Głodny klapek
Jeżyku – grzmoć mnie pod łokciem.
Cement jest w drzwiach, a balon nad łokciem?
Trawa ma dziś możliwości wokalne skrobanej rzepy. I dobrze jej tak.
Mlaszczmy jak menonici. Jeszcze! Mniej!
Hegel miał wrzód tam. A ona ich podgrzewa.
Wiersz dla braciszka
Łysy krzyk mi nie straszny – niczego więcej bez siodła.
A siodło? A stanik na trzy pieczone kurczaki?
Rdzawa poduszeczko...
Za palec, dookoła. Potem pałeczkami.
Braciszku, braciszku, to różowa melodia dla pastuchów.
Na chodniku pod zgrzebłem. Ale wystraszył się.
Już po iglo.
Cierpkość zakonnicy
Podobno nie można tego tak jak zapisano w marmurach.
A ja na to: mrówkami wyściełano podobrazia Caravaggia.
Michelangelo? Porto Ercole! Moja ambra?
Kurwa! Język trzeba wytoczyć. Usuń głębię.
I zamkną się perspektywy.
I otworzą żyzne wrota.