Cielną
Ostatniego dnia wiosny doiliśmy cielną
krowę spędzoną z łąki Grube palce dziadka
zaciskały się lekko na nabrzmiałych strzykach
moje dłonie niezdarnie odbierały udój
Potem zasuszaliśmy wymię po wymieniu
z domorosłą sprawnością wiejskich konsyliarzy
Patrzyłem jak z gasnących zdrewniałych gruczołów
wraz z ciepłem i mlecznością odchodziło życie
Musisz wiedzieć że życie mówił wtedy dziadek
zaczyna się czasami od fałszywej śmierci
i czasem by coś zyskać wpierw trzeba coś stracić
Musisz wiedzieć że życie to praca w utracie
Żuki
o błyszczących plandekach
z utwardzonego płótna
nadspalające czystą etylinę,
którymi w międzyerze
przywożono do wsi
podłej jakości węgiel,
którymi razem z węglem
przywożono śmierć,
czarną, pylasto-gorzką,
rozsypaną na pace
przeżartej korozją,
mokrą od śniegu z deszczem,
wsłuchaną w szumy opon
i warkot motorów,
dyskretnie odroczoną
jak płatność za ciepło
do nigdy nie wiadomo
komu i za ile.
Źdźbła
Zeżreć chleb za stodołą
zeżreć aż do kości
nie tracąc ni ograbka
ni jednego źdźbła
Tamtego dnia, na wsi, pod przepróchniałym płotem
wykopaliśmy z ojcem dół
pod zwłoki padłej suki.
Dół był dokładnie taki, jaki powinien być dół
pod zwłoki padłej suki. Zasypaliśmy je, porządnie
uklepując ziemię, a potem
posadziliśmy obok dwie wiśnie sokówki,
które rok po roku o tej samej porze
miały wydawać słodkie, czerwone owoce
plamiące twarz i ręce. Od tamtego
dnia czekam, aż nadejdzie czas,
ale on tylko odchodzi.