top of page

Marcin Wróblewski - zestaw siedmiu wierszy


Howard Pyle

stworzenie


ruiny żydowskich grobów 

porośnięte jaskółczym zielem i pokrzywami

powietrze duszne od mokrych gawronich piór

okadzone dymem wskrzeszonych radomskich

uszy pełne krakania i bluzgów

tak rodziło się życie

porozrzucane puchem piskląt

przez letni podniecający wiatr



oś czasu


pamiętasz robiliśmy sobie tatuaże mleczkiem z mniszka

paliliśmy papierosy z uschniętych łodyg krwawnika

robiłem ci wianek ze stokrotek a ty jadłaś słodkie kwiaty akacji

nie słyszałem co do mnie mówiłaś bo obok toczyła się wojna

dzidy z okorowanych badyli jesionu przeciwko mieczom ze sklejki

może ze strachu

wolałem patrzeć jak się śmiejesz gdy gram na trawie



czas cmentarzyków


otwarte groby

tworzące warstwy

międzygatunkowych ciał

z szyb z masek z chłodnic

zostaną zmyte

ich grzechy 

bez nabożeństw

bez pożegnań

bez pamięci

wszyscy 



niepamięć


zapyziała podlubelska wieś 

nieduże podwórko

otwarta na oścież brama 

zapraszała lub wypraszała

w cieniu wolnego orzecha 

rosła wielka kupa gruzu

kilka mniejszych w tle 

nieskoszona trawa

trochę piachu i dom 

zwyczajny szarobrązowy

wieńczył obraz 

który mam w głowie

przejeżdżałem tylko 

przez chwilę 

czułem się bezpiecznie



nieodżałowana frakcja zasad


– zaczniemy od tej trójeczki.

tylko znieczulenie jest płatne.

tak, wiem, że znieczulenie

jest płatne.



śmierć


nieodroczony na długo

szpak na gałązce czereśni

pozornie tylko czarny

jak kruk czy noc

w słońcu mieni się barwami

których nazw nie znam



nieporozumienie


Bestialsko zamordowana Mary

nie chciała zbyt wiele od życia.

Lecz faktem jest, że pomimo 

posiadania artystycznej duszy,

nie umiała gotować.

Kochała ptaki i niebo.

Godzinami potrafiła siedzieć na werandzie

i patrzeć na upływający czas

odmierzany przelotem chmur.

Johnny był wtedy głodny i niewyspany.

Czytając przy stole gazetę, mruczał pod nosem

słowa z działu sportowego, dzieląc je na sylaby.

Gdy zaburczało mu w brzuchu,

przypomniał sobie dwudaniowe obiady matki.

Wstał i wyjąwszy zza pasa długi nóż,

(gdy tylko zrywał się z bezsennej pościeli,

zawsze się uzbrajał i szedł się wysikać)

obciął Mary głowę.

Trochę mu zeszło i kiedy wrócił zziajany do stołu

odkrył, że nie jest już głodny.

Wstał, pokręcił się w miejscu i wyszedł.

Siedząc na ławce obok ciała Mary, 

wpatrywał się w niebo.

Chmury płynęły powoli, tworząc przeróżne kształty.

Lecz Johnny w każdej z nich

widział odciętą głowę żony.



bottom of page