Kinezjoterapia
„Zakłócenia są widoczne jedynie podczas ruchu
a niewidoczne w stanie spoczynku”
więc wykopał się ze wszystkiego,
czego nie uniósł, i dotarł do obłędnego
miasta miast, miasta zamiast
nieprzygotowanej reszty świata,
wpajać sobie kult siły
od trzydziestego dziewiątego roku
życia. Tam to już było błyszczenie.
Robił z firm kostki lodu i rozpuszczał je
na miękkich dłoniach klientów,
pokoje hotelowe kładł delikatnie na piersi
i powoli odpakowywał –
czym jak nie „częścią tej siły”
woli, która na odległość stapia lodowce
w tempie 5% rocznie?
Przy każdej pobudce otwierał powiekami album
złożony z samych lakierowanych okładek.
W każdym ruchu osiągał komfort spoczynku.
Siloe
Z dwóch stron odsłania wnętrze, z czterech
skrzętnie je zasłania, czarna obudowa, komputer –
prześwituje zza skrzydłokwiatu jak ruiny
w przyszłej dżungli, karłowatej i największej na planecie.
Wysyłam do niej ekspedycje niezmordowanych ruchów palcami.
Nurkują w klawiaturę i dalej, zerojedynkują przez układy.
To, co we mnie ślepe mogę zobaczyć w ślepych znakach na ekranie.
Długo dziś palce leżały odłogiem.
Zamiast nich jakieś niezauważalne chwytaki
robiły swoje w próżni, gdzie świadomość miała jedną kreskę.
Jakoś pojawił się Stan Borys, figura bez planszy,
ale nie należy nim grać. To pewnie nawet nie download,
tylko upload: ciepłe zmartwienie trzyma spokojnie przy twarzy.
Było dość miejsca, by zanurzyć się przy nim po szyję
w sadzawce między wzgórzami. Na zboczach odcinały się
ciemniejsze plamy niedowidzących roślin.
Farbowniki, zawilce i uschnięty szakal.
Tam jeszcze trwał zgiełk i zaskoczenie w atomach.
Official Music Video
Obręcz zakreślona, gest w gęstwinie barw,
ich plamy wylewają się za obręcz: co bez nich
stanie się z obręczą, co z nią zostanie –
to poza obręcz skłania plamy –
i same jakie będą, skoro złożyły się,
nie tylko przenikały,
złożyły się a i tak było im dane;
i coś spoza barw spoczęło lekko –
niezobowiązujący symbol, miękki próg
do płodnego przejścia, czy na raz,
czy na okrągło, aż się zatrzęsie,
zatreści w spiralę, czy odrodzi plamą,
ale już głęboką od żonglerki
dnami i szczytami, od pulsacji
wypukłej w każdą stronę,
w kierunkach źródła gestu.
Zaręczyny w łapance balansu.
Pierwsze plany odkryć
w ślizgu na tle powrotnym.
Post-heksy
sondom Voyager 1 i 2
podczas ich przelotów obok Saturna
w 1980 i 1981 roku
Ile umysłów,
iloma zmysłami
rozpozna je: mury
usypane z chmur,
clouds of unknowing
przy wyburzaniu
dławiących konstrukcji?
Coraz więcej mieszkania
we wszystkokątnych burzach,
w huku wyburzania. Taki huk włącza
tych, co korzeniom przyszywają skrzydła,
tych jak styropian, gotowych do starcia,
te od brzęczenia miedzianego,
tych od siedzenia złotego,
i tę, co przechodzi na pasach
zdartych z jej kolan –
ich wszystkich i resztę głuchych
huk włącza w swoje przeloty;
na razie wystarczą,
jeśli są dłuższe
od orgazmów.
Całe
Śmiechy całe z dźwięków.
Zdania całe ze śmiechów.
Przestrzeń cała z kryjówek.
Drogi całe z wyminięć.
Serca całe z „żył, kiedyś”.
Wojny całe z filmów
przewijanych na ściszeniu,
ściskanych zamiast gardeł.
Z końca zasłony jako pionowego źródła – stwierdzą –
bierze się równościowe, obrotowe światło,
w które opływają dachy aut na interwencjach
podczas ostrzałów seriami nocy.
Na zasłonie krzepnie krew – odpowiem. –
Zasłona jest dla pokrzepienia krwi,
dla utrzymania sensu daleko
od pokrzepionych serc,
po wyzwoleniu istot z bicia od środka.
Bez zasłony nie ma życia na skrzyżowaniach,
omija się je łukami powalonej, bezbarwnej tęczy;
zieleń z sygnalizatorów ścieka
w niezauważalność muraw;
zostaje czerwień z żółcią;
uruchamiają się tła
i wchłaniają pierwsze plany.
Bez zasłony coraz rzadziej
otwiera się drzwi i zamyka,
coraz częściej otwiera się je
i uderza.