obraz, Mirela Bukała
old pricks don’t get rozkmina
robiłem sobie
kiedy rozdawali dekodery do salamuna
nikt nie kazał trzymać się
z dala od handlarzy
jehowych garbatych mężczyzn
paranoja była powietrzem
czarna dolina zawołała w dwutysięcznych
biały chłopczyku ty ja diabeł poruta
zjedźmy razem po lepkim skunie
miała głos jak panna ptyś
dupera z moich snów po których raz dwa trzy
odbijało mi się słodko
z bruce’a lee
którą wodą bym nie był
gorzką
grzeszoną miękką jak żmija
najlepiej tężeję w pauzę
minutę jogi co rano
pewność bańki
na iglicy pekinu
bujam się tancerki klną – bucha z czakr
poeci tańczą – będzie dym
chodzą chłopaki – płuca kare
dosiada ich
suszona krew