top of page

Julia Oberson - zestaw pięciu wierszy



ja i moi przyjaciele mamy ze sobą coś wspólnego


nacieramy pstrąga imbirem

nie jesteśmy zagrożeni wyginięciem

uderzamy o asfalt tak długo

aż włączy się alarm



możliwość kontuzji


warczące psy dają wytyczne wczesną wiosną

zgrywają muzykę na usb przerastają maszty

wracają na balkon coraz wyżej

i wyżej nadając mi imię 

w ramach rekompensaty



najtańsze nawozy azotowe


zapieczętowana ośla skóra

zużyta pozbawiona wątpliwości

dzieli się ciepłem wiszącym na sznurku

wymachuje gałęziami wstaje we śnie

czeka aż wymienisz ją na mąkę

mówiąc kiedyś to było



żywak chlebowiec lubi suche i ciepłe pomieszczenia


co wymaga rytmu i zalewa mostek: orkisz sypiący się aż do świtu

cykl przymusowych przesiedleń podchodzący do gardła przy włączonych silnikach

historie które spływają prosto z wulkanu nie zważając na przechodniów

pomyśl tylko:

wyszła za mąż w czasie wojny

uderzyła głową o szafkę (przeżyła)

spotkali się ponownie



proporcje solanki


potrząsa czymś co nie przechodzi przez gardło nawet w konwersacyjnym hebrajskim

czymś solidnym i trwałym (nadmiar eksploduje na wizji od samego patrzenia)

hodowco kapucynek? o nienagannym rodowodzie twarzy lśniącej jak żołądź albo nagrobek

topniejesz przez sen zastawiając pułapki niepodzielnie od dwóch dekad 

w świecie ambulansów i szafek kuchennych mydlisz rany tak długo aż skończy się woda

hodowco soboli? dotykasz powierzchni pelisy na oczach widzów

w powiększeniu możesz oglądać przepływ komórek łatwo i lekko

możesz więzić niemoty w kotłowni i podziwiać ich salta

jak w kanale rodnym przelewając wodę wciąż na nowo


aż pęka wiadro pełne wiśni



bottom of page