top of page

Rafał Rutkowski - zestaw sześciu wierszy




Prawo ojca

Obfite mocne lato nie w owoce a w liście

burdonem wyje pies i w ciągu jednej nocy

korzenie wszystkich drzew podeszły pod cmentarz

oskoła której nigdy nie widziało światło

w sadzawkach i stawach małe fale układają się

w bardzo dobrze znaną i kochaną twarz

wiatr zaczepił mnie jak człowiek

teraz już wiem że nie miałem wyjścia

wymieniłem ojca na syna

23.07.2023



Hals

Jesteś albo cię nie ma proste pytanie

albo potwierdzenie bez słowa

jeżeli jestem to wiem że we mnie są morza

a statek choćby wśród dłoni zawsze pijany

więc wyciągnij rękę zgłoś się do odpowiedzi

kiedy dostaniesz głos pójdziemy do kółeczka

belgijka menuet a w środku walc wiedeński

czy spotkamy się w nim kiedy zgaśnie świeczka

spotkamy się dziś w lustrze w małych gestach

w rozmowie głos mamy podobny w tych rzeczach

cię złowię będę odtwarzał co było najlepsze

czego już nie ma i nie podokazujemy sobie

bo nikt nie rozumiał w lot zmienionej miny

tego że żart ma najwięcej siły



Spokój

Uspokoiło mnie wykupienie dla siebie kwatery

na cmentarzu w wieku trzydziestu kilku lat

myślę też o zrobieniu dodatkowych półeczek

jaskółek na wodę szmaty detergenty

żeby było wygodnie

Cyganie mają niezłe pałace a ja marzę

o czymś w rodzaju jachtu nawet

z żaglem w razie powodzi lub jeśli

obce cywilizacje zapragną mnie wskrzesić

dobrze skrojony marmurowy szyk

patrzący w słońcu wśród innych kamieni

z ruszającą się źrenicą na karraryjskim tle

mój grób mocne spojrzenie w przyszłość

rodzaj suchego źródła na którego pustkę teraz patrzę

pomniki ze spiżu to nic w porównaniu

z popiołem którego źródło jest w tobie



Lustro Twardowskiego

Poznałem kiedyś człowieka który poszedł

na wojnę z lustrem

chciał się dowiedzieć

jakie zdanie o tym że polegli

mają żołnierze

przyglądał się odbiciom

nieżyjących

dowiedział się że wojna nikomu

nie służy



Przesunięcie

Tlisz się jeszcze w naszych kościach

mówię do swojego odbicia jak do ciebie

bo na dobre zostałem sam

od mostka po biodra skrzypi strach

i w uszach gra you are in the army now

bo nie mam ojca wśród nas sianokosy

lipiec opętany przez trzęsące

się strumienie rosy wypływające z oczu jak

owoce strącone z drzewa całe skrzynki w których

omdlewam i przez sen pokrzykuję tak zupełnie trzeźwy

nigdy nie byłem pewny że aż tak bardzo świat

należy do mnie kiedy patrzę na pełne drzewa

zza horyzontu niepokojąco zwielokrotnione

słońce wpada do mojego rodzinnego domu

i poszerza jego korytarz jak dwa ustawione

naprzeciw siebie lustra uchylam drzwi

do łazienki w której dźwięk maszyny do szycia

zadomowił się od pierwszych chwil w szpitalu

przed którą siedzi naga śmierć woła o całą armię

o oddział butów o oddziały ubrań szyje chorągiew

i ciągle jej mało tego co po tobie zostało

a w mojej twarzy jest czegoś o wiele mniej

we wnętrzu moich kości głuchy stukot

o przeszłości która jest już wolna

nakłada się na resztki przedmiotów

i na mnie bo jestem jej częścią

teraz w moich kościach tli się czerwony szpik

jak węgiel po ognisku które zgasło

żebym mógł i musiał



Menuet

Ruszyło się żelazo świat się szybko zmienił

choć widziałem wcześniej jak idą za nią po kolei

to teraz pierwszy raz usłyszałem totentanz

przed sobą i nagle zobaczyłem dłonie

swoich zmarłych jako jedną moją

w ogóle nie obcą usłyszałem melodię

i sześćdziesiąt lat w jednej chwili się skończyło

mam po tym rany dziuple dla ptaków bo wciąż wychodzą

z nich mokre nie moje uskrzydlone

bez koloru we krwi trochę też święte

życie przeskoczyło o jeden tryb

złapało się w pętlę mój brzuch

podłączony pod lodowatą rzekę

mam jeszcze jedną źrenicę

powołuje nieistniejące jeszcze trochę

niech zostanie ze mną ojciec


 

Zestaw wierszy zapowiadający tom “Siej czas” (Wydawnictwo J)

bottom of page