maca osób
w części intymne jak plutonizm
a wulkanizacja to czynienie opony twardą i elastyczną, coś jak crossfit i rodzicielstwo
na ciebie zwracam trzeszcze: wyobraź sobie plażę wulkaniczną z gumą zamiast magmy
wrzącymi piętami odbijamy się jak na dmuchańcu w kształcie ogórka morskiego
Σχόλια