Prawo ojca
Obfite mocne lato nie w owoce a w liście
burdonem wyje pies i w ciągu jednej nocy
korzenie wszystkich drzew podeszły pod cmentarz
oskoła której nigdy nie widziało światło
w sadzawkach i stawach małe fale układają się
w bardzo dobrze znaną i kochaną twarz
wiatr zaczepił mnie jak człowiek
teraz już wiem że nie miałem wyjścia
wymieniłem ojca na syna
23.07.2023
Hals
Jesteś albo cię nie ma proste pytanie
albo potwierdzenie bez słowa
jeżeli jestem to wiem że we mnie są morza
a statek choćby wśród dłoni zawsze pijany
więc wyciągnij rękę zgłoś się do odpowiedzi
kiedy dostaniesz głos pójdziemy do kółeczka
belgijka menuet a w środku walc wiedeński
czy spotkamy się w nim kiedy zgaśnie świeczka
spotkamy się dziś w lustrze w małych gestach
w rozmowie głos mamy podobny w tych rzeczach
cię złowię będę odtwarzał co było najlepsze
czego już nie ma i nie podokazujemy sobie
bo nikt nie rozumiał w lot zmienionej miny
tego że żart ma najwięcej siły
Spokój
Uspokoiło mnie wykupienie dla siebie kwatery
na cmentarzu w wieku trzydziestu kilku lat
myślę też o zrobieniu dodatkowych półeczek
jaskółek na wodę szmaty detergenty
żeby było wygodnie
Cyganie mają niezłe pałace a ja marzę
o czymś w rodzaju jachtu nawet
z żaglem w razie powodzi lub jeśli
obce cywilizacje zapragną mnie wskrzesić
dobrze skrojony marmurowy szyk
patrzący w słońcu wśród innych kamieni
z ruszającą się źrenicą na karraryjskim tle
mój grób mocne spojrzenie w przyszłość
rodzaj suchego źródła na którego pustkę teraz patrzę
pomniki ze spiżu to nic w porównaniu
z popiołem którego źródło jest w tobie
Lustro Twardowskiego
Poznałem kiedyś człowieka który poszedł
na wojnę z lustrem
chciał się dowiedzieć
jakie zdanie o tym że polegli
mają żołnierze
przyglądał się odbiciom
nieżyjących
dowiedział się że wojna nikomu
nie służy
Przesunięcie
Tlisz się jeszcze w naszych kościach
mówię do swojego odbicia jak do ciebie
bo na dobre zostałem sam
od mostka po biodra skrzypi strach
i w uszach gra you are in the army now
bo nie mam ojca wśród nas sianokosy
lipiec opętany przez trzęsące
się strumienie rosy wypływające z oczu jak
owoce strącone z drzewa całe skrzynki w których
omdlewam i przez sen pokrzykuję tak zupełnie trzeźwy
nigdy nie byłem pewny że aż tak bardzo świat
należy do mnie kiedy patrzę na pełne drzewa
zza horyzontu niepokojąco zwielokrotnione
słońce wpada do mojego rodzinnego domu
i poszerza jego korytarz jak dwa ustawione
naprzeciw siebie lustra uchylam drzwi
do łazienki w której dźwięk maszyny do szycia
zadomowił się od pierwszych chwil w szpitalu
przed którą siedzi naga śmierć woła o całą armię
o oddział butów o oddziały ubrań szyje chorągiew
i ciągle jej mało tego co po tobie zostało
a w mojej twarzy jest czegoś o wiele mniej
we wnętrzu moich kości głuchy stukot
o przeszłości która jest już wolna
nakłada się na resztki przedmiotów
i na mnie bo jestem jej częścią
teraz w moich kościach tli się czerwony szpik
jak węgiel po ognisku które zgasło
żebym mógł i musiał
Menuet
Ruszyło się żelazo świat się szybko zmienił
choć widziałem wcześniej jak idą za nią po kolei
to teraz pierwszy raz usłyszałem totentanz
przed sobą i nagle zobaczyłem dłonie
swoich zmarłych jako jedną moją
w ogóle nie obcą usłyszałem melodię
i sześćdziesiąt lat w jednej chwili się skończyło
mam po tym rany dziuple dla ptaków bo wciąż wychodzą
z nich mokre nie moje uskrzydlone
bez koloru we krwi trochę też święte
życie przeskoczyło o jeden tryb
złapało się w pętlę mój brzuch
podłączony pod lodowatą rzekę
mam jeszcze jedną źrenicę
powołuje nieistniejące jeszcze trochę
niech zostanie ze mną ojciec
Zestaw wierszy zapowiadający tom “Siej czas” (Wydawnictwo J)