top of page

Andrzej Ratajczak - zestaw pięciu wierszy


Zenith Radio Corporation

Kinezjoterapia


„Zakłócenia są widoczne jedynie podczas ruchu

a niewidoczne w stanie spoczynku”

więc wykopał się ze wszystkiego,

czego nie uniósł, i dotarł do obłędnego

miasta miast, miasta zamiast

nieprzygotowanej reszty świata,

wpajać sobie kult siły

od trzydziestego dziewiątego roku

życia. Tam to już było błyszczenie.

Robił z firm kostki lodu i rozpuszczał je

na miękkich dłoniach klientów,

pokoje hotelowe kładł delikatnie na piersi

i powoli odpakowywał – 

czym jak nie „częścią tej siły” 

woli, która na odległość stapia lodowce 

w tempie 5% rocznie?

Przy każdej pobudce otwierał powiekami album

złożony z samych lakierowanych okładek.

W każdym ruchu osiągał komfort spoczynku.


Siloe


Z dwóch stron odsłania wnętrze, z czterech 

skrzętnie je zasłania, czarna obudowa, komputer –

prześwituje zza skrzydłokwiatu jak ruiny

w przyszłej dżungli, karłowatej i największej na planecie.

Wysyłam do niej ekspedycje niezmordowanych ruchów palcami.

Nurkują w klawiaturę i dalej, zerojedynkują przez układy.

To, co we mnie ślepe mogę zobaczyć w ślepych znakach na ekranie.

Długo dziś palce leżały odłogiem.

Zamiast nich jakieś niezauważalne chwytaki

robiły swoje w próżni, gdzie świadomość miała jedną kreskę.

Jakoś pojawił się Stan Borys, figura bez planszy,

ale nie należy nim grać. To pewnie nawet nie download,

tylko upload: ciepłe zmartwienie trzyma spokojnie przy twarzy.

Było dość miejsca, by zanurzyć się przy nim po szyję

w sadzawce między wzgórzami. Na zboczach odcinały się

ciemniejsze plamy niedowidzących roślin.

Farbowniki, zawilce i uschnięty szakal.

Tam jeszcze trwał zgiełk i zaskoczenie w atomach.



Official Music Video


Obręcz zakreślona, gest w gęstwinie barw,

ich plamy wylewają się za obręcz: co bez nich

stanie się z obręczą, co z nią zostanie –

to poza obręcz skłania plamy –

i same jakie będą, skoro złożyły się,

nie tylko przenikały,

złożyły się a i tak było im dane;

i coś spoza barw spoczęło lekko –

niezobowiązujący symbol, miękki próg

do płodnego przejścia, czy na raz,

czy na okrągło, aż się zatrzęsie,

zatreści w spiralę, czy odrodzi plamą,

ale już głęboką od żonglerki

dnami i szczytami, od pulsacji

wypukłej w każdą stronę,

w kierunkach źródła gestu.

Zaręczyny w łapance balansu.

Pierwsze plany odkryć

w ślizgu na tle powrotnym.



Post-heksy


sondom Voyager 1 i 2

podczas ich przelotów obok Saturna

w 1980 i 1981 roku

Ile umysłów,

iloma zmysłami

rozpozna je: mury 

usypane z chmur,

clouds of unknowing

przy wyburzaniu

dławiących konstrukcji?


Coraz więcej mieszkania

we wszystkokątnych burzach,

w huku wyburzania. Taki huk włącza

tych, co korzeniom przyszywają skrzydła,

tych jak styropian, gotowych do starcia,

te od brzęczenia miedzianego,

tych od siedzenia złotego,

i tę, co przechodzi na pasach

zdartych z jej kolan –

ich wszystkich i resztę głuchych

huk włącza w swoje przeloty;

na razie wystarczą,

jeśli są dłuższe

od orgazmów.



Całe


Śmiechy całe z dźwięków.

Zdania całe ze śmiechów.

Przestrzeń cała z kryjówek.

Drogi całe z wyminięć.

Serca całe z „żył, kiedyś”.

Wojny całe z filmów

przewijanych na ściszeniu,

ściskanych zamiast gardeł.


Z końca zasłony jako pionowego źródła – stwierdzą – 

bierze się równościowe, obrotowe światło,

w które opływają dachy aut na interwencjach

podczas ostrzałów seriami nocy.


Na zasłonie krzepnie krew – odpowiem. – 

Zasłona jest dla pokrzepienia krwi,

dla utrzymania sensu daleko

od pokrzepionych serc,

po wyzwoleniu istot z bicia od środka.


Bez zasłony nie ma życia na skrzyżowaniach,

omija się je łukami powalonej, bezbarwnej tęczy;

zieleń z sygnalizatorów ścieka 

w niezauważalność muraw;

zostaje czerwień z żółcią;

uruchamiają się tła

i wchłaniają pierwsze plany.


Bez zasłony coraz rzadziej 

otwiera się drzwi i zamyka,

coraz częściej otwiera się je

i uderza.

bottom of page