[zapowiadający drugą książkę poetycką autora, która ukaże się jesienią w wydawnictwie Convivo]
obraz wygenerowany w leonardo.ai
1 września
Szkoła bywa smutna,
lecz bywa też radosna.
Czasami jest ładna,
a czasami brzydka.
Pani nauczycielka jest
miła albo nie jest miła,
a widok z okna
drażni albo koi oko.
Jednego dnia spóźniasz się
na pierwszą lekcję,
a następnego przychodzisz
punktualnie.
Możesz być królem
wuefu, ale równie dobrze
możesz połamać się na koźle.
Ferie zimowe są zbyt
krótkie, by innym razem
dłużyć się niemiłosiernie.
I albo zabawiasz klasę,
albo klasa zabawia się tobą.
A potem szkoła się kończy.
Któregoś dnia przychodzisz
do niej po raz ostatni,
mówisz wszystkim „do widzenia”
albo nie mówisz niczego,
i wtedy otwierają się przed
tobą różne możliwości
albo nie otwierają się żadne.
Walt Whitman staje się neoliberałem
Śpiewam niewyobrażalnie zaradnego człowieka,
który z pasją w oczach posprzątał swój pokój
i nie powiązał nadziei ani z demokracją, ani z gwiazdami,
ale z niespożytą wiarą w siebie.
Śpiewam piękną, silną jednostkę, śnieżnobiałe
zęby i gruby szmal na koncie. I bicepsy potężne
jak te ogromne sekwoje porastające
najdroższą mi ziemię, którą na pewno
rychło sprzedam pod zabudowę.
Jestem ciachem elektrycznym i wiruję
jak bączek, szybciej niż cudze potrzeby.
Gdy mówię „ja”, to myślę „ja”.
Gdy mówię „oni”, to myślę,
że trzeba ich wymienić na gotówkę.
Spoglądam na niedźwiedzia i na czaplę,
i na te strzeliste skały, którymi
najeżony jest świat naszych ojców,
i z głębokim spokojem w sercu
oraz ciszą w głowie spostrzegam,
że nie ma takiego zawodnika i nie ma takiej
zawodniczki, którzy mogliby mi podskoczyć.
Mam dla świata uścisk mojej sprężystej dłoni,
powleczonej skórą paloną słońcem
pięciogwiazdkowego kurortu, i mogę światu
powiedzieć, że jeśli po skończonych zakupach
odprowadzi mój wózek do eleganckich delikatesów,
to będzie mu wolno wyjąć z tego wózka pieniążek
i kupić sobie marzenia o bezpiecznych czasach.
Mój niepoznany towarzyszu, gdziekolwiek jesteś,
czy w pyle bezdroży, czy na żyznych polach,
czy może przy maszynach w fabryce
albo z dłońmi na dębowych blatach
wszystkich biur tej epoki,
wiedz, że jest tylko jedno zdanie,
które powinieneś pamiętać i recytować
w rytm uderzeń serca:
biedni dlatego są biedni, bo zbyt późno
wstają i nie pojmują piękna giełdowej alchemii.
Teoria ewolucji
W przyrodzie nie wygrywają
najsilniejsi, ale najlepiej
dostosowani do aktualnych
okoliczności.
Bracia mojego pradziadka,
dorodni, postawni chłopcy,
stali się cuchnącą kupą mięsa,
przyprawioną gazem musztardowym
i rozrzuconą na rdzawej ziemi,
tuż przy okopach,
a tymczasem pradziadek wcale
nie trafił do armii,
bo jedną rękę miał
wyraźnie krótszą.
Żył sobie w spokoju
między łanami zbóż,
doczekał się trzech córek
i siedmiorga wnucząt
i cała jego rodzina zawsze
była głęboko wdzięczna
krótszej ręce pradziadka
za cudowny dar życia.
To ta niesprawna,
krótsza, bardzo brzydka
ręka pisze dziś ten wiersz,
który nie chce być wybitny,
porywający i wyrazisty,
a jedynie istnieć.
Wiersze
Śnił mi się nowy język,
bez gramatyki i bez reguł stylu,
wolny od chropowatości i zagięć,
oczyszczony z dźwięków i z pisma.
Nie było w tym języku
żadnej opowieści ani żadnej
prośby. Nikt nikomu niczego
nie próbował wyperswadować
ani wytłumaczyć.
Gdy komunikowano się z nami
tym językiem, czuliśmy ciepło i zimno,
gorycz i słodycz, ciemność i jasność.
Szarpnięcie i takt.
Pamiętam, że twoje wiersze
były w tym właśnie języku.
Tańczyliśmy do nich aż po świt.
Było nam tak sobie.
Trochę tak, a trochę inaczej.
Comments