noszę rożen
bliskość
to torebka królowej angielskiej
miętówki matki zlepione ze starości
otwieram się na bezradność sprawdzam
miejsca które najłatwiej przegryźć
(tam ukryto kable)
noszę rożen
zawsze przy sobie
ciszej
przedwczesna wiosna
oddaje rękojmię
ze śmietników zapach skór po mandarynkach
idę i wlokę za sobą
klucz kaczek
rower stoi daleko od domu
mijam go czasem i patrzę
łabędzią szyję strzeliste ramiona
zajmuje rdza
to równie brutalne jak
siekiera larkina
ale cichsze
przedwczesna wiosna
podaje rękojeść
naturalne następstwo
tnę się
na romana honeta
miasto nie może połknąć tyle wody naraz
nabieram wody w usta zła łódź
(telefon sugeruje rodzaje łodzi)
fryzjerka za to mówi mówi
mówi
że dno dnie dna i czy
polakierować?
cięcie
fryzjerka poprawia mnie:
tomik
tnie w okolicach wrażliwych miejsc
nie odrywając stali od skóry
w dzieciństwie obrzygałam jej stopy
wiele lat później odcięła mi pieprzyk
może krytyk ma rację
tu chodzi o władzę
wtem okazuje się że nie było
nic pod śniegiem mazowsze
klaszcze w dłonie bieszczad
słuchają razem toma waitsa czekanie
na lepsze czasy jest czekaniem na gorsze
patrz jak opada twój
wskaźnik headshotów
sczytuj lament liczb
jest czekaniem na wspominanie czekania
déjà vu czkawka
powroty w pościel rozciętą jak
płyty tektoniczne mazowsze
odcina się od bieszczad
rysuje mapę geopolityczną
nanosi
miejsca
niedoboru
wyrwa
była tak śliska że żaden człowiek
nie utrzymałby w rękach a jednak
spadając
zrobiła wyrwę w kafelkach maleńka
patodeweloperka
milcząc patrzyli jak ostatnią wolną działkę
porasta beton kołyska za kołyską
bletka za bletką
martwy owad na barierce za martwym
owadem
aż wreszcie nie mogli więcej
wyciągać sobie nawzajem z gardeł jak saperzy
grający w bierki w pożarze