trzy hektary
stryjek miał w nowotarskim trzy hektary
i jak nie rzuci jednego nad siebie.
ogłuszone ptaki przez tydzień pływały
brzuchami do góry.
kiedy opadł,
został nam ofiarowany
razem z łódką.
więc gdy przybijasz do brzegu,
jesteś już bardzo zmęczony
i podczas wieczornego obchodu
niedźwiedzie mylą ci się
ze zgiętymi we śnie babami,
ryjącymi ziemię,
w poszukiwaniu owoców.
królicze oko
Gerdzie
w XVIII wiecznych oranżeriach wylęgły się bażanty
i założyliśmy biskupstwo.
nocą z najbliższymi, wykradaliśmy je ze stajni,
jeździć do Wilna, albo na Hallera.
dalej nie pamiętam.
nosimy bluzy, mieszkamy przy metrze.
wsparta o kuchenkę mącisz, że wyrosłem,
a ja ciągle coś zrzucam.
i wciąż zbiegają ze mnie obtoczeni w pióra,
wywracając ławki, zapierając dech.
kochając wpadają,
powtarzają gubiąc.
bajka
kiedy słońce uderzy głową,
a koń ściągnie z nieba płachtę,
porzuceni w lawendzie wojownicy
będą dobijani widelcem
i wkładani do ust
z zamkniętymi oczami
człowiekowi, który jarał tylko w środy
podniosłem przebite ciało
i mówiłem do niego w języku kozic i murów
że w otwartych drzwiach płynie rzeka
a ukryta na strychu Marysia,
pewnie śmieje się widząc
jak idący wzdłuż jezdni wędkarze
odprowadzają nas bezpiecznie do domów
z pozapalanymi światłami