DSC
Włożyłem głowę w morze. Prąd
przepłynął nicią przez uszy. Po niej
komunikują się nurkowie,
dawno poślubili kałamarnice.
W tuszu spisują topografie,
na glonach osadza linia. Na dnie
leży linia życia,
przywiązany kamień tak głośny
jak wdech płetwonurka.
Chińska knajpa
Wrzucili nas do kolonii. Linia brzegowa
wskazuje chińską knajpę na kaczej łapce.
Skwierczy.
Oczy to ryżowe kulki, chrupkie dachówki
zarumienione od gazowych lamp. Patrz na
gościa, wychodzi razem z drzwiami.
Nie wyjdzie z bańki,
bo burt już nie ma,
bo molo w zupie brodzi po
kostki.
Wyspa to krosta oceanu
Spragnieni piją tran, gwałcą syreny na skałach.
Zabicie mewy oznacza zemstę.
Dlatego wyrzuciliśmy harpuny.
Koszulki, pożółkłe paski, pąkle na skórze
swędzą, a nie można drapać.
Oj nie psie, nie można. Morze nie oddaje.
Suchar z marynarza kruszy się w dziobie.